czwartek, 21 października 2010

"Mądrość jest apetyczna"


Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny
Tokarczuk, O., „Dom dzienny, dom nocny”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010
s: 390
Jaka to rozkosz, jaka słodycz życia - siedzieć w chłodnym domu, pić herbatę, pogryzać ciasto i czytać. Przeżuwać długie zdania, smakować ich sens, odkrywać nagle w mgnieniu sens głębszy, zdumiewąc się nim i pozwalać sobie zastygać z oczami wklejonymi w prostokąt szyby. Herbata stygnie w delikatnej filiżance; nad jej powierzchnią unosi się koronkowy dymek, który znika w powietrzu, zostawiając ledwie uchwytny zapach. Sznureczki liter na białej stronie książki dają schronienie oczom, rozumowi, całemu człowiekowi. Świat jest przez to odkryty i bezpieczny. Okruszki ciasta wysypują się na serwetę, zęby dzwonią leciutko o porcelanę. W ustach zbiera się ślina, bo mądrość jest apetyczna jak drożdżowe ciasto, ożywiająca jak herbata. [s.244]

Cieszę się, że swój romans ze współczesną literaturą polską rozpoczęłam od Olgi Tokarczuk. Dotychczas wrażeń i głębszych doznań literackich szukałam raczej poza obrzeżami naszego małego podwórka literackiego. Nie wynikało to z żadnych krzywdzących uprzedzeń czy bolesnych doświadczeń z dzieciństwa; moja przebiegła ręka po prostu zbyt często nie sięgała za grzbiety polskich książek. Szukałam wrażeń wszędzie, tylko nie na swoim podwórku. Wolałam obco brzmiące imiona, nazwy od swojskiej topografii i nazewnictwa. Chyba w ogóle nie znoszę słowa „swojski”. Może dlatego…

Zupełny przypadek sprawił, że natrafiłam na Tokarczuk. Miewam takie dni w swoim życiu, gdy uciekam od świata, od ludzi i od telefonów komórkowych. Uciekam do księgarni. Chodzę między półkami, podczytuję, zaciągam się farbą drukarską, szukam odpowiedzi. Zawsze wtedy wybiera mnie jakaś książka. Książka, która wyjaśnia życie i sprawia, że inne rzeczy przestają się liczyć. Czytam, a olśnienia spływają na mnie jedno po drugim. Taka książka jest wyjątkowa tylko w danej czasoprzestrzeni; możliwe, że w innym momencie okazałaby się jedynie zwykłą książką lub pospolitym czytadłem. Tak było z Domem dziennym, domem nocnym. W powieści odnalazłam dziesiątki cytatów, którymi mogłabym oflagować poszczególne momenty swojego życia. Tokarczuk pokazuje życie, wyświetla pojedyncze obrazy, ale nic nie wyjaśnia. Sami musimy pokusić się o interpretację, co wcale nie jest łatwe. Na szczęście wyznaję tezę, że każdy czytelnik powinien interpretować literaturę wedle własnego upodobania i adaptować ją dla własnych potrzeb. Tak też bezwstydnie robię.

Tokarczuk pisze o domu – w znaczeniu dosłownym i metafizycznym. Dom to miejsce i my sami, nasze myśli i nasze sny, nasze jestestwo i nasz byt. Kreujemy siebie w wybranym miejscu i chcemy czuć się w nim bezpiecznie. Jak wielu ludzi na świecie dąży do takie stanu? Dlaczego tak niewielu się to udaje? Bo nie chcemy rozumieć. Gdy inwestujemy w drogie parkiety i meble, a zapominamy, że to w NAS jest dom, nic się nie uda. Najpierw musimy zaprowadzić porządek na swoim wewnętrznym strychu, żeby naprawdę poczuć się bezpiecznie.

Olga Tokarczuk snuje jedną opowieść za drugą. Opowieści są powiązane miejscem, ale nie czasem. Czyta się je jakby od niechcenia, a potem jak grom z jasnego nieba spada zrozumienie. Mnie najbardziej poruszyła jedna z końcowych opowieści o Nim i o Niej, parze młodych ludzi, którzy próbowali ułożyć sobie życie w powojennej Polsce. Byli piękni, młodzi, mieli pieniądze, dom i siebie. Żyli sobą i dla siebie. Egoistycznie. Niczego nie chcieli zmieniać, bo było im dobrze. Nie chcieli się dzielić swoim życiem z nikim. Nawet z dzieckiem, które dopełniłoby ich miłość. Nad wszystkim mieli kontrolę, ale…
Zawiązki dzieci powstawały w nich i tak […] Co miesiąc rodziły się w jej jajnikach, niepełne, połowiczne istoty; i w jego podbrzuszu produkowały się miliony istnień. I czasem zdarzało się, że te zawiązki łączyły się w jej macicy, ale ona nie chciała ich nosić ani karmić, ani pielęgnować, więc tajemniczo obumierały i zmywały je wodospady krwi. A ona święcie wierzyła, że świat jest poddany jej woli, że gdy się czegoś chce, to to się stanie, a gdy się zechce - to to będzie. [s. 334]

