Anna Janko, Pasja według św. Hanki
Janko A., „Pasja według św. Hanki”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
s: 364
Hanka wciągnęła mnie siłą w swój duszny świat pewnego dnia w księgarni, gdy
jak zwykle rozgrzanymi do czerwoności palcami przeglądałam pierwszą z brzegu książkę, której kupić przecież nie
zamierzałam, bo to nierozsądne kupować piątą książkę w tym tygodniu. Nie kupiłam.
Dostałam ją później. Pomyślałam: poleży, dojrzeje, poczeka, jak inne, na swój
czas. Nie wytrzymałam. Chwyciłam ją poza kolejnością i od razu rozpacz Hanki ścisnęła i mnie za gardło. Nie mogłam czytać. Nie mogłam oddychać. Ta książka dusi, krztusi i jest jak ość, której nie można wyjąć.
Ale od początku.
Hanka doszła do takiego momentu w swoim życiu, kiedy z
pewności, że chce się być z drugim człowiekiem do końca życia zostały tylko zgliszcza. Miłość spowszedniała,
brakuje uniesień i endorfin, sens egzystencji spłowiał. Dzieci okazują się niewystarczającym
powodem, by trwać z człowiekiem, który z dnia na dzień okazuje się coraz
bardziej obcy. I jest ktoś jeszcze: kto rozumie, kocha do nieprzytomności, dostarcza
wrażeń, obiecuje świat u stóp, zapala iskry w oczach. Jest pożądanie, jest
obietnica bezkresnej miłości. Hanka postanawia jeszcze raz przeżyć wielką
miłość. I tu zaczyna się dramat, bo Piękno
jest tylko przerażenia początkiem (Rilke).
Hanka miota się między dwoma światami, wiecznie na walizkach, z córką i psem, kursuje między domem męża i kochanka, rozedrgana, rozhisteryzowana, nie
potrafiąca wybrać między rodziną a miłością. Bo to wybór niemożliwy. Więc próbuje
połączyć rodzinę z miłością, co doprowadza ją do rozpaczy. Czuje się zniewolona
i bezsilna, z litością patrzy na dziecko spokojnie obserwujące jej
poczynania. To Hanka jest epicentrum tego trzęsienia ziemi, cała reszta świata cierpliwie
znosi jej rozdwojenie, czekając na decyzję.
Powieść nie jest pochwałą zdrady. Raczej próbą uchwycenia stanu, jaki
dopada kobietę, gdy miłość przychodzi za późno, gdy kobieta jest już uwikłana w
dom, gdy spada na
nią wątpliwość, że związała swoje życie z niewłaściwym mężczyzną, gdy zapewnienie „normalnego” domu dzieciom jest priorytetem. Co wtedy
robić? Poświęcić się dla dzieci, pozbawiając się tym samym prawa do miłości,
czy odejść, rozbijając rodzinę i godząc się na permanentne poczucie winy? Powieść jest strumieniem
myśli, czasem nielogicznych, czasem pachnących poezją, czasem zbyt banalnych,
czasem wulgarnych. Doskonale czujemy wszystkie stany, w które wpada Hanka: zdenerwowanie
i podniecenie początkującej niewiernej, euforia i rozkosz namiętnej kochanki, poczucie
winy i rozpacz troskliwej matki, wstyd i zakłopotanie zdradzającej żony. A wszystko
to przetkane jest histerią osaczonej kobiety, która nie potrafi znaleźć wyjścia. Duszno.
Przeczytałam gdzieś, że nie zrozumie tej książki ten, kto nigdy nie kochał do
granic szaleństwa, kogo miłość nie strawiła do trzewi. Czy tak? Cierpienia
Hanki nie sposób nie czuć na własnej skórze, ale czy trzeba ją rozumieć? Przecież
nawet mała Rózia wiedziała lepiej, że trzeba być z tym, którego się kocha. Mała Rózia.
Ale cenię Janko za język. To trochę tak, jakbym czytała swoją duszę, ale lepiej,
dosłowniej, dosadniej. Urzekł mnie jej bałagan myślowy, natłok emocji, słowna
gorączka. Nie mam wątpliwości, że Janko to również poetka…
A na koniec jedna z wynotowanych refleksji, która… budzi mój sprzeciw:
Potrzebuję adresata, aby być. Bo naprawdę mocno być można tylko wobec kogoś [...] To inni nadają nam kształt. To dla nich trzymamy formę. Dlatego samotność bywa tak zabójcza. Dlatego ludzie trwają w złych związkach tak długo jak się da, aż z nich samo nie oblezie to obce ciało - partnera, który jest może najgorszy z możliwych, ale jest. Bo jak to tak - odejść do NIKOGO? [s. 34]
Potrzebuję adresata, aby być. Bo naprawdę mocno być można tylko wobec kogoś [...] To inni nadają nam kształt. To dla nich trzymamy formę. Dlatego samotność bywa tak zabójcza. Dlatego ludzie trwają w złych związkach tak długo jak się da, aż z nich samo nie oblezie to obce ciało - partnera, który jest może najgorszy z możliwych, ale jest. Bo jak to tak - odejść do NIKOGO? [s. 34]
Moja ocena: 4/6
Witaj:) Widzę, że mamy podobne odczucia po przeczytaniu "Pasji"... Podczas czytania książki Anny Janko rzeczywiście miałam wrażenie, że Hanka wciągnęła mnie w swój "duszny świat". Początkowo spodziewałam się od powieści nieco innego sposobu uchwycenia tematu, a nie rozkładania zdrady na części pierwsze. Główna bohaterka nie przypadła mi do gustu, wydawała się zbyt zamotana w plątaninę własnych uczuć. Mimo że, tak jak piszesz, powieść nie jest pochwałą zdrady, to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Hanka za wszelką cenę chce swoją zdradę usprawiedliwiać. A jaki to ma sens, jeśli ma się dwójkę dzieci? Mimo kilku niedociągnięć podobał mi się niebanalny i poetycki język Anny Janko. Ostatecznie wystawiłam książce taką ocenę jak Ty. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Janko celowo wciąga nas w taką duszną atmosferę, zabiera nam oddech, każe się dusić, byśmy niemal empirycznie doznali "choroby", na którą zapadła Hanka. Masz rację, Hanka próbuje usprawiedliwiać się, ale przecież ona była całkowicie szczera wobec męża, nie ukrywała, że zakochała się w innym mężczyźnie. A mąż przystał na taki układ, cierpliwie czekając na decyzję ostateczną. I to przecież on zasądził na koniec o ich losie. Czy warto trwać w toksycznym związku czy związku bez miłości ze względu na dzieci? Nie sądzę. Właściwie jestem totalnie przeciw takiej wegetacji. Dzieci nie będą szczęśliwe, jeśli my nie będziemy. Trudno zrobić pierwszy krok, a jeszcze trudniej zrobić ten ostateczny.
UsuńPozdrawiam!
Bardzo podobnie odebrałam tę książkę. Nie pamiętam, aby jakakolwiek książka wywołała we mnie takie emocje, co najlepsze – zupełnie skrajne. Współczując głównej bohaterce, miałam chęć potrząsnąć ją solidnie, aby w końcu ocknęła się i zaczęła zachowywać jak dorosła kobieta, a nie rozwydrzona nastolatka.
OdpowiedzUsuńAle z uczuciami chyba nie tak łatwo dojść do porządku :( Najgorsze, że od naszej decyzji zależy życie wielu osób. Jak zrobić, by wszyscy byli szczęśliwi? Grunt to zrozumieć, że tak się nie da.
UsuńPozdrawiam
Świetne podsumowanie, warto uświadomić sobie, że w życiu nie zawsze należy kierować się rozsądkiem ale sercem, aczkolwiek najlepiej gdy z jednym partnerem podczytywane są ciepłe stosunki - tym bardziej gdy jest on ojcem dziecka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie!
Świetna recenzja i bardzo kontrowersyjny temat. Od małego słyszymy historie o miłościach aż po grób, jako dziewczynki żywimy się bajkami w których "żyli długo i szczęśliwie", ale dopiero później człowiek sobie uświadamia, że to "długo i szczęśliwie" nie jest takie proste. Czasem zastanawiam się, czy taka prawdziwa, nie widząca świata poza sobą miłość rzeczywiście istnieje? Nie wiem, czy można mieć pewność że nie zjawi się któregoś dnia ktoś, kto wszystko to wywróci do góry nogami. A wtedy rzeczywiście chyba trwanie na siłę, wbrew sobie, w starym związku, może nie wyjść na dobre, bo ostatecznie wszyscy będą nieszczęśliwi.
OdpowiedzUsuńCo do cytatu - wydaje mi się, że to bardzo zależy od człowieka. Są silne kobiety, które bez mrugnięcia okiem stawiłyby czoła samotności, ale są i takie, które są zbyt słabe żeby funkcjonować bez oparcia i wolą pewność nie do końca szczęśliwego związku niż niepewność samotności. Sama nie wiem, czy nie jestem tym drugim typem.
Jakoś zupełnie nie zwróciłam na tę książkę uwagi, choć kojarzę tytuł, autorkę, okładkę. Nie zadałam sobie nawet trudu sprawdzenia, o czym to. Dzięki Tobie już wiem i chciałabym ją przeczytać, zwłaszcza że przywodzi mi na myśl też dylematy Kareniny, a tematyką zdrad kobiecych od czasu tekstu dla Archipelagu żywo się interesuję.
Na koniec - mam dla Ciebie zaproszenie do zabawy Liebster blog. Znalazłaś się wśród wyróżnionych przeze mnie blogowiczek i będzie mi bardzo miło, jeśli zdecydujesz się odpowiedzieć na wymyślone przeze mnie pytania. Pozdrawiam!
naia, myślę, że nigdy nie dowiemy się, jak to jest naprawdę, dopóki nie przyjdzie nam się zmierzyć z podobnym problem/wyzwaniem. Dlatego staram się nie oceniać. Jestem osobą raczej twardo stąpającą po ziemi, wydaje mi się, że wiem, co jest dobre, a co złe, a przede wszystkim staram się kierować banalną zasadą: nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe. Więc dlaczego tak często wszystko wychodzi na opak, ciągle ktoś jest pokrzywdzony, a ja czuję się nieszczęśliwa? Myślę, że wszystko rozbija się o interes własny. Czy jesteśmy typem "tylko ja się liczę" czy "poświęcam swoje szczęście dla innych". Trudno się wypośrodkować, ale kompromis zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Co do samotności - może i nie pamiętam dobrze tego stanu, ale chyba wolałabym być sama niż gardzić sobą do końca życia za trwanie w kłamstwie. Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Decyzja i wytrwanie w niej. To chyba trochę tak jak zerwanie z nałogiem. Największy problem jest chyba wtedy, gdy się kocha, a trzeba zdecydować się na samotność. Dla własnego dobra czy dobra dziecka. Ale takie to już jest życie - decyzje :/
UsuńPozdrawiam i dziękuję za wyróżnienie :)))
Pięknych Świąt :)
OdpowiedzUsuńCha, cha! Dopieroż zauważyłam, ale dziękuję :)
UsuńVery good nice review!
OdpowiedzUsuńZero Dramas