Władysław St. Reymont, Wampir
Reymont W. St., „Wampir”, Książka i Wiedza, Warszawa 1986
s: 315
Powodowała mną zwykła ciekawość. Dotąd nie łączyłam Reymonta z powieścią
grozy, a jak się okazało – zupełnie niesłusznie. Zresztą Wampir nie jest klasycznym reprezentantem gatunku. Można go
potraktować dosłownie lub jako zobrazowanie niebezpiecznej iluzji.
Interpretacja zależy od czytelnika i od jego wiary lub niewiary w świat zjawisk
nadprzyrodzonych. Jednego możemy być pewni: powieść jest hołdem złożonym
drugiej pasji (po pisaniu) Reymonta – spirytyzmowi.
Londyn. Początek XX wieku. Zenon, polski pisarz od przeszło dziesięciu lat
mieszkający z dala od ojczyzny, wciąż czuje się tu intruzem. Londyn to miasto nieprzyjazne,
brudne, odstraszające aurą:
…ulice były prawie puste i
głuche, czerniały niskimi tunelami, przywalone mgłą, która niby wata zdjęta z
opatrunków, przeropiała, unurzana w jakiejś strasznej cieczy, ociekająca,
zwalała się gąbczastymi kłębami coraz niżej w ulice, zalewała domy, topiła w brudnej
fali miasto całe [s. 29].
Na tle tego po mistrzowsku skreślonego pejzażu dzieją się rzeczy
nieprawdopodobne, straszne, budzące dreszcz na plecach. Na seansach
spirytystycznych fruwają stoliki, ludzie popadają w hipnotyczne
omdlenia lub widzą swojego odłączonego w czasie medytacji sobowtóra. Nocą za
ścianą słychać tajemnicze głosy i grę na fortepianie. Oniryczny i wilgotny
Londyn sprawie, że nasiąkamy tą niesamowitością jak gąbka i popadamy w stan równie
hipnotycznego przekonania, że na początku ubiegłego wieku kontakt ludzi i
duchów był czymś naturalnym. Czy aby na pewno?
Kluczem do interpretacji wydarzeń jest Zenon. Można w nim widzieć
człowieka, który, mimo że zakochany w innej, ateista, podejrzliwie odnoszący
się do całego spirytystycznego zamieszania, dał się opętać kobiecie, uosobieniu
demona-wampira, kapłance samego Bafometa. Opętanie okazało się silniejsze niż
jego wola i nie umiał mu się przeciwstawić. Nie było dla niego ratunku. Ale Zenon
równie dobrze mógł być po prostu młodym, zagubionym mężczyzną, którego podświadomie zżerała tęsknota
za domem, przez co Londyn stał się dla niego synonimem zła i niedoli. Nie wiedział, czego chce i w co wierzy. Próbował ułożyć sobie życie, związał się z damą, a uwiodła go famme fatale, która
skradła go światu i doprowadziła do stanu graniczącego z szaleństwem, wysysając z niego wszystkie
życiodajne soki. Jak wampir. Sam Reymont podpowiada nam, jak rozumie postać wampira:
Orły muszą brać swój lot
wysoko, ponad ziemią, z dala od spraw codziennych. Żona dla prawdziwego artysty
jest złem, niszczącym demonem, jest jego wampirem. [s. 235]
Książka niesamowita w dorobku pisarza. Jest owocem jego pobytu w Londynie i wyrazem fascynacji epoki
okultyzmem. Napisana jest charakterystycznym
dla Reymonta językiem: obrazowym, złożonym, miejscami patetycznym. Dlatego powieść polecam raczej
miłośnikom literatury pięknej niż wielbicielom horrorów. Szkoda tylko, że czasami
pisarz nie ugryzł się w język i nie pozbawił nas swojej opinii w sprawach bieżącej polityki. Dla jednych będzie to oddaniem ducha
epoki, dla mnie było zbędnym i psującym całokształt dodatkiem.
Powieść zdecydowanie na długie, jesienno-zimowe wieczory.
Moja ocena: 4,5/6
Taki to był czas - modny był spirytyzm, bo dopiero co powstawał. A co jakiś czas moda na niego wraca ; )
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że piszesz o tej odsłonie pisarstwa Reymonta xD
Rewelacja, musze przeczytac, recenzja mnie zachwycila i mysle, ze ksiazka tez powinna ;-)))).
OdpowiedzUsuńMam tę powieść od wielu lat. Jakoś zawsze odkładam. Teraz potrzebowałabym większego wydania, bo ta seria ma literki nie dla takich ślepych bab, jak ja;D
OdpowiedzUsuń:)) Ej, no nie takie znów małe... Nie wiedziałaś książki, którą teraz czytam - to są dopiero małe literki. Zaiste książka dla wybranych;))
UsuńPozdrawiam!
Na Twoje zali,jeno i snadź. Odpowiem:albowiem,aczkolwiek,lub,lecz..wiedziałam o fascynacji Reymonta spirytyzmem i znam pozycję spod znaku Kolibra.
OdpowiedzUsuńWszak to moja młodość,młodość,młodość.Młodość wypełniona półkami pełnymi książek.
Jak zwykle Twoja recenzja,nawet nie czytacza do czytania zachęci.
Pozdrawiam i dobranoc:)
Przyznam, że nie znałam Reymonta od tej strony. Może pora to zmienić. Pozdrowienia. :-)
OdpowiedzUsuń