poniedziałek, 19 września 2011

Język piekieł


Pablo De Santis, Przekład
De Santis, P., „Przekład”, Muza SA, Warszawa 2006
tłum. Tomasz Pindel
s: 149
Praca tłumacza jest pełna wahania, tak jak i praca pisarza. Pisarz też tłumaczy i wątpi, i szuka dokładnego określenia odpowiadającego myśli; tak jak tłumacz wie, że to jego własny język staje się trudnym do zastosowania językiem obcym. Pisarz tłumaczy sam siebie, jak gdyby był kimś innym, tłumacz pisze za kogoś innego, jak gdyby ten ktoś był nim. [s. 124]
Wciąż mam przynajmniej jedno marzenie, które czeka na swoją realizację. Jest trochę zapomniane i zakurzone, ale od czasu do czasu mruga do mnie zaczepnie okiem. Czeka na lepszy moment, gdy ktoś wspaniałomyślnie zrzuci na moje barki kilka ton wolnego czasu. I nie trzeba mi przypominać, że urzeczywistnianie marzeń zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Wiem to, ale czasami wolę nie spieszyć się z ich realizacją. Życie nauczyło mnie, że marzenia są o wiele atrakcyjniejsze, gdy spoglądają na nas z wysokiej półki. A gdy się spełniają… przestają być marzeniami. Dlatego zawsze dobrze mieć coś niespełnionego w zanadrzu.

A marzy mi się, by zarabiać kiedyś na chleb jako tłumacz literatury pięknej. Nie wyobrażam sobie doskonalszego zespolenia swoich dwóch największych pasji, jakimi są języki obce i literatura. Oczywiście jak w każdym marzeniu moja wizja jest skrajnie wyidealizowana i widzę siebie w zaciszu domowym, z laptopem na kolanach, arcyciekawym rękopisem w dłoni i z gorącym kubkiem kawy na stoliku. Marzenia są po to, by były idealne. Szarobura rzeczywistość nie ma tu wstępu.

Skąd ten przydługi wstęp? Akcja wybranej przeze mnie powieści toczy się na pewnym kongresie tłumaczy i językoznawców w małym argentyńskim miasteczku Puerto Esfinge. Jest to miejsce dość niezwykłe, a jeszcze bardziej niezwykły jest hotel, w którym zostali rozlokowani tłumacze: ogromny, niedokończony, w połowie zamknięty. Również zaproszeni tłumacze specjalizujący się głównie w przekładzie tekstów ezoterycznych, z dziedziny alchemii czy neurologii potęgują atmosferę tajemniczości i dziwności. Kongresy naukowe z reguły przesiąknięte są nudą, ale nie ten. Kongres w Puerto Esfinge przerywa niespodziewana śmierć jednego z jego uczestników, a moneta, którą policja znajduje pod językiem denata, zapowiada ciekawe śledztwo. W dodatku na jednej śmierci się nie kończy. Trop prowadzi donikąd, a jedynym podejrzanym okazuje się… sekretny język Acherontu.

Muszę przyznać, że bardzo klimatyczny jest ten, jak głosi notka od wydawnictwa, „thriller erudycyjny”: ponury, chłodny, deszczowy. W dodatku interesujący temat został okraszony enigmatycznym i lapidarnym stylem, który jest tu bardzo na miejscu. W tym wszystkim zabrakło mi jednak dreszczyku emocji. Sprawa rozwiązała się tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zastanowić, zawahać... A tak naprawdę, to nawet nie byłam ciekawa, kto jest winny. Nie dałam się wciągnąć. Ale może dla osoby, która godzinami potrafi gadać o języku, ta książka jest po prostu za krótka. Innymi słowy, kończy się zbyt szybko, a tak niewiarygodna teoria, która ma służyć za wyjaśnienie całej zagadki wymaga więcej szczegółów. Zwykle lubię niedopowiedzenia, ale nie tym razem.

A do swojego marzenia może wrócę na... emeryturze.

Moja ocena: 3,5/6

15 komentarzy:

  1. Hmmm...książkę na pewno sobie daruję, a Tobie życzę spełnienia marzeń!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie odłożyłaś swoich marzeń zbyt daleko, emerytura będzie "na pstryknięcie palców". Czas to szaleniec , pędzi. Na ten szczególny okres w Twoim życiu, poleciłabym "Klaudynę" S.G.Colette. Pozdrawiam i spełnienia....

