poniedziałek, 31 października 2011

Jak stąd do szaleństwa


Przerwana lekcja muzyki, 1999
(oryg. Girl, Interrupted)
reż. James Mangold

Ostatnio ciągnie mnie do motywu szaleństwa w literaturze i filmie – stanu umysłu i ducha, który prawdopodobnie zawsze pozostanie zagadką. Szaleństwo ma wiele twarzy i my, zdrowi, nigdy nie dotrzemy do jego istoty. Tylko czy ktokolwiek może nazwać się całkowicie wolnym od jego ciężaru? Przecież nawet najmniejsze fobie (a kto ich nie ma?) mogą z czasem urosnąć do rozmiarów niewinnego opętania, a stąd już niedaleko do szaleństwa w najczystszej postaci… Oczywiście nigdy się do tego nie przyznamy, ale tak jak napisałam, szaleństwo niejedno ma imię i nie z każdym jego objawem wędruje się do szpitala psychiatrycznego.


Wielu ludzi nie radzi sobie z życiem, z szaleńczo pędzącym światem, z wymaganiami, które narzuca społeczeństwo. Trzeba przywdziać naprawdę twardy pancerz, by przeć do przodu bez choć najmniejszej rysy na psychice. Lata 60. nie był czasem łatwym dla Amerykanów (przemiany polityczne, wojna w Wietnamie, walka z segregacją rasową). Szczególnie kobiety miały trudne zadanie: musiały wpasować się w idealnie zaprojektowane dla nich role żon, matek i gospodyń domowych. Jakiekolwiek odstępstwo od normy było piętnowane i uważane za ekscentryczność. W takim świecie nietrudno o wariatów. Susanna Kaysen (Winona Ryder) zgłasza się szpitala psychiatrycznego po tym, jak próbowała uśmierzyć ból głowy pięćdziesięcioma tabletkami aspiryny popitymi wódką. Nie jest świadoma, że łatwiej się tam zapisać niż wypisać. Przekonana o tymczasowości swoich problemów, początkowo izoluje się od szpitalnego życia. Potem zaprzyjaźnia się z innymi pacjentkami, które wpływają na sposób, w jaki zaczyna postrzegać siebie. Szczególnie Lisa (Angelina Jolie), beznadziejny przypadek socjopatki, pokazuje Susannie tę cienką granicę, która oddziela każdego z nas od szaleństwa.

Bodźcem do odszukania tego filmu była rola Angeliny Jolie. Byłam bardzo ciekawa, cóż takiego zagrała, że zasłużyła na Oscara. Trzeba przyznać, że role szaleńców nader często są nominowane i nagradzane. Prosta sprawa: zrób z siebie durnia, a Akademia będzie piszczeć z zachwytu. No cóż, wdzięczna rola i Angelina jej podołała. Zagrała żywiołowo, charyzmatycznie i baaardzo przekonująco, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że szaleństwo to jej druga natura. Na przeciwstawnym biegunie widzimy Winonę – spokojną, opanowaną, ze sporadycznymi napadami szału. Tylko te jej świdrujące, czarne oczka na bladej twarzyczce zdradzają jedynie chwilowo uśpiony obłęd. Trzeba przyznać, że stworzyły niezwykły duet.

