piątek, 26 lipca 2019

Przepraszam, motyla nie będzie

Joanna Lech, Joanna Lech
Lech J., „Kokon”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2019
s: 352

Znacie to uczucie, gdy czytacie książkę bardzo szybko, dławicie się słowami, emocje ciekną wam po brodzie, ale tak naprawdę nigdy nie chcecie jej skończyć i z niepokojem zauważacie trzy ostatnie strony? 
To nie było to uczucie.
Najnowszą książkę Joanny Lech czytałam szybko, by ją wreszcie skończyć. Zostawić w tramwaju, oddać komuś, zakopać w parku. Dawno nie czytałam książki, której tak bardzo nie chciałam czytać, a jednak musiałam. Więc zanim zaczniecie, zastanówcie się trzy razy.

Tytuł sugeruje, że opowieść będzie o metamorfozie. Larwa zawsze przeistacza się w motyla, choćby nawet motyl miałby być ćmą. Wkroczyłam więc śmiało w mroczny świat Igi Imago, ściskając kurczowo w pamięci obietnicę finalnej metamorfozy. Tym samym zostałam bezwolnym świadkiem agresji i autoagresji, w której, niczym w bagnie, zanurzona była Iga: Iga-dziewczynka, Iga-nastolatka, Iga-kobieta. W domu nie działo się dobrze, matka była oschła i krytyczna, obwiniająca, biła. Było źle, ale podskórnie czułam, że to nie wszystko, że za mało, że widzimy tylko skutki, a brakuje przyczyn. W książce wszystko sprowadza się do przemocy, ofiara staje się oprawcą, prowokowanie agresji ściąga winę z kata, współczucie bardzo szybko zamienia się w odrazę. Nic tu nie jest czarno-białe. Zaczęłam podejrzewać, że autorka pogrywa ze mną, czytelnikiem i to książka jest kokonem, z którego nie mogę się wydobyć, by zaczerpnąć świeżego powietrza. A motyla nie będzie.

Książka jest chaotyczna. Ale właściwie chronologia wydarzeń nie ma tu żadnego znaczenia, gdziekolwiek zaczniemy czytać, wyleje się na nas takie samo wiadro pomyj. Czułam się źle fizycznie, czytając tę książkę i miałam wrażenie, że historia jest bardzo nierzeczywista, że to się nie dzieje, tylko umysł Igi produkuje takie naturalistyczne obrazy. Niestety, a może na szczęście, potknięcia o literówki (!) wybijały mnie regularnie z tego amoku i przypominały, że jest to tylko tekst.

Zakończeniem dostałam jednak jak obuchem w głowę. Ostatnie kilka zdań nadaje tej książce sens. Bez zakończenia ta książka jest tylko "wyrzygiem" myśli, że posłużę się retoryką autorki. Uważam to za bardzo ryzykowne posunięcie, bo wielu nie dotrze aż tak daleko...

Czy dostajemy metamorfozę?
Dostajemy odpowiedź.

piątek, 12 lipca 2019

O miłości naukowo

Bogdan Wojciszke, Psychologia miłości
Wojciszke B., „Psychologia miłości”, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2009
s: 360
Kult miłości romantycznej jako jedynej wartej przedstawiania przez sztukę i przeżywania przez ludzi jest w naszej kulturze równie rozpowszechniony, co niedorzeczny, przez większość życia bowiem kochamy swoich partnerów w inny, nieromantyczny sposób.
Dla większości z nas miłość nie podlega definicji. Jawi się jako coś ulotnego, efemerycznego albo wręcz przeciwnie - jako solidna podstawa wspólnej przyszłości z partnerem. Czy możliwe jest, by miłość spinała tak odległe wyobrażenia? Czy można podejść do tematu bezemocjonalnie, naukowo i nie stworzyć taniego poradnika dla zakochanych?

Pełna początkowego sceptycyzmu dziś mówię: można. Psychologia miłości w przystępny sposób prowadzi nas przez związkowe meandry, demonstrując kolejne etapy, przez które PRAWDOPODOBNIE przechodzi większość par. Mierzy się z problemami charakterystycznymi dla każdego z tych etapów i szuka ich przyczyny. Wnioski poparte są licznymi badaniami, testami, statystykami i kwestionariuszami. Wojciszke jednak otwarcie mówi: tu brak przekonujących danych, a tu przeprowadzenie testów byłoby moralnie wątpliwe. Nie można więc tej książki traktować jako złotej recepty na udany związek. Zbyt dużo tu znaków zapytania, zbyt duży wpływ na miłość ma nasza osobowość, by sprowadzać wszystko do wspólnego mianownika. Każdy może dłużej lub krócej przechodzić poszczególne etapy miłości (zakochanie, romantyczne początki, związek kompletny, związek przyjacielski, związek pusty, rozpad), a do niektórych etapów możemy w ogóle nie dotrzeć.


Książka Bogdana Wojciszke pozwoliła mi jednak na pewne swoje zachowania spojrzeć z dystansu, bez pozoru słuszności i negowania. Tak po prostu. Spojrzałam na siebie z boku. Bezcenne. Polecam. Ze zdumieniem odkryłam również, że w statystykach częściej byłam po stronie mężczyzn, ze swoimi poglądami, reakcjami i oczekiwaniami. I że zupełnie niezależnie od płci biologicznej istnieje coś takiego jak psychiczna męskość i kobiecość. 
Muszę to przemyśleć.