    OdpowiedzUsuń
  3. Isadoro, nie skreślaj jej tak szybko. Książka cieszy się raczej dobrą opinią. Ja chyba chwilowo muszę staranniej dobierać lektury...

    Alko, nie wiem czy powinnam się cieszyć - aż tak bardzo do emerytury mi się nie spieszy, ale czas ostatnio faktycznie pędzi jak szalony. Staram się jednak znaleźć trochę spokoju w tym szaleństwie:) Dziękuję za radę odnośnie lektury - cały czas szukam czegoś odpowiedniego...

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam trochę refleksyjna w poprzednim wpisie . Życząc Ci , miałam na myśli - spełnienie w najwspanialszej roli życia . Ty musisz mieć jeszcze dużo czasu na pasje . Tym razem życzę Ci,doskonałej organizacji i...spełnienia...Pa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może i książka dla Ciebie mało interesująca, ale za to była powodem bardzo ciekawego wstępu w notce.
    Ach, zawsze warto mieć marzenia. Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wizja pracy tłumacza iście idealna :) Ja sądzę, że ze smykałką do tłumaczeń trzeba się urodzić. Literatury pięknej nigdy nie tłumaczyłam, ale zdarzało mi się dorabiać jakimiś krótkimi tekstami i czasami znalezienie odpowiednich słów przyprawiało mnie o ból głowy, a ślęczenie przed komputerem - ból pleców ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Alko, dziękuję:)

    Agnes, bo ja w każdej książce staram się odnaleźć jakąś refleksję dla siebie. No i się nią dzielę:) A marzenia to sens naszego życia. Tak myślę.

    Lilithin, tak naprawdę wiem coś o tym. Zdarzyło mi się pracować jako tłumacz i szybko od tego uciekłam. Nużyło mi tłumaczenie dokumentów i innych podobnych bzdur. Ale teraz ubzdurałam sobie, że tłumaczenie literatury to zupełnie inny poziom przyjemności:) Mam tylko nadzieję, że będę miała okazję się kiedyś przekonać czy miałam rację...

    Pozdrawiam i dziękuję za komentarze!

    OdpowiedzUsuń
  8. Musze przeczytać, bo wbrew pozorom, zapowiada się absolutnie w moim guście. Szczególnie ten "motyw argentyński", bo Argentyna to mój ukochany kraj (oczywiście po Polsce). Ale... Twoja opinia końcowa trochę mnie gasi... No cóż spróbuję. Dla mnie Twój opis jest jednak zachęcający.

    OdpowiedzUsuń
  9. Taaa.... tłumaczyć, czytać i wchłaniać wszystkimi zmysłami :) To także w moim guście. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. recoleto, zaczynam mieć wrażenie, że "mały" chaos, który zapanował w moim życiu nie pozwala mi w pełni doceniać całkiem znośnej literatury. Czytanie na chybcika sprzyja krzywdzącym ocenom:( Więc teraz czekam aż złapię dystans...

    Barbaro, uchwyciłaś sens mojej myśli! Chciałabym wchłaniać literaturę wszystkimi zmysłami i delektować się:) Tylko jak wówczas tłumaczyć złą literaturę, której nie da się wchłonąć?

    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze jest wybór.... w życiu -- pieniądz nigdy nie powinien być na pierwszym miejscu, zwłaszcza że pieniądz to twór sztuczny -- liczymy się przede wszystkim: My! ;)
    Pozdrawiam i życzę tylko dobrej literatury :)

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny jest ten blog! świetny świetny świetny! obserwuje juz go i może zaraz sie poudzielam tu i ówdzie ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Barbaro, to oczywiste, a tal trudno to zapamiętać;)

    Fylypku, bo się rozpłynę:)) Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  14. A mnie się książka w jej tłumaczeniu na polski szalenie podobała. Co dziw, nie czytałam jej po hiszpańsku, choć książki napisane w tym języku czytam tylko w oryginale.

    Isabel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isabel, bo książka wcale nie jest zła! Wierzę, że może się podobać, szczególnie ze względu na atmosferę, temat... Ale zdecydowanie za krótko, za szybko :/

      Pozdrawiam!

      Usuń