W tym cytacie ujawnia się cała niezwykła siła i moc języka Tokarczuk. Za każdym razem, gdy go czytam, zimny dreszcz przebiega mi po plecach i czuję się jak małe dziecko, które zwędziło jabłko z ogrodu sąsiada. I nie jest to związane z moim światopoglądem. Dotyka to jednak mojego ledwie dyszącego, głęboko zagrzebanego poczucia winy, o którego istnienie nawet się nie podejrzewałam.

Powieść Dom dzienny, dom nocny pełna jest takich perełek. Czyta się ją chciwie i szuka się w niej siebie. Nie da się jej opowiedzieć w kilku słowach, więc jak zwykle skupiłam się na tym, co dla mnie najważniejsze: zagnieżdżeniu jej w moim prywatnym mikrokosmosie oraz języku (!) Jestem zaczarowana. Do dziś nie mogę otrząsnąć się z letargu, w który wprawiła mnie jej proza. Tokarczuk czaruje słowami, a zarazem jest tak daleka od banału. Łączy nietypowe wyrazy, a nam wydaje się, że były one od dawna sobie przypisane. To naprawdę czary. Dzięki Tokarczuk miałam ochotę nie tylko czytać, ale i pisać! Niestety kolizja z rzeczywistością okazała się zbyt bolesna…

Cudownie wiedzieć, że mamy takich pisarzy w Polsce.

Wiem, że milion rzeczy przeoczyłam i pogubiłam po drodze, ale jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa!

Czy jeszcze komuś Marta kojarzy się z Emerenc z Zamkniętych drzwi Magdy Szabo?

Moja ocena: 5,5/6

21 komentarzy:

  1. Niekoniecznie przepadam za proza pani Tokarczuk. Może nie dorosłam? A może intelektu nie staje? trudno powiedzieć. W każdym razie coś mi nie pasuje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Tokarczuk i jej historie, klimat, ludzi :) Jednak Domu dziennego i nocnego akurat nie przeczytałam. Ostatnio byłam pod wrażeniem "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Polecam i pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nivejko, tak to już jest z literackimi gustami. Próżno szukać wytłumaczenia. Najwidoczniej nie sięgnęłaś po nią we właściwej czasoprzestrzeni:)

    Urszulo, do Tokarczuk na pewno jeszcze wrócę, bo nie można stwierdzić, że się lubi jej styl po przeczytaniu zaledwie jednej powieści. Chcę mieć zdanie.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam - "Dom dzienny, dom nocny" to jedna z moich ukochanych książek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czesc :) swietna recenzja książki - Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny. Uwielbiam ta książke, bardzo milo się czyta.

    Polecam stronę http://ebooki24.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Po raz 5 i ostatni próbuję Ci coś napisać (głodny internet zjadł mi 4 poprzednie komentarze):
    Szabo nie czytałam, więc nie wiem, ale wiem, że Marta to moja ulubiona bohaterka literacka - jest fantastyczno-realistyczna, trochę tu, a trochę tam, jest nocą i dniem, archetyp kobiety mądrej, wiedźmy (od wiedzieć), piękna, piękna...
    Cieszę się z Twojego zaczarowanie, bo jam zaczarowana już dawno, dawno...

    OdpowiedzUsuń
  7. O, to moja ulubiona książka Tokarczuk xD
    Szkoda, że tak już nie pisze...

    Pozdrawiam serdecznie!^^

    OdpowiedzUsuń
  8. beatrix, trudno jej nie uwielbiać, chociaż myślę, że do tego potrzebny jest jakiś specjalny rodzaj wrażliwości...

    marpil, dobrze, że w końcu przemogłaś internetową złośliwość;) Tak, Marta na pewno jest jedną z ciekawszych bohaterek tej książki. Odniosłam wrażenie, że bardziej niż ludzką postacią jest ona pewną ideą... Trudno ją sklasyfikować. Pamiętny jest moment, kiedy przygotowuje się do snu zimowego. Chyba przejmę od niej ten pomysł:))

    Luizo, już nie pisze?!! Tzn. tak dobrych? No to mnie załatwiłaś... I to w preludium mojego romansu:(

