Vladimir Nabokov, Maszeńka
Набоков В.., „Собрание сочинений в четырех томах: Машенька”, Издательство «Правда», Москва 1990
s: 112
...надушить письмо то же, что опрыскать духами сапоги для того, чтобы перейти через улицу.* [s. 69]Składam oficjalne oświadczenie: cyrylica usypia skuteczniej niż łacina (oczywiście mam na myśli alfabet łaciński). Wielokrotnie zamiast liter zgrabnie układających się w sensowne słowa widziałam obrazki bez znaczenia, które wirowały mi przed opadającymi bezwolnie powiekami. Zbyt często zdarzało się, że musiałam wrócić do początku zdania, strony czy rozdziału. Zmęczenie. Nie sprzyja ambitnej lekturze i chyba wkrótce przerzucę się na kryminały. Na chwilę.
Czy winny jest Nabokov? Może trochę…
Maszeńka (1926 r.) to debiut Sirina i nie ma najmniejszych wątpliwości, że to co najlepsze ma dopiero wyskoczyć spod jego pióra. Widać, że jeszcze nie odnalazł swojego niepowtarzalnego stylu, choć nie sposób nie docenić piękna języka, którym się posługuje. Nie ma tu miejsca na słowa nie na miejscu – wszystkie są niezbędne, by stworzyć zaczarowany i jedyny w swoim rodzaju świat Nabokova.
Pisarz przedstawia obrazek z życia rosyjskich emigrantów mieszkających w jednym z berlińskich pensjonatów, próbujących odnaleźć się w trudnej rzeczywistości na obczyźnie, z dala od domu, rodziny, ojczyzny. Głównym bohaterem powieści jest Ganin, który wiedzie bezbarwne i bezwartościowe życie, żyjąc z dnia na dzień bez większego przekonania. Wszystko się zmienia, gdy przypadkiem dowiaduje się, że jego sąsiada ma odwiedzić żona, Maszeńka. Okazuje się, że jest to ta sama dziewczyna (już kobieta), z którą dzielił pierwsze miłosne doświadczenia – jego szczenięca miłość, zapomniana i zatracona gdzieś po drodze. Od tego momentu Ganin zaczyna uciekać w przeszłość, kształtuje swoje pragnienia w oparciu o mgliste wspomnienia, idealizuje uczucie, którego tak naprawdę nie było. Wydaje mu się, że szczęście wróci jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i spotkanie z dawną ukochaną nada sens jego życiu… Jak wiemy, wspomnienia bywają trucizną, która skutecznie może zatruć życie. Patrzymy na przeszłość przez pryzmat naszych życiowych doświadczeń i wydaje nam się, że kiedyś wszystko było prostsze i doskonalsze. Łatwo można zaprzepaścić to, co mamy, goniąc za jakąś wyidealizowaną marą z przeszłości. O wiele trudniej otrząsnąć się w odpowiedniej chwili, by zrozumieć, że nie cofniemy zegara.
Nie jest to Nabokov, jakiego lubię. Nikt nie mrugał do mnie okiem, chichocząc: „znowu się nabrałaś”. Brak tu zagadek, gier językowych i sarkazmu. Za to zewsząd wyziera jęcząca nostalgia i tęsknota za tym, co było, a już nie wróci, bolesne uczucie nieodwracalności. Więcej w tym sentymentalizmu niż ironii. Chociaż udało mi się odnaleźć kilka zdań-perełek godnych Mistrza, a jednym z nich jest cytat otwierający mój wpis. I za to między innymi kocham Nabokova, że patrzył na ten sam świat, co inni śmiertelnicy, ale postrzegał go zupełnie inaczej…
Moja ocena: 4,5/6
Czytaj tego autora: "Zaproszenie na egzekucję"
___________________________________________________________
*…naperfumować list, to jakby skropić perfumami buty, żeby przejść przez ulicę [by Inez]
Skoro czujesz niedosyt, to ja również sobie odpuszczę. Nie przekonuje mnie fabuła, a co do wykonania zdaję się na Twoją opinię - i pasuję:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadoro, chyba źle mnie odczytałaś: akurat wykonanie nie pozostawia wiele do życzenia. A jako wielki fan Nabokova uważam, że nawet jego najsłabsze opowiadanie jest wciąż lepsze od pseudoliteratury zalewającej obecnie nasz rynek. Subiektywna opinia oczywiście:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sama nie wiem czy to książka dla mnie... Widzę, że czytasz "Miasto śniących książek" - czytałam trzy razy i za każdym razem jestem pod wrażeniem, jestem ciekawa czy i Tobie przypadnie do gustu. Po lekturze tego tomiszcza kupiłam dwie kolejne książki Moersa i z czystym sumieniem i stuprocentową pewnością mogę poświadczyć, że moim subiektywnym zdaniem Walter MOers jest pisarzem wybitnym, z pewnością nalezy do moich ulubionych autorów, a jego trzy grube tomy stoją dumnie na honorowym miejscu w moim domu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSwoja drogą to ciekawe co piszesz o cyrylicy, ja tylko liznęłam jej odrobinę na zajęciach za staro-cerkiewno-słowiańskiego, ale nie wyobrażam sobie czytania cyrylicą - może gdybym biegle władała nią to tak...
OdpowiedzUsuńAneto, na razie na Moersa spuszczam zasłonę milczenia. Przed końcem się nie wypowiadam, ale jedno mogę powiedzieć: dawno nie czytałam takiej książki...
OdpowiedzUsuńA co do cyrylicy, zapewniam, że spokojnie można przyzwyczaić się do posługiwania się nią:)
Pozdrawiam serdecznie:)
"naperfumować list, to jakby skropić perfumami buty, żeby przejść przez ulicę" - też wypisałam sobie ten cytat :)
OdpowiedzUsuń