sobota, 21 sierpnia 2010
I had a dream...
Incepcja
(oryg. Inception), 2010
reż. Christopher Nolan
Zapomniałam już, jak to jest chodzić do kina, więc ostatnio postanowiłam nadrobić filmowe zaległości. Mnożące się na blogach pozytywne recenzje nowego filmu Christophera Nolana nie pozostawiły mi większego wyboru – Incepcja była niemal podświadomą decyzją. Poza tym Christopher Nolan, który ulepił dłońmi swojej wyobraźni mojego ukochanego Jokera, zobowiązuje samą swoją obecnością. Po prostu musiałam. Z góry uprzedzam: mój sprawiedliwy osąd filmu może być nieznacznie zamglony wpływem, jaki wywarła na mnie uroczystość chwili...
Gdy pierwszy raz usłyszałam o tym filmie, od razu nasunęło mi się pytanie: co to jest „incepcja”? Może ktoś o szerszych horyzontach niż moje powie mi czy przed pojawieniem się filmu Nolana na polskich ekranach istniało w naszym pięknym słowiańskim języku słowo „incepcja”? Może w słowniku lekarzy czy psychologów… Jeśli ktoś wcześniej słyszał to tajemnicze słowo, niech mnie oświeci, w jakich kontekstach należy je stosować (poza kontekstem filmowym). Jestem bardzo ciekawa, a czuję się przy tym taaaka malutka.
Ale przejdźmy do meritum. Film wdziera się swoją fabułą w przyszłość, kiedy to możliwym staje się kontrolowanie snów i to nie tylko własnych, ale, co ciekawsze, również cudzych. Poznajemy grupę młodych ludzi, którzy „włamują się” do snów zawodowo i w dodatku… nie do końca legalnie. Przy założeniu, że sny są zwierciadłem pragnień i studnią naszych najintymniejszych sekretów, można tę umiejętność wykorzystywać do naprawdę bardzo niecnych celów. Don Cobb (w tej roli niezmordowany Leo) jest już recydywistą w tej branży, poszukiwanym, co gorsza, przez międzynarodową policję. Niespodziewanie pojawiła się szansa na wyczyszczenie akt, trzeba jeszcze tylko zrobić ten ostatni „skok”… Skąd my to znamy? Skokiem w tym wypadku jest tytułowa „incepcja”, czyli zaszczepienie pewnej idei, a nie jej kradzież. Oczywiście jest to wyczyn, którego nikt rzekomo dotychczas nie dokonał. Nasz Leo, nie wahając się ani chwili, podejmuje się wyzwania, gdyż stawką jest spotkanie z jego dawno niewidzianymi dziećmi. Film dzieje się na pograniczu jawy i snu. Wielokrotnie można stracić pewność, co tak naprawdę jest rzeczywistością, a co tylko marą senną. Przyznam się wam szczerze, że sama kilka razy się pogubiłam. Nie od razu też zrozumiałam kwestię działania windy bez siły przyciągania, ale od czego ma się męża-inżyniera? Jednak wszystkie niedostatki swojego zazwyczaj sprawnie działającego umysłu tłumaczę sobie późną godziną seansu... No bo co innego mogę obarczyć winą? Zakończenie filmu pozwala odrobinę podyskutować, powymądrzać się i mieć podzielone opinie.
Cała obsada filmu to kopalnia diamentów i wcale nie DiCaprio błyszczał wśród nich najbardziej. Świetne role Josepha Gordona-Levitta (pamiętacie go z filmów dla dzieci?) i Toma Hardy’ego – ze szczyptą komizmu, czyli tak jak lubię najbardziej. Kreacja Leo bardzo podobna do tej z Shutter Island. Zagrał dobrze (do tego już zdążył przyzwyczaić), ale nic nadzwyczajnego.
No i muzyka! To kolejny bohater filmu. Gwałtowna, przejmująca, celująca dźwiękami jak z łuku – prosto w serce! Film warty obejrzenia przed wszystkim w kinie: i to nie tylko ze względu na efekty, ale głównie ze względu na muzykę autorstwa Hansa Zimmera. Ach!