    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja ciągle nie mogę się za Tokarczuk zabrać. "Dom dzienny..." gdzieś mam na półce, muszę tylko wysunąć na widoczne miejsce, żeby o niej nie zapomnieć. Dziękuję za przypomnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. maiooffko, nie ma sprawy! Aczkolwiek żywię cichutką nadzieję, że nie tylko przypomniałam, ale również zachęciłam:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. "Dom dzienny, dom nocny" to jedna z moich ulubionych książek nie tylko Olgi Tokarczuk, ale ogólnie. Czytałam ją dawno i czytałam ją kilka razy, lubię zabierać ją ze sobą na dłuższe wyjazdy zagraniczne (dzieje się głównie w mojej Małej Ojczyźnie). Pięknie napisałaś tę recenzję, ta książka jest tak wyjątkowa, że trudno ją określić właściwymi słowami. Ech, chyba na wieczór sobie wezmę "Dom..." trochę sobie przypomnieć :) Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  12. kocie kreskowy, dziękuję za miłe słowa!
    Też mam tak, że wracam do ukochanych książek co jakiś czas, żeby zrewidować ich wartość i miejsce w moim życiu. Czasami się rozczarowuję i wątpiąco spoglądam na swój system wartości, a czasami utwierdzam się w przekonaniu, że tylko literatura może być tak piękna...
    Zobaczymy, jak to będzie z Tokarczuk...

    Dziękuję za odwiedziny:)

    OdpowiedzUsuń
  13. :) nigdy jeszcze nie czytałam jej książek. Ale biorę udział w takim blogowym projekcie, gdzie właśnie jej książka została wylosowana do przeczytani :) także wszystko przede mną :) W tytule jest coś o pługu... ;p

    Poczytamy, zobaczymy :) ale brzmisz zachęcająco... :)

    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  14. mnóstwo tu u Ciebie inspiracji!

    pozdrawiam,
    Paula

    OdpowiedzUsuń
  15. Pozdrowienia posyłam w oczekiwaniu na post :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Już tak dobrych nie, chociaż to też kwestia gustu ; ) Ale apetyt, który rozbudziła właśnie takimi książkami jak "Dom dzienny...", już nie został zaspokojony (przynajmniej w moim wypadku).

    Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję^^''''

    Pozdrawiam serdecznie!^^

    OdpowiedzUsuń
  17. Mała Mi, o pługu powiadasz... ;) To jej ostatnia książka. Nie wiem czy zaczniesz od najlepszej (słyszałam, że nie), ale może mimo wszystko zaczarujesz się. Pozytyw jest taki, że lepsze powieści będą wciąż przed Tobą:)

    Paulo, dziękuję i zapraszam częściej! U Ciebie również smakowicie. Może się czegoś od Ciebie nauczę (przydałoby się;)

    Margo, dziękuję i również ślę uściski! No już niedługo... Hope so;)

    Luizo, nic nie szkodzi. Od zawszę mówię, że wygórowane oczekiwania są strasznie niebezpieczne. Dotyczy to każdej dziedziny życia - wzbijamy się wysoko, a później spadamy, spadamy... Wcześniej czy później. Dobrze, że wciąż jest tyle świetnej literatury dookoła. Trzeba jej tylko cierpliwie szukać.

    Pozdrawiam wszystkich refleksyjnie...

    OdpowiedzUsuń
  18. Mnie się kompletnie nie podobała i ciągle dziwią mnie zachwyty nad prozą tej pani.

    OdpowiedzUsuń
  19. Klaudyno, rozumiem, że Tokarczuk mogła Ci się nie spodobać, ale żeby się zaraz dziwić? No wiesz, gusta są różne, a skoro tyle osób zachwyca się prozą Tokarczuk, musi w tym coś być... Ja już jestem w gronie początkujących piejących z zachwytu:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. udało mi się zdobyć dwa autografy autorki - jeden "jeżykowy" właśnie w "Domu...", drugi - "dredowy" w "Biegunach" - te dwie książki lubię najbardziej
    a czy czytujesz czasem Cortazara?
    pozdrawiam
    (a jeśli wtargnąłem zbyt natarczywie i nieproszenie to proszę skasuj mnie bez wyrzutu)

    OdpowiedzUsuń
  21. szeptaku, żałuję, że tak późno odnalazłam Twoje komentarze:) I rzadko kogokolwiek kasuję - tylko SPAM. To moje pierwsze spotkanie z Tokarczuk, ale na pewno nie ostatnie. To naprawdę dobra polska proza. Cortazara znam tylko "Grę w klasy" i niedługo zamierzam w nią wsiąknąć ponownie...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń