środa, 16 grudnia 2009
"Śmierć do nas nie należy"
Carlos Ruiz Zafon, Marina
Zafon, C. R., „Marina”, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2009
tłum.: Katarzyna Okrasko i Carlos Marrodan Casas
s: 302
Muszę przyznać, że odkąd sięgnęłam po Cień wiatru i Grę anioła stałam się zagorzałą fanką Zafona. Trudno mi nawet dokładnie określić, co sprawiło, że dałam się pochłonąć bez reszty… Na pewno Barcelona, na pewno mroczna atmosfera, na pewno zapomniane książki. Zafon pozwolił mi wskrzesić moją miłość do książek w momencie, gdy praca i zmęczenie stały się moją codzienną wymówką. Bo od powieści Zafona nie sposób się oderwać.
Już od pierwszej strony czytelnika spowija woal tajemnicy, który nie opada niemal do ostatniej strony. Piszę ogólnie: „czytelnika”, chociaż wiem, że Zafon ma tylu miłośników, co i przeciwników. Słowo „bestseller” zawsze zraża do siebie całe rzesze nieufnych wielbicieli książek. Ja dałam się przekonać. I Marina również mnie nie zawiodła.
Już na samym początku dowiadujemy się, że jest to ostatnia książka, jaką autor zdecydował się napisać dla młodzieży. Tak więc nie jest to kolejna powieść osnuta wokół Cmentarza Zapomnianych Książek. To książka, która została napisana przed słynnym Cieniem wiatru, tyle że wcześniej nie przetłumaczono jej na język polski. Pierwsze, co przyszło mi do głowy: no tak, Gwiazdka, Zafon, intrygująca okładka = świetna sprzedaż. Marketing na pewno tu zadziałał, aczkolwiek książka nie straciła przez to na wartości.
Autor ponownie zaprasza nas do Barcelony, tym razem są to czasy prawie nam współczesne. Wciąga nas w wir zdarzeń na wpół miłosnych, na wpół strasznych i nawet na chwilę nie zwalnia tempa. Młody chłopiec Oscar Drai i jego przyjaciółka Marina zupełnie przypadkiem zostają wplątani w historię rodem z najczarniejszych filmów grozy i zaczynają prowadzić własne dochodzenie. Najpierw śledzą na cmentarzu tajemniczą kobietę w czerni, później trafiają do opuszczonej oranżerii, w której osaczają ich demoniczne marionetki, następnie Oscar odwiedza osamotnionego starca z protezami zamiast rąk, który dzień później zostaje znaleziony martwy w jednym z barcelońskich kanałów. Do tego mamy demoniczną zjawę wydzielającą trupi odór, która nie wiadomo, do którego ze światów należy: realnego czy ułudy. Widmo śmierci snuje się za głównymi bohaterami przez całą powieść. Jak na mój gust, zagadka rozwiązuje się trochę za szybko, bo droga do prawdy nie jest zbyt kręta. Każdy każdemu chętnie i bezinteresownie wszystko wyjaśnia. Trochę to naiwne.
Nigdy dotąd nie lubiłam takiej literatury. Zastanawiam się, w czym tkwi zatem fenomen Zafona? Czym różni się on od innych twórców „bestsellerów”? Diabeł, jak zawsze, tkwi w szczególe. Pomysł na powieść, który jest świeży i niebanalny oraz język, którym autor nienagannie maluje pejzaż Barcelony z czasów, które już nie powrócą…
I to ciche przesłanie, które każdy musi odnaleźć dla siebie... W Marinie tym przesłaniem jest memento mori - śmierć, której nie można oszukać i która na nas nieustannie czyha. Bo życie jest życiem tylko wtedy, kiedy je się wyraźnie rozumie, jako umieranie*. Kto chce się przeciwstawić śmierci, przegra. Wcześniej czy później.
___________________________
* Saul Bellow, Herzog
Moja ocena: 5/6
Czytaj tego autora: "Książę Mgły", "Pałac Północy", "Światła września"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Widzisz, pochwaliłam, że jest lepiej i cały komentarz mi wżarło.
OdpowiedzUsuńAle i tak powiem, że jest lepiej niż wczoraj, bo nie otworzyło nawet strony.
Zafona lubię i będę szukać:)
Widzę, że czytasz "Życie owadów" czekam na opinię, bo lubię Pielewina i jego powieści i nie wiem dlaczego czytam je z dużymi odstępami czasowymi.:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że udało mi się zredukować obciążenia bloga do minimum i teraz otwiera się łatwo i szybko:)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Pielewina, to moja pierwsza książka jego autorstwa, więc nie mam specjalnych oczekiwań. O swoich wrażeniach napiszę z pewnością.
Ach ta Marina... wszyscy o niej piszą. Albo rzeczywiście jest taka dobra albo po prostu moda pochłania tysiące. Dla świętego spokoju kiedyś ją przeczytam, ale nie prędzej niż wszyscy zdążą o niej zapomnieć, łącznie ze mnią, aby w spokoju odkryć ją na nowo.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Aż taka dobra to nie jest:) Dobra reklama, ciekawość oraz zaufanie do Zafona - wszystko to sprawia, że ludzie po nią sięgają. Takie też były moje pobudki. pzdr
OdpowiedzUsuńNie zapominajmy przy tym, że jest to książka dla młodzieży i dorośli muszą trochę zapomnieć o swoich doświadczeniach, żeby dać się wciągnąć w świat "Mariny". Na nowo stać się dzieckiem. Zastanawiałam się, sięgając po "Marinę", jak będzie z językiem. W "Cieniu wiatru" i "Grze anioła" to właśnie język porywa i fascynuje najbardziej. Bałam się, że ze względu na przeznaczenie "Mariny" dla młodzieży będzie, ogólnie mówiąc, prościej. Tymczasem nie. Zafon nie upraszcza, nie trywializuje, nie sypie banałami. I za to chyba lubię go najbardziej. Że nawet pisząc do młodzieży porusza temat śmierci, ujmując go oczywiśćie w ramy pięknej historii, ale jednak...(nan)
OdpowiedzUsuńNan, chyba mamy podobną wrażliwość literacką:)
OdpowiedzUsuń"Czasami to, co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni. Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło".
Czyż nie?
Witaj :)
OdpowiedzUsuńLecę po kolei i wszystkim swoim blogowym znajomym, współwiernym w czytaniu grubych tomiszczy, życzę, spokojnych, pełnych ciepła w rodzinnym gronie, suto zastawionych, z toną prezentów pod choinką Świąt Bożego Narodzenia oraz szampańskiego Sylwestra, spełnienia wszelkich noworocznych marzeń i postanowień, także tych książkowych i aby wszystko ogólnie się szczęściło!
pozdrawiam serdecznie :)
Też zwróciłam uwagę, na to, że bohaterom, którzy przecież ciągle są w niebezpieczeństwie, wyciągając starą tajemnicę, co rusz ktoś coś tłumaczy jak dzieciom, no ba, nimi właśnie są i dla młodzieży ta książka. Miło czasami poczuć się jak dziecko :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie: czy to kwestia młodzieńczej naiwności? Czy mając po -naście lat nie zawracaliśmy uwagi na to, że fabuła bywa tak nieznośnie uproszona? Fajnie byłoby być dzieckiem jeszcze raz, na chwilę:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!