poniedziałek, 18 stycznia 2010

Polowanie na dziewice


Niebezpieczne związki
(oryg. Dangerous Liaisons), 1988
reż. Stephen Frears

Są takie dzieła kinematografii światowej, o których istnieniu zdarza mi się czasem zapomnieć i nie wymieniam ich, gdy ktoś pyta mnie o ulubione filmy. Przez zapomnienie, przez zaniedbanie, przez zlekceważenie, bo to niby kostiumowe, nieżyciowe… A później przypadkiem natykam się na TEN film i znowu powtarzam: genialny! Nie inaczej było tym razem.


Niebezpieczne związki
to film, który powstał w oparciu o powieść epistolarną osiemnastowiecznego francuskiego pisarza Choderlosa de Laclosa. Miałam przyjemność ją czytać i ośmielam się twierdzić, że ekranizacja przewyższa literacki pierwowzór, chociaż powieść również zajmuje wysokie miejsce w moim prywatnym rankingu. Film ma jednak coś, czego powieść nie miała szansy mieć: elektryzujące kreacje aktorskie. Tak złapać za gardło potrafią tylko Glenn Close i John Malkovich.

Film przenosi nas do Francji u schyłku XVIII w. Tam to właśnie jesteśmy świadkami intryg markizy de Merteuil (Close) i jej dawnego kochanka, wicehrabiego de Valmont (Malkovich). Markiza postanawia zemścić się na swoim byłym mężu, który zamierza ułożyć sobie życie z młodziutką Cecile. Chce, by Valmont uwiódł niewinne dziewczę, co wicehrabia niespodziewanie przyjmuje jako policzek wymierzony jego uwodzicielskim talentom. Stawia sobie poprzeczkę znacznie wyżej: postanawia uwieść cnotliwą, bogobojną i zamężną panią de Tourvel (Michelle Pfeiffer). Jej nieskazitelna reputacja stanowi nie lada wyzwanie dla Valmonta. Markiza, nie wierząc w powodzenie tej misji, zgadza się na zakład – nagrodą dla Valmonta ma być ostatnia noc spędzona z markizą de Merteuil.

W przypadku tego filmu niezmiernie ważne jest, by zacząć go oglądać od samego początku. Nie wolno parzyć herbaty czy kończyć rozdziału książki w czasie początkowych napisów. Pierwsza scena filmu – poranna toaleta markizy i wicehrabiego – jest symboliczna. Widzimy, jak nakładają na siebie wszystkie te peruki, pudry, róże, gorsety… Wymowa jest prosta: wszelkie uczucia i emocje zostały schowane pod maską. Rozpoczyna się gra pozorów.

Markiza ma już za sobą pierwszą młodość, ale wciąż święci triumfy na polu alkowianych podbojów. Jak to się stało, że dotąd jej reputacja pozostała nietknięta? Nauczyła się sterować mężczyznami, a wszelkie ciepłe uczucia odłożyła na bok. Znamienne są jej słowa, wypowiedziane do Valmonta:

I’ve always known I was born to dominate your sex and revenge my own. *

Markiza de Merteuil jest okrutną intrygantką, gotową uczynić wszystko, by dopiąć swego. Nie zna litości dla nikogo... nawet dla siebie. Nie potrafi przyznać się, jak bardzo pragnie Valmonta. Ważniejsza jest władza i dominacja, której nie potrafi mu oddać. To ona musi pociągać za sznurki, nawet kosztem schowanych głęboko uczuć. A Glenn Close tak pięknie zagrała ukłucia zazdrości i stłumione cierpienie, gdy uchwyciła w spojrzeniu Valmonta rodzącą się miłość do pani de Tourvel...

A Valmont? No cóż, kolejny antybohater, który mnie uwiódł. Obarczyć za to winą (!) mogę tylko i wyłącznie Johna Malkovicha, którego dzikie i bezczelne spojrzenia sprawiły, że miałabym nogi z waty, gdyby nie to, że siedziałam na kanapie. Wirtuozeria, z jaką Malkovich zagrał bezwzględnego wicehrabiego, który na śniadanie pożerał niewinne, niewieście serca, oblizując się przy tym smakowicie, wprawia mnie w zakłopotanie. A sposób, w jaki manipulował słowami… Niebezpieczna, ale godna podziwu sztuka.
Dla mnie pozostaje zagadką: czy Valmont był w ogóle zdolny do głębszych uczuć? Czy kochał, ale skrywał uczucia pod maską ? Czy dopiero pani de Tourvel po raz pierwszy wznieciła płomień?
W ogóle kwestia reputacji w XVIII w. była śmieszną sprawą. Damy zabiegały o reputację nietkniętej damy, a Valmont martwił się z kolei o reputację najlepszego kochanka.
A czy dziś ktoś jeszcze pamięta, czym jest reputacja?

Czytałam, że w 1988 r. Niebezpieczne związki przegrały wyścig o Oskara z Rain Man. No nie wiem… Ale to pewnie kwestia przesłania. Nominowane były również Glenn Close i Michelle Pfeiffer. A Malkovich – nie. Wygląda na to, że naprawdę się nie znam…
------------
* Zawsze wiedziałam, że urodziłam się po to, by zdominować waszą płeć, a zemścić się na mojej (tłum. Inez)

Moja ocena: 6/6

__________________________________________________
Widziałam Avatara. Piękny wizualnie, wtórny treściowo, a przez chwilę nawet zawstydziłam się, że jestem człowiekiem… Nie żałuję czasu spędzonego w kinie, ale recenzji nie chce mi się pisać:)

12 komentarzy:

  1. Witaj :)

    I znowu mamy do czynienia z telepatią... już wczoraj myślałam, aby ponownie przeczytać Niebezpieczne związki, które stoją sobie na mojej półeczce i cichutko do mnie wzdychają :)
    Film również bardzo mi się podobał, Malkovich jak zawsze... genialny! Hm... mamy bardzo podobny gust, przerażające ];]-

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ hrabia de Gercourt nie był mężem markizy de Merteuil - ona była wdową, a on był jej kochankiem. Porzucił ją jednak dla małej Cecylii Volanges, czym zranił miłość własną markizy i ściągnął na siebie jej zemstę.
    Swoją drogą film rzeczywiście świetny. Jest jeszcze druga ekranizacja powieści pt. "Valmont" - może nie tak dobra, ale też warto obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. mam słabość do Twojego pisania:) i do Twojego filmu - a ocena 6 na 6 jest zawyżona:)))) daję 5 na 6, podsyłam serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z lubianych przeze mnie filmów z powodu kostiumów, Johna i meandrów psychiki ludzkiej.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anhelli, przyrzekam, nie wysyłam w Twoim kierunku żadnych sygnałów;) A co do gustu - myślę, że jeszcze nie raz skruszymy kopie:) A powieści nie daj się dalej prosić... Czeka.

    Elenoir, cholerka, nie wiem, skąd wytrzasnęłam tego męża:( Chyba zgubiła mnie poprawność polityczna... Wstyd mi! Książkę czytałam dawno, a na ekranie mi to umknęło. Słyszałam o filmie "Valmont", z Colinem Firthem w roli wicehrabiego... Uwielbiam Firtha, ale moja wyobraźnia jest chyba zbyt ograniczona, żeby zobaczyć go w roli Valmonta...

    Holdenie, nie wiem, czym Cię osłabiłam, ale postaram się trzymać poziom:) A ocena może i zawyżona, może zaważyła chwila uniesienia, a może rozmarzył mnie Malkovich:) Ale co tam - piszę, co mi się rzewnie podoba:))

    Clevero, święte słowa. "Niebezpieczne związki" zgarnęły Oskara m.in. za kostiumy. A reszta jest oczywista:)

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  6. Inez :) słyszałam, żę o "Avatarze" nie ma nawet co pisać... że podobno tylko obrazy, widoki i efekty.
    Jeśli chodzi o film, o którym piszesz, to nie widziałam go (zaczynam czuć chęć nadrobienia :)), ale bardzo lubię pana Malkovicha :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Inez, polecam mimo wszystko, może nawet nie tyle ze względu na Colina Firtha, co na Annette Benning w roli markizy de Merteuil. I Valmont i markiza są tu młodsi i mniej demoniczni niż w "Niebezpiecznych związkach", bo i cały film Milosa Formana jest trochę lżejszy - zakończenie różni się też nieco od powieściowego oryginału.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mała Mi, faktycznie nie wiem, co mogłabym napisać o "Avatarze", dlatego zaniechałam recenzji. Lubię pisać o filmach, które wniosły coś do mojego życia. A co do "Niebezpiecznych związków" - czuj się zachęcona:)

    Elenoir, jak tylko się natknę, na pewno obejrzę. Przyznam się, że nie wiedziałam, że to film Formana! To wystarczająca zachęta.

    Dzięki za czytanie i komentowanie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Film faktycznie jest naprawdę dobry i mimo iż ubrany w kostium z epoki, to myślę iż ukazane tam ludzkie uczucia i zachowania nadal są aktualne. A spojrzenie Johna Malkovitcha jest jedyne w swoim rodzaju. Jak patrzy na mnie z ekranu to aż mnie ciarki przechodzą ;)
    Również chciałabym Ci polecić inną wersję "Niebezpiecznych związków" czyli "Valmont". Anette Bening ma tam taki seksowny głos......

    OdpowiedzUsuń
  10. Weisse_taube, film faktycznie ponadczasowy i świetnie zagrany, bez dwóch zdań!
    "Valmont"... Widzę, że to ten sam film, który poleca Elenoir. Teraz na pewno się skuszę:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli masz kanał Filmbox, to "Valmon" będzie emitowany na nim we wtorek, 2.lutego, o 19.00 :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam, mam! Będę oglądać.
    Dzięki za cynk:)

    OdpowiedzUsuń