Moja ocena: 5/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeszcze nie widziałam tego filmu, ale na pewno obejrzę ;] Lubię oglądać filmy po paru miesiącach od premiery, ażeby nie kierować się achami i ochami zachwytu. Ale dwa atuty tego filmu najbardziej mnie doń przekonują, mam na myśli Leo i motyw snów. Leo doceniłam dopiero po filmie: Awiator, wcześniej miałam go za strasznego mamisynka, tymczasem stwierdziłam: Kurcze, ten koleś potrafi grać. I dlatego obejrzę. Motyw snów jest dla mnie kolejnym atutem. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję :)
OdpowiedzUsuńAha... No i lubię Batmana, więc z wiadomych reżyserskich powodów głupio by było przeoczyć :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Hihi :) pisałam też o tym filmie i również się zachwycałam Josephem... mmmm miło popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńFilm bardzo mi się podobał :) i muzyka też! Kurcze... mamy to samo prawie zdanie na ten temat ;)
Miłego dnia :)
Fakt-muzyka Hansa Zimmera jest świetna. I to nawet w kiepskich filmach typu "Kod da Vinci"
OdpowiedzUsuńBarbaro, mam wrażenie, że już kiedyś wdałyśmy się w dyskusję na temat Leo i batmanów (a raczej jokerów) i, o ile dobrze pamiętam, mamy podobne zdanie w tym temacie:) Nie jestem pewna czy usatysfakcjonuje Cię rozwinięcie motywu snu w "Incepcji"... Ogólny pomysł i strona techniczna na pewno są warte uwagi, ale... Zresztą zobacz sama:))
OdpowiedzUsuńMała Mi, wcześniej nie czytałam Twojej recenzji, bo wolę się nie uprzedzać przed seansem, ale teraz widzę, że zwróciłaś uwagę na te same rzeczy co ja. Więc muszą to być naprawdę mocne strony filmu;) Co do Josepha, podzielam Twoją opinię w 100%:))
Szasto, muzyka potrafi wynieść film poziom wyżej. Dla mnie jest to b.ważny element filmu i nigdy nie pozostanę obojętna wobec dobrej muzyki, nawet w kiepskim filmie. Tak samo jak nigdy nie docenię dobrego filmu całkowicie bez dobrej muzyki. Po prostu szukam pełni szczęścia:)
Pozdrawiam serdecznie!
Kurczę, wszyscy polecają ten film i kusi mnie on coraz bardziej. Jednak strasznie ciężko jest mi się przemóc do tego typu obrazów - nie lubię sci-fi - wręcz odrzuca mnie to. Ale może spróbuję, bo już nie raz i nie dwa przekonałam się, że warto :)
OdpowiedzUsuńZarezerwowałam bilety na wtorek, czekałam aż syn wróci, ale już mi się podoba, wszelkie odmienności ciągną mnie w siebie...
OdpowiedzUsuńJa przed seansem przeczytałam tylko 2 recenzje, żeby się nie sugerować i nie windować niepotrzebnie oczekiwań, ale i tak "Incepcja" była na ustach wszystkich i spodziewałam się czegoś, co wgniecie mnie w fotel. Nie wgniotło. Owszem, film dobry, warto obejrzeć, ale liczyłam na coś więcej.
OdpowiedzUsuńKlaudyno, moim zdaniem, czasem nie warto się uprzedzać, ale jeśli nie lubisz kina tego typu, odpuść sobie, przecież świat się nie zawali:) Jest dużo innych dobrych (lepszych) filmów na świecie.
OdpowiedzUsuńMargo, znajdziesz tam sporo odmienności i wiele wątków do sklejenia. Synowi spodoba się na pewno bardziej:)
Lilithin, zawsze mogło być lepiej, ale myślę, że Nolan to obiecujący reżyser. Dobrze wiedzieć, że w Hollywood potrafią jeszcze zrobić coś dobrego. Ja w każdym razie czekam na jego kolejne propozycje...
Dzięki za odwiedziny!
obejrzałem z przyjemnością, bo świetne zdjęcia
OdpowiedzUsuńale i ze świadomością, że to kino dość marne :)
Yo, oj tam, bywa znacznie gorzej:) Zdjęcia faktycznie świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Podobał mi sie bardzo - z racji tego, że wpisuje się w klimat moich snów :)
OdpowiedzUsuńZeruyo, miewasz tak plastyczne sny?? Zazdroszczę:))
OdpowiedzUsuń:-) Zdecydowanie mam na niego ochotę, ale jeszcze poczekam aż ukaże się na DVD:-) Na razie mam smaka na Salt.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia dla Ciebie :-)
kocie w butach, obawiam się, że na DVD nie uchwycisz wszystkich smaczków tego filmu i stracisz szansę na złudzenie, że znajdujesz się w samym środku tego sennego labiryntu. Ale spróbuj...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!