Film powstał w oparciu o wspomnienia Susanny Kaysen wydane w formie powieści i podobno nawiązuje do Lotu nad kukułczym gniazdem. Sami możecie stwierdzić słuszność tej opinii. Mnie już tradycyjnie zainteresował tytuł filmu: skąd taka rozbieżność między oryginałem a tłumaczeniem? Nietrudno było odnaleźć przyczynę – nawiązanie tytułu do obrazu holenderskiego malarza Jana Vermeera (tego od Dziewczyny z perłą). Stąd konieczność nieadekwatnego tłumaczenia. Angielski tytuł dzieła to Girl Interrupted at her Music, polski: Przerwana lekcja muzyki. Oryginalny tytuł filmu niesie jednak ze sobą dwu- a, może nawet wieloznaczność, czego brakuje polskiej wersji. Oprócz odwołania się do dzieła Vermeera nawiązuje również do momentu, w którym znalazła się Susanna. Jej normalne (czyli burzliwe) życie nastolatki zostało przerwane pobytem w szpitalu dla obłąkanych, po którym… wraca do normalnego życia. To jakby jej wakacje od życia. Inną interpretacją, którą dopuszcza film (nie wiem, jak książka), jest zatrzymanie się Susanny na drodze do stania się Lisą. Początkowo zapatrzona w nią jak w obrazek, później dostrzega, że nieposkromiony temperament i buntowniczość dziewczyny to nic innego jak choroba wynikająca z nieumiejętności przystosowania się. A ona nie chce podążać tą drogą. Odcina się w ostatniej chwili.

Film wart obejrzenia chociażby ze względu na dwie wspomniane role kobiece i mały wycinek z życia w latach sześćdziesiątych w Stanach. Może odrobinę przydługi i miejscami nudnawy, ale uświadamia, że wszyscy żyjemy na granicy i stąd do szaleństwa znów nie tak daleko…

Moja ocena: 4,5/6

23 komentarze:

  1. kocham ten film :)
    jest świetny i pozostaje niedosyt na jeszcze...
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisz, mądralo, coś od siebie, a nie zrzynaj wszystkiego od innych, nawet krótkie spostrzeżenia i zdania są tu ukradzione z czyjejś głowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam i również mi się podobał:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Film wywarł na mnie wielkie wrażenie, a Jolie i Ryder były rewelacyjne!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze względu chociażby na samą A. Jolie muszę obejrzeć. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW, mój pierwszy obraźliwy anonim! Fajnie, że akurat pod postem o wariatach:)) Swoją drogą ileż to trzeba mieć odwagi, by pluć na kogoś z ukrycia...
    PS. Od tej pory anonimy będą usuwane.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przejmuj się, każdy z nas przez to przechodził...
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś mnie ten film omijał - a o szaleństwie lubię i oglądać, i czytać. Nawet go mam. Pewnie czeka na dobry moment.
    Co do obraźliwych komentarzy - nie przejmuj się, Isadora ma rację, wcześniej czy później zdarzają się u każdego. Podłych ludzi nie brakuje i w blogowym świecie.
    :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Słuchaj dziewczynko(a bardziej chłopczyku), jak będę chciała cię opluć, to to zrobię, tylko poproszę, żebyś podeszła bliżej, żebym trafiła między oczy. I jeszcze coś, masz Amerykanów chyba za idiotów, a to najszybciej rozwijający się kraj, skoro masz czelność krytykować bezmyślni czyjeś charaktery, czy tragedie. Nie zalapałaś kompletnie sensu filmu, chodziło o trochę zrozumienia dla chorych lub ludzi z głębokimi ranami psychicznymi, za które często odpowiadamy my:ty i ja. Ale nie będę ci robić wykładów z psychologii. Mogłeś człowieku wykazać się minimum empatii przy kytkowaniu tego filmu, a skoro nie posiadasz tego daru, to sądzę, żeś facet, bo każda kobieta ma bogatą sferę uczuciową. A skoro tak, to po co wymyśliłeś ten archaiczny pseudonim, następny typowo męski akcent. I na koniec, jak mnie nie szanujesz i kłamiesz, to po co ja mam ci dziękować, za brak wysiłku włożony w omówienie tak dobrego filmu. I sądzę na dodatek, że jesteś studentem, który dorabia w ten nieoryginalny sposób, a studenci to plaga mojego miasta. Piszą już o was w gareztach, że jesteście pijakami, urządzacie burdy i awantury, nie dajecie ludziom spać po nocach, bo tak głośno imprezujecie. Wynocha z Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dobrze, że przypomniałaś o motywie szaleństwa w sztuce. Temat, którego akceptacja i popularność to na przestrzeni lat sinusoida. Miłość to klucz wiecznie żywy i obecny w każdym możliwym rodzaju sztuki, z szalenstwem jest zupelnie inaczej, choć w tym momencie chyba przeżywa ono swoją dobrą passę. Film widziałam i prawdę mówiąc pozostawił mnie całkiem obojętną, a że do takich rzeczy podchodzę bardzo emocjonalnie, oczekuję emocji szczerych i konkretnych, by wydać swoją opinię.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ożesz Inez, robale Ci się rozlazły :P

    Lubię jak piszesz a film nie był najgorszy... ale kino amerykańskie rzadko do mnie trafia.

    Uśmiechy ciepłe posyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Może to nie był dobry pomysł, żeby tu pisać i nie w nastroju osamotnienia. Przepraszam. Zamykam swoje usta, zamykam umysł, serce. Jeśli pojawi się we mnie jeszcze kiedyś potrzeba, żeby tu zaglądnąć, albo popisać z kimś, zignoruję ją. Robakiem jestem też, podobnie jak istotą żywą i kiedyś znałam autora tych tekstów, ale zamknął się na mnie i zniknął. Jeśli się do mnie kiedykolwiek odezwie, też będę udawać, że go nie znam, może po tym mnie rozpozna, ale i tego nie potrzebuję.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kasiu, a mi się wydaje, że szaleństwo jest wszechobecne (mam oczywiście sztukę na myśli) albo, tak jak piszesz, motyw ten przeżywa obecnie swój renesans. Czasy temu sprzyjają.

    Margo, dziękuję, jak zwykle lejesz miód na moje skołatane serce:) Amerykanie rzadko silą się na oryginalność i to ich gubi. A może zbyt bardzo się silą...

    PS. Ręce mi opadły...

    Pozdrawiam i dzięki za komentarze

    OdpowiedzUsuń
  14. UWIELBIAM TEN FILM !

    modeforme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Film tez ogladalam, warto zobaczyc ze wzgledu na aktorki.
    A mnie sie przypomnial taki film z dawnych lat Trzy kroki w szalenstwo .Czy ktos jeszcze o nim pamieta/

    OdpowiedzUsuń
  16. ardiolo, w ogóle nie znam tego filmu i domyślam się, że raczej nie mogę liczyć na tv. Warto poszukać?

    OdpowiedzUsuń
  17. Książka była pierwsza...ponad 15 lat temu. Byłam na etapie Sylvii Plath a jej Kaysen była bardzo bliska....takze psychiatrycznie........Angeline po raz pierwszy zobaczylam w teledysku Rolling Stons'ów i zakochalam się. Śmieszne do mojego ówczesnego wówczas chłopaka powiedziałam , ze dostanie kiedyś oskara.....dziś nie wiem co mogę uznac za lepsze:książkę czy film........myślę że dzieki oskarowej roli Angeliny obie stawiam na równi.Pozdrawiam cieplo z deszczowej Hiszpanii. Didi

    OdpowiedzUsuń
  18. Didi, cieszę, że trafiłaś do mnie, bo ciekawa jestem niezmiernie książki. Postaram się ją odszukać, ale gdy już odsapnę od filmu... Też widziałam dawno, dawno temu Angelinę u Rolling Stonesów. No cóż, piękna jest w ten bolesny sposób. Trudno wytłumaczyć.

    Pozdrawiam ze słonecznej Warszawy:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przez ciebie czeka mnie kolejny wieczorny seans...który to już raz z "Przerwaną lekcją"? Bardzo ładna recenzja, nie omieszkam poczytać dalej:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Oglądałam kiedyś ten film, ale po Twojej recenzji sięgnęłam po książkę. Mam mieszane uczucia, film niesamowity, a książka ... bardzo osobista.

    OdpowiedzUsuń
  21. Witam
    Podobał mi się ten film nie wiedziałam, że jest również taka książka.
    Pozdrawiam czytelników bloga

    OdpowiedzUsuń
  22. Piegusko, jestem zatem dumna:) Czy będziesz pisała o książce? Napisz!

    OdpowiedzUsuń