wtorek, 5 stycznia 2010
Gdy umiera dziecko
Ja
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
(1891-1945)
Było raz dziecko zabawne i tłuste. Umarło. Nie ma go nigdzie.
Biegało po domu, krzyczało. Są jeszcze jego fotografie w salonie.
Aż śmiać się i istnieć przestało, i nikt się nie zdziwił tej krzywdzie,
choć było tak kochane i rozpieszczone.
Gdy z domu powoli znikało, obyło się jakoś bez płaczu i pisku.
Zabawki, sukienki, niepotrzebne pamiątki zalegają poddasze.
Mama nieraz i do późnej nocy czuwała nad jego kołyską,
a jednak dzisiaj, gdy je wspomina nie płacze.
Nazywało się tak jak ja, więc wszyscy myślą, że ja to ono,
i nie usypali mu gróbka, choćby takiego jak kopiec kreta.
Toteż płacze nocami w kominie, że je zapomniano, zgubiono,
że miejsce jego zajęła jakaś niedobra kobieta...
"Różowa magia", 1924
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jest poetką moich lat szczenięcych. Pamiętam, spotkałam jej poezję gdzieś po drodze ze szkoły do domu, w którym moje wołania o miłość odbijały się o ściany jak piłeczka pingpongowa... Tak przynajmniej sobie wmówiłam. Tak sobie na pewno wmawia co druga zbuntowana i szczęśliwa w swoim nieszczęściu nastolatka. Dobrze jest znaleźć w takich chwilach sprzymierzeńca, choćby bezgłośnego, na kartach tomiku poezji... Pamiętam te niespodziewane uderzenia gorąca, gdy, czytając któryś z liryków Pawlikowskiej, wydawało mi się, że ktoś przejrzał moją duszę na wskroś. Świetna terapia.
Dziś, po latach, gdy z rzewnością wspominam swoją bezcelową walkę z sobą i z całym światem, poezja Pawlikowskiej dokładnie odtwarza stany, uczucia, emocje i frustracje, które towarzyszyły mi w tamtym czasie.
Wiersz Ja jest dla mnie trenem opłakującym stracone na zawsze dzieciństwo. Niby każde dziecko przebiera się w fatałaszki mamy, bo chce dorosnąć tu i teraz, a gdy tylko przekroczy ten próg, już patrzy, jakby tu zawrócić... Czasami łudzę się, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, że ciągle jestem małą dziewczynką, nikt ode mnie niczego nie oczekuje i jak trzeba, pogładzi tylko po włosach, a ja, gdy mi się zachce, mogę schować się pod kołdrą, odcinając się od całego świata. Myślę, że gdzieś głęboko w sobie schowałam to małe i naiwne dziecko, które czasem tupie nóżkami, kiedy indziej rozśmiesza do łez, a jeszcze innym razem daje prztyczka w nos, gdy się nabzdyczę...
Bo ja niedobra kobieta jestem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znam ten wiersz i sama nie raz próbowałam go przeanalizować. Wiesz, chyba cierpię na syndrom Piotrusia Pana, ponoć mają go tylko panowie, ale ja nawet w snach fruwam tak jak on. Dlatego też wiersze Jasnorzewskiej, tak mocno przemawiają do mojej jaźni, bo na przekór peselowi, w głębi wciąż jestem dzieckiem. Miło, że o niej napisałaś, bo brakowało mi jej wierszy... lecę po tomik, ach!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i życzę uśmiechu na twarzy :)
Niedobra?? Jak niedobra, jak tyle osób darzy Cię miłośćią?? I za Twoje piękne pisanie także... I za Jasnorzewską, która jest zapomniania, a co gorsze, niedoceniana. Ja doceniam...
OdpowiedzUsuńAnhelli, cieszę się, że Cię natchnęłam... Też zapomniałam na chwilę o poezji , a przecież nie samym chlebem człowiek żyje:) A gdy zobaczyłam ten wiersz (i wszystkie następne), rozwarły się bramy przeszłości. Jasnorzewska ma niezwykły dar docierania do ludzkich głębin. A dziecko w sobie należy pielęgnować!
OdpowiedzUsuńMarpil, oj niedobra czasami... Dobrze, że istnieje coś takiego jak miłość bezwarunkowa:) Przyznaję się również do zbrodni zapomnienia, ale dobrze, że mam swój tomik wierszy w pogotowiu (nie powiem od kogo:)
Dziękuję za wypowiedzi w trudnym temacie poezji:)
To badzo dobrze, że wiesz, gdzie siedzi w Tobie dziecko. W zasadzie każdy powinien mieć je w sobie, bo ono daje nam inne spojrzenie na świat. Przynosi ulgę myśl, że w każdej chwili mozna tupnąć nogą i po dziecięcemu dziwić się, że każda śnieżynka ma inny kształt...
OdpowiedzUsuńCo do Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej - mogę się mylić, ale chyba wiele złaknionych miłości podlotków zaczytuje się w jej poezji, jak i Poświatowskiej.
Pozdrawiam ;-)
Joanno, witam w moich skromnych progach:) Tak, wiem, że nie jestem oryginalna w swojej młodzieńczej miłości do Jasnorzewskiej... Muszę również przyznać się, że nie zaczytuję się w poezji na co dzień, więc to było jakby odkurzenie starych, zaśniedziałych emocji. Obiecałam sobie również częściej zaglądać do poezji, gdyż oświetla ona te zakamarki naszej duszy, o których nawet nie wiemy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zachlystywalam sie Jasnorzewska jako nastolatka. Wiele znalam na pamiec i wpisywalam sobie jako motta do pamietnikow. To byly czasy...
OdpowiedzUsuńPo poezji siegnelam po jej dramaty. Udalo mi sie upolowac w antykwariacie takie dwutomowe wydanie, ktore przeczytalam z bijacym sercem od deski do deski. Tez swietne.
To byly czasy...
Bookfo, faktycznie jej poezja to jak wehikuł czasu. Dramatów nie czytałam, ale może również sięgnę po nie w ramach kontynuowania podróży do przeszłości. Dziękuję za podpowiedź!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie