piątek, 7 lutego 2014

Wypłakać się do końca



Majgull Axelsson, Kwietniowa czarownica
Axelsson M.., „Kwietniowa czarownica”, W.A.B., Warszawa 2002
tłum. Halina Thylwe
s: 492

Gorycz to powikłanie pochorobowe. Dotyka tych, którzy nie mogą wypłakać się do końca. [s. 367] 

Zastanawiam się czasem, na czym polega fenomen pisarzy, którzy wciąż piszą na jedną modłę, ośmielę się nawet stwierdzić, że posługują się jednym schematem, a jednak zadziwiają i wabią do siebie kolejne rzesze czytelników. Na przykład taką Axelsson łatwo można przejrzeć. Po jej powieści zwykle sięgam latem, gdy za oknem żar spływa z nieba i herbata mrożona już nie wystarcza. Bo wiem, że jej słowa ścinają serce w jednej chwili, robi się zimno i skwar lata odchodzi w niepamięć. Mróz. Nie ma miłości. Jest żal, gorycz, tłamszony ból. Jest wszystko to, co wolelibyśmy ukryć głęboko na dnie duszy albo najlepiej wyrzucić z siebie na zawsze, gdyby tylko było to możliwe.

Desiree przyszła na świat chciana, ale sprawiła wielki zawód swojej matce, przywlekając za sobą na świat nieuleczalną chorobę. Kalectwo. Los odwrócił się od niej. Stała się niechciana. Niezdolna do wykonania najmniejszego ruchu wegetuje zamknięta w swoim ciele. Posiada pewien niezwykły dar, więc może przyglądać się życiu innych, ale sama żyje jakby obok świata. Ma pretensje o to, że ktoś ukradł jej życie. W dodatku nikt nie pamięta, że w kalekim ciele uwięziony jest zdrowy umysł i okaleczona dusza. Pozostaje wegetacja i  żal.

Są też trzy kobiety, które na pozór niewiele mają wspólnego, a jednak coś jej łączy – wszystkie zostały porzucone przez swoje matki i znalazły azyl pod dachem Ciotki Ellen. Nie tworzyły idealnej rodziny. Naznaczone przez los, skrzywdzone, z pokaleczoną kobiecością nigdy nie stały się sobie bliskie, ale jednak zostały zmuszone w dorosłym życiu do odgruzowania dawnych relacji i rozliczenia się z przeszłością. Okazuje się, że z dzieciństwa w dorosłe życie często zabieramy z sobą ogromny bagaż emocjonalny, mnóstwo niezaleczonych ran i nieprzebaczonych krzywd. Jak z tym żyć?

Ciężko pisać o tej książce, by nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. I chociaż w powieściach Axelsson nigdy nie chodzi o fabułę tak bardzo, jak o podszewkę emocjonalną, nie chcę odbierać wam przyjemności rozgarniania mroków tajemnicy rodzinnej głównych bohaterek. Nie mogę powiedzieć, że Kwietniowa czarownica napawa optymizmem. Raczej utwierdza w przekonaniu, że nie zawsze istnieje wyjście z krytycznej sytuacji, a życie nie wszystkich obdarowuje po równo. Czy to znaczy, że mamy się poddać? Nie. Wystarczy dobrze się wypłakać.


Moja ocena: 5/6

Czytaj tego autora: "Dom Augusty"

sobota, 18 stycznia 2014

Portret rodziny



Paweł Sanajew, Pochowajcie mnie pod podłogą
Санаев П., „Похороните меня за плинтусом”, Астрель: АСТ, Москва 2012
s: 270

Czy można stworzyć idealny, a przynajmniej dobry portret własnej rodziny odżegnując się od błędów innych? Czy można ominąć błędy popełniane przez naszych rodziców i kroczyć własną drogą światła? Wystrzegam się błędów, a popełniam je codziennie i chcę wierzyć, że ich świadomość jest wystarczającym rozgrzeszeniem. A co z tymi błędami, które kryją się za nieświadomością? Jak bardzo zaważą one na losie mojej rodziny i przyszłym życiu mojego dziecka?

Powieść Sanajewa Pochowajcie mnie pod podłogą to w Rosji powieść kultowa. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że opisuje historię rodziny sławnej, dziś powiedzielibyśmy medialnej i, jak się okazuje, dysfunkcyjnej. Wydana w atmosferze skandalu była doskonałym kąskiem dla mediów i złaknionej sensacji publiczności. Narratorem powieści jest ośmioletni Sasza, który naiwnie opowiada o swoim małym świecie. Brak tu jego własnych opinii, zewsząd słychać tylko jęki babki, jego opiekunki. Matka mieszkająca z kochankiem była według słów babci niezdolna do zajmowania się synem. Sasza jako dziecko chorowite większość czasu spędzał w domu pod ostrzałem wyzwisk i przekleństw babci - kobiety rozgoryczonej, nieszczęśliwej i rozczarowanej życiem, która cały sens swojego życia skoncentrowała na wnuku. Niestety, niezdolna do miłości, przygnieciona własną porażką zamienia życie Saszy w piekło wypełnione dziwnymi praktykami medycznymi, żalami, pretensjami i wyzwiskami pod adresem córki, matki chłopca. Babce opieka nad Saszą, którą nazywa krzyżem, zastępuje sens życia i pogrzebane aspiracje. Trzyma się go pazurami, bo Sasza tak naprawdę był jej ostatnią szansą na usprawiedliwienie własnej egzystencji.

Sasza bał się babci. Nazywał się niedobrym dzieckiem, bo czasami chcący-niechcący robił babci na złość. A babcia przecież poświęciła dla niego całe życie. Straszne to. Bo tak naprawdę to ona poświęcała życie Saszy dla siebie. Poświęcenie nie jest równoznaczne z miłością. Jeśli się pojawia to znaczy, że w złym czasie znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu. Gdy wiemy, co jest ważne, nic nie trzeba poświęcać. Proste. Może nie zabrzmi to dobrze, ale jestem dumna, że jeszcze nigdy nie poświęciłam się dla własnego dziecka i nigdy nie chciałabym, że ono kiedykolwiek poświęcało się dla mnie. Bo czy trzeba coś poświęcać, by być dobrym rodzicem-dzieckiem-małżonkiem? Ale może po prostu rozumiem miłość inaczej.

Książka denerwowała mnie. Życie Saszy było tak beznadziejne i niesprawiedliwe, że miałam ochotę krzyczeć i trząść nim, matką, babką. Jak można tak marnować dziecku życie? Jak cała rodzina może się bać jednej apodyktycznej choleryczki? Drażniła mnie niemoc, drażnił mnie naiwny obraz rodziny rysowany pierwszoosobową narracją Saszy. A wszystko to doprawione charakterystycznym rosyjskim humorem. Ale chyba najbardziej denerwowała mnie świadomość, że autor (dziś znany pisarz i reżyser) na światło dzienne wywlókł, mniej  lub bardziej dosłownie, brudy swojej rodziny. I oczywiście na tym zarobił. Może była to zemsta, może próba rozliczenia się z przeszłością, dla mnie - utrata wiarygodności. 

Podobna refleksja tu i tu

Moja ocena: 3/6

poniedziałek, 4 marca 2013

Nie ma raju



J.M.G. Le Clézio, Onitsza
J.M.G. Le Clézio, „Onitsza”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2008
s: 222
tłum. Anna Paderewska-Gryza

Życie człowieka to ciągłe poszukiwania miejsca na ziemi. Czasami nie ma to nic wspólnego z przemieszczaniem się w przestrzeni. Czasami wystarczy znalezienie bezpiecznego portu w drugiej osobie. A czasami portem możemy stać się sami dla siebie, gdy wydaje nam się, że znaleźliśmy tak zwane spełnienie. Ale wiadomo, że nie ma nic bardziej złudnego niż ogłupiający stan spełnienia, które nagle znienacka… przestaje być pełne. I znowu trzeba szukać kolejnego portu. Znowu dopada nas rozczarowanie i znużenie. A może po prostu wystarczy zrozumieć, że ta tułaczka w poszukiwaniu szczęścia jest wpisana w ludzki los?

piątek, 22 lutego 2013

Cień niezrozumienia


Joseph Conrad, Smuga cienia. Wyznanie
Conrad J., „Smuga cienia. Wyznanie”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976
s: 133
tłum. Jan Józef Szczepański

Lubię czasami zajrzeć na półkę ze starociami. Zawsze wydaje mi się, że odkryję tam światy już nieistniejące, że znajdę wartości, których dziś już nikt nie hołubi. Czuję się jak Kolumb bezczelnie wkraczający na dziewicze lądy, a znane dobrze nazwiska przyświecają mi jak latarnie wśród mroków zapomnianej literatury.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Zmarnowany potencjał



Pater Carey, Historia pewnej mistyfikacji
Carey P., „Historia pewnej mistyfikacji”, Muza SA, Warszawa 2004
s: 300
tłum. Bogumiła Nawrot

Jak pewnie każdy zapalony czytelnik uwielbiam książki, które choć trochę odkrywają dla mnie świat literatury od kuchni. Dla takiego laika jak ja praca pisarza, redaktora, wydawcy czy księgarza wciąż wydaje się magiczna, chociaż oczywiście zdrowy rozsądek podpowiada mi, że to praca jak każda inna. Może cieszyć i może frustrować. Ale już samo obcowanie na co dzień z LITERATURĄ musi uskrzydlać. Nie przekonacie mnie, że jest inaczej.

niedziela, 27 stycznia 2013

Wdzięczności za życie nigdy za wiele



Khaled Hosseini, Tysiąc wspaniałych słońc
Hosseini K., „A Thousand Splendid Suns”, Bloomsbury, London 2008
s: 419

Co jakiś czas dochodzę do smutnego wniosku, że moje życie jest trudne: za mało godzin w dobie, za mało pieniędzy, by zrealizować wszystkie marzenia, za mało przyjaciół, by zrzucić na ich barki trochę swoich problemów, a za dużo śniegu wciskającego się za kołnierz i pod rękawiczki. Jednak coraz częściej do mnie dociera, że lepiej być wdzięcznym za te wszystkie małe-wielkie rzeczy, z których składa się moje życie niż czekać na tragedię, która mi uzmysłowi, jak wiele straciłam…

środa, 5 grudnia 2012

Znienawidzić miłość



Anna Janko, Pasja według św. Hanki
Janko A., „Pasja według św. Hanki”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
s: 364

Hanka wciągnęła mnie siłą w swój duszny świat pewnego dnia w księgarni, gdy jak zwykle rozgrzanymi do czerwoności palcami przeglądałam pierwszą z brzegu książkę, której kupić przecież nie zamierzałam, bo to nierozsądne kupować piątą książkę w tym tygodniu. Nie kupiłam. Dostałam ją później. Pomyślałam: poleży, dojrzeje, poczeka, jak inne, na swój czas. Nie wytrzymałam. Chwyciłam ją poza kolejnością i od razu rozpacz Hanki ścisnęła i mnie za gardło. Nie mogłam czytać. Nie mogłam oddychać. Ta książka dusi, krztusi i jest jak ość, której nie można wyjąć.

piątek, 23 listopada 2012

Zła się nie wyrzekniemy



Mary Reilly, 1996
(oryg. Mary Reilly)
reż. Stephen Frears

Nęka mnie ostatnio myśl, że zło przemawia przez nas niezależnie od naszych intencji. Możemy jak z klocków budować wieżę z dobrych uczynków, ale i tak ostatecznie wszystko runie. Zło jest nieodłącznym elementem człowieczeństwa i potrafi objawić się na różne sposoby. Zło jest, gdy ranimy – innych z premedytacją, ale również, siebie, obcych, nieświadomie… I to nie jest mniejsze zło. To tylko inne zło. To nie znaczy, że powinniśmy mu się poddać, ale musimy zaakceptować jego istnienie. I spróbować je uśpić jak najdłużej.

wtorek, 2 października 2012

Jak zostać królem, czyli arystokrata też człowiek



Jak zostać królem, 2010
(oryg. The King’s Speech)
reż. Tom Hooper

Najtrudniej oglądać filmy, do których zasiadamy z przekonaniem, że czeka nas arcydzieło. Film obsypany Oscarami powinien zatykać dech w piersiach. Być doskonałym w każdym calu. Przeciętność nie zadowoli i nie zaspokoi wygórowanych oczekiwań. Mile spędzone chwile nie wytłumaczą zachwytu świata.