środa, 2 grudnia 2009

Labirynt poznania


Umberto Eco, Imię róży
Eco, U., „Imię róży”, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2004
tłum: Adam Szymanowski
s: 600

Na początku muszę się przyznać, że nie jest to pierwszy raz, kiedy sięgam po tę powieść. Kilka lat temu wypożyczyłam ją z biblioteki zgodnie z przekonaniem, że arcydzieła literatury światowej należy znać. Zdania nie zmieniłam do dziś, ale wtedy Imienia róży nie udało mi się ukończyć. Pamiętam, że biblioteka upominała się już kilkakrotnie o zwrot, a nade mną niczym gradowe chmury wisiały przeróżne lektury obowiązkowe i egzaminy semestralne. Z ciężkim sercem i wyrzutami sumienia zwróciłam książkę, nie poznając rozwiązania zagadki tajemniczych morderstw w średniowiecznym opactwie.
Książka długo nie pozwalała mi o sobie zapomnieć. Tak bardzo nie mogłam sobie darować tego przedwczesnego rozstania, że nigdy nie zdecydowałam się na obejrzenie ekranizacji powieści. Nie chciałam psuć sobie zabawy. Teraz przynajmniej mogę to zrobić z czystym sumieniem.

Powieść Umberto Eco osadzona jest w pierwszej połowie XIV w. Co ciekawe, akcja obejmuje sześć kolejnych dni późnego listopada, a więc udało mi się idealnie wpasować. Do jednego z włoskich opactw przyjeżdża Wilhelm z Baskerville wraz z towarzyszącym mu Adso z Melku. Celem ich wizyty jest rozwikłanie zagadki śmierci jednego z mnichów i uczestnictwo w przewidzianej na najbliższe dni debacie teologicznej. Jednak z każdą chwilą mrok spowijający tajemnicę opactwa gęstnieje, podobnie zresztą jak rozważania teologiczne. Przeliczy się jednak ten, kto sięgając po Imię róży, liczy na średniowieczny kryminał. Akcja toczy się wartko, ale powieść ma w sobie bardzo wiele z kroniki średniowiecznej: obdarzona jest licznymi i długimi opisami miejsc, ludzi, obyczajów. Bez tego powieść nie przedstawiałaby takiej wartości, jaką jej przypisujemy, ale zabieg ten na pewno spowalnia czytanie i czasami studzi zapał.

Ważnym elementem powieści są rozważania teologiczne bohaterów. Mnie zaintrygowały przed wszystkim dyskusje dotyczące ubóstwa i śmiechu. Pierwszy spór miał rozstrzygnąć czy Kościół powinien być ubogi i czy bogactwo w czymkolwiek przeszkadza. Problem ubóstwa i nieposiadania niczego na własność narodził się z filozofii franciszkańskiej. Kościołowi lubiącemu gromadzić bogactwa w każdej postaci oczywiście nie podobała się idea wyrzeczenia się wszystkich dóbr doczesnych. Poznajemy więc kolejne argumenty podpierające słuszność wywodów dwóch stron i zastanawiamy się: czy Jezus posiadał coś na własność? Np. czy posiadał żywność czy tylko ją użytkował?

Drugim tematem dyskusji wywołującym skrajne opinie był śmiech. Stary konserwatywny mnich, Jorge, uważa śmiech za przejaw głupoty i grzechu, przypisując go ludziom słabym, niewiernym i niewykształconym. Wilhelm broni śmiechu jako cechy odróżniającej człowieka od zwierząt. Mówi, że śmieje się ten, kto ma rozum. I znowu się zastanawiamy: czy Jezus się śmiał? A jeśli nie, to czy człowiekowi bogobojnemu przystoi śmiech?

O powieści Umberto Eco można by długo pisać, ponieważ ma wiele wątków, które zasługują na uwagę czytelnika. Chociażby labirynt, w którym mieści się biblioteka opactwa. Symbol labiryntu znany jest od wieków na całym świecie. Ja utożsamiam go z poszukiwaniem swojej świadomości, z dążeniem do samopoznania. Im trudniejsza jest ta droga do środka siebie, tym większa jest radość z kresu podróży.

Dla mnie taką podróżą była również lektura Imienia róży Umberto Eco.

Trudno oceniać arcydzieło. Ale chyba odejmę pół punktu za przydługie, choć piękne i perfekcyjne językowo opisy. Utrudniały mi nocne czytanie.

Moja ocena: 5,5/6

8 komentarzy:

  1. A czy zwróciłaś uwagę na: Dopiski na marginesie Imienia Róży? Wkrótce sama napiszę na ten temat parę słów, bo zazwyczaj ludzie nie zwracają uwagę w tej książce, w tym szalonym eksperymencie literackim uwagę na to, co najistotniejsze :)

    Ps: Płatki śniegu są wspaniałe :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anhelli, a czytałam, czytałam... I wiem, jakie założenia przyświecały Umberto Eco. Ale to nie zmienia mojej subiektywnej percepcji tej powieści.
    Chętnie oczywiście zapoznam się z Twoim punktem widzenia - czekam na recenzję:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale masz ładny śnieg... jak go wywołałaś?
    tez chcę taki :)
    a co do "Imienia Róży" to wstyd się przyznać, ale obroniłam się na polonistyce nie przeczytawszy tego... muszę kiedyś nadrobić, bo to naprawdę wieeelki wstyd :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się. To wielki WSTYD ;] Nadrób braki, nadrób, Orchideo ;] A tobie Inez chciałabym powiedzieć w tej chwili tyle, że Imię Róży to jedna z moich ulubionych książek... i ponad wszelką interpretacją, na zawsze pozostaje piękna forma tej intrygującej opowieści :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że śnieg wszystkich urzeknie... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie też urzekł śnieg... I Twoja recenzja... "Imię róży" kojarzy mi się trochę źle, a trochę dobrze. Czytałam tę książkę leżąc w szpitalu i czekając na operację kolana (i tuż po operacji), więc nierozerwalnie związana jest z nienajlepszym okresem mojego życia, ale równocześnie dzięki niej mogłam przenieść się w zupełnie inny świat, zapomnieć o narzekających staruszkach z łóżek obok. Jednak chcę tę książkę przeczytać kiedyś ponownie, bo tak jak napisałaś jest tam mnóstwo wątków, rozważań, dysput teologicznych, które trzeba czytać w spokoju i w skupieniu. Mam jednak identyczne odczucia i też bym te pół punkcika odebrała za to, co Ty, więc tylko to mnie odstrasza od ponownego sięgnięcia po książkę. A co do filmu, to polecam Ci z czystym sumieniem. Jest to jeden z niewielu filmów, o któym można powiedzieć, ze jest tak dobry jak powieść (chociaż oczywiście w zupełnie innym wymiarze). Tylko nie oglądaj od razu, odczekaj z pół roku, bo jak obejrzysz zaraz po pzreczytaniu, to się na pewno zniechęcisz i będziesz zła, ze ktoś ma inną wizję, niż Ty. (nan)

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc to jednak prawda, że każda książka, prócz swojej własnej historii, dźwiga również historię każdego z nas...

    I zgodzę się, że niektóre książki istnieją w naszej świadomości zupełnie niezależnie, "ponad wszelką interpretacją", jak napisała Anhelli.

    Dziękuję za wszystkie komentarze i refleksje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja próbowałam dawno dawno temu ją przeczytać, ale znużyła mnie na samym początku i do tej pory mi się to nie udało. Może się zmobilizuję i przeczytam ją wreszcie.
    Warto znać klasykę :)

    OdpowiedzUsuń