niedziela, 3 kwietnia 2011
Prawda nie ma racji bytu
Dom zły, 2009
reż. Wojciech Smarzowski
Prawdopodobnie Dom zły nie jest najlepszym wyborem na tak piękne, niedzielne popołudnie, jakim mamy okazję dziś się cieszyć, ale film jest niewątpliwie wart zobaczenia. Zdążyłam obejrzeć go już dwukrotnie w dość krótkim odstępie czasu i nie mogę odpędzić od siebie mrocznego wrażenia, które po sobie pozostawił. Mam zatem nadzieję, że po puszczeniu swoich trosk i obaw w świat, moja dusza stanie się przynajmniej o parę gramów lżejsza... Poza tym, będąc nieznacznie uprzedzona do kina polskiego zaczęłam żywić obawy, że omijają mnie całkiem dobre filmy. Dom zły spokojnie mogę zaliczyć do tych udanych, choć ponurych, doświadczeń.
Akcja filmu rozgrywa się dwubiegunowo w latach 80-ych ubiegłego wieku. Między dwoma głównymi wydarzeniami jest kilka lat różnicy. Najpierw zostało popełnione przestępstwo, później milicja prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Osią spajającą oba wydarzenia jest postać Edwarda Środonia (Arkadiusz Jakubik), która idealnie zdaje się pasować do ponurych, obskurnych i bardzo nieprzyjaznych lat osiemdziesiątych. Środoń udaje się w małą podróż, by objąć posadę zootechnika w jednej z pegeerowskich wsi. Okoliczności zmuszają go do przenocowania w gospodarstwie na odludziu. Początkowa nieufność gospodarzy przeradza się stopniowo w tradycyjną polską gościnność, gdzie wódka leje się wartkim strumieniem, uściskom i tańcom nie ma końca, aż nareszcie rozpoczyna się snucie wspólnych planów biznesowych. Dochodzi do tragedii.
Drugi wątek to śledztwo prokuratury i milicji w sprawie tamtych wydarzeń sprzed kilku lat. Jesteśmy świadkami wizji lokalnej, podczas której prawda jest najmniej pożądana. Mroźna zima, wódka, przebłyski przeszłości i odkrywanie kolejnych, zatrważających faktów. Okazuje się, że nie ma na tym świecie sprawiedliwych, a jedyny, który ośmielił się dociekać prawdy, nie wychodzi na tym najlepiej.
Film jest przerażający, ale pewnie też odrobinę przerysowany. Trudno mi ocenić realizm lat osiemdziesiątych, który narzuca nam ten film, jako że na te czasy przypadło moje dzieciństwo, a to zwykle bywa bardziej lub mniej różowe. Zdumiała mnie jednak świetna gra aktorska i cała historia, która do końca trzymała mnie w napięciu, by ostatecznie zagrzmieć nade mną przestrogą: zło czai się w każdym z nas i tylko od nas zależy czy potrafimy je zdławić w zarodku. Na szczęście w filmie nie brak również pozytywnego akcentu, którym jest zwieńczenie filmu: wydarzenie, które sugeruje, że mimo mroku, nadzieja zawsze przetrwa. A jeśli przetrwa nadzieja, my razem z nią.
Moja ocena: 5/6
Przeczytaj: Smarzowski "Wesele"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie oglądałam tego filmu, ale od dawna różne znaki na niebie i na ziemi sugerują, bym to zrobiła. Najpierw lektura "Ziemi kłamstw" A. Radge, książki określanej jako skandynawski "dom zły", potem seans "Wesela" Smarzowskiego, filmu reżysera "Domu złego", a teraz Twoja recenzja. Jeśli film jest choć w połowie tak poruszający jak "Wesele", to na pewno warto poświęcić mu jeden wieczór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
dokladnie tak samo odebralam ten film:) tez z dystansem zasiadalam przed ekran,bo polskie kino to...szkoda gadac:)) ale ten film mile mnie zaskoczyl,mimo mrocznego tematu,no i genialna gra aktorska,
OdpowiedzUsuńa czy ogladalas "Hustawke"?? inna tematyka,ale jak na polskie kino -chyba tez niezle
pozdrawiam!
Jola, wesele i dom zły to dwa rózen film, choc dwa dobre. Ja na weselu sie strasznie męczylam, nie dlatego ze film kiepski,czy atorzy nei dopisali. ja sie meczyłam bo znam te zachowania tak wspaniale tam sportretowane. Mnie ten film smucił okropnie. Obejrzalam tylko raz, mimo licznych okazji do powtórek/
OdpowiedzUsuńDom zly to zupelnie inny klimat, tu juz mialam wiekszy dystans. Co prawda w latach 80 juz całkiem kumalam o co chodzi, ale ta historia była dla mnie mimo wszystko odległa. fenomenalna Kinga Preis, za która nie przepadam choc cenie jej talent
Jolu, niestety "Wesela" nie wiedziałam (kłania się moje uprzedzenie), rozumiem, że warto... "Dom zły" naprawdę robi potężne wrażenie - jest przerażający, ale zmusza do myślenia. Zachęcam!
OdpowiedzUsuńEmocjo, właśnie zamierzam przeprosić się z polskim kinem. "Huśtawka" pomoże mi w tym?:)
deo, bo ten film trzeba oglądać z dystansem, inne podejście grozi depresją... A Preis zdecydowanie zagrała świetnie.
Pozdrawiam serdecznie!
Słyszałam wiele różnych ocen tego obrazu i szczerze powiedziawszy jestem daleka od jego obejrzenia, tak jak kiedyś np. długo się wzbraniałam przed "Pręgami". Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Rzeczywiście dziwny wybór na wiosnę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBarbaro, bo to było zimą:) długo we mnie dojrzewało...
OdpowiedzUsuńŚciskam!
A to nie znam...
OdpowiedzUsuńMargo, na wszystko jest czas i pora:)
OdpowiedzUsuńpzdr
Film rzeczywiście jest świetny, ale po Smarzowskim niczego innego się nie spodziewałem :) Oczywiście nie ma co ukrywać, że jest to dość nachalna kalka Fargo braci C. ale tak bardzo udana, iż nawet to nie psuje zabawy!
OdpowiedzUsuńAutorce nieprzekonanej do polskiej kinematografii polecam od serca: Oda do radości; Golgota wrocławska; Jutro będzie niebo; Katatonia no i jeszcze kilka by się znalazło :)
Pozdrawiam
Łukaszu, dziękuję za sugestie. Postaram się skorzystać w najbliższym czasie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
NIGDY nie wrócę do tego filmu.
OdpowiedzUsuńA czemuż to?! Tak Tobą wstrząsnął?
OdpowiedzUsuńobejrzyj sobie kiedys 'Where the wild things are' i wstaw recenzje! jestem przekonany ze ci sie spodoba i ładnie sie rozpiszesz :)
OdpowiedzUsuń