środa, 22 września 2010

Tylko wyjrzę...


Nigdy nie otwierać oknaRafał Wojaczek

Pamiętaj
nigdy
nie otwieraj okna
w czterech ścianach
wiatr nie wieje
dbaj o głowę
i o różę
i zaczerpuj wciąż na nowo
wprost ze źródła mieszczańskiego
nie myśl o tym
że ci się odnawia stygmat
ty…

Nie pisz listów do siebie
kto to widział
pisać listy do zmarłych





Czy przeznaczenie naprawdę istnieje? Ja wciąż szukam swojego miejsca na ziemi. Gdy wydaje mi się, że już przybiłam do brzegu, znienacka dopada mnie sztorm. Szukam, błądzę, nigdzie nie mogę zagrzać dłużej miejsca. Chciałabym robić milion rzeczy na raz, być w tysiącach miejsc albo nie robić nic: zatkać uszy, zamknąć oczy i udawać, że nikogo nie ma w domu.

Chyba boję się wyzwań i wolę święty spokój. Wolę nie otwierać okna niż się przeziębić. Gdy miałam sześć lat ojciec nauczył grać mnie w szachy. Grałam dobrze, więc jeździłam na zawody. Niestety każda przegrana partia była dla mnie ogromnym dramatem i kończyła się wybuchem płaczu. Karierę skończyłam w wieku lat jedenastu, bo rodzice bali się skutków, jakie może to wywrzeć na moim zdrowiu i późniejszym życiu. Nie wiedzieli, że nieumiejętność godnego znoszenia porażek spokojnie przetrwa okres szczenięctwa. Nie, nie… nie wybucham już publicznie płaczem, ale każda osobista klęska sprawia, że moje poczucie własnej wartości ląduje z hukiem na podłogę, a najmniejsze nawet wyzwanie wydaje się obdarte z sensu. Kto powiedział, że porażki motywują?!

Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że jestem dzieckiem, które tupie nóżką, gdy czegoś nie może dostać, ale jako że ostatnio grzebię we wspomnieniach, dopadła mnie i taka myśl. Najgorsze jest to, że przestałam wierzyć w swoje przeznaczenie (czyt. obraną drogę). Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że już wiem, którą ścieżką iść, a dzisiaj zastanawiam się czy inna droga nie byłaby lepsza. Brak mi spokoju i pewności.
Czy to chwilowe, czy to skutki jesiennej depresji, czy po prostu czas na zmiany?
Paradoksalnie tylko zmiana jest stała.

A może lepiej nie otwierać okna.
Czy można tylko przez nie wyjrzeć?

8 komentarzy:

  1. Pokuszę się o mały komentarz do tego co napisałaś pod wierszem.Ja sam nie wierzę w coś takiego jak przeznczenie. Myślę,że człowiek sam kształtuje swoje życie poprzez to jak potrafi pokonywać przeszkody stojące na swojej drodze.Nie ma chyba aż nic takiego złego w tym unikaniu wyzwań jeżeli osiągnęło się już jakiś poziom życia, który może przynieść spokój i szczęście. Wiadomo-dla każdego człowieka to szczęście ma różny wymiar.Jeden zaspokoi się szybko, a inny będzie szukał dalej.Jeżeli chodzi o klęski to każdy ich nie lubi i się ich boi. I często są one bolesne. Jednak myślę że przynoszą z czasem dobre efekty. Choć często przychodzi to długofalowo i ciężko to nam samym zauważyć.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szasto, wszystko, co piszesz jest dla mnie aż nadto oczywiste i wydaje się jedyną sensowną postawą, którą powinniśmy obrać w życiu. Niestety sama wiedza nie wystarcza i w praktyce ta teoria zawodzi. Przeraża mnie fakt, że mogłabym zawieść, rozczarować ludzi, którzy mi zaufali... A jeszcze bardziej przeraża mnie świadomość, że wiem, jak tacy ambitni ludzie kończą. Wszystkim nie dogodzisz, a próba dążenia do tego może wykończyć najwytrwalszych.
    Przeznaczenie rozumiem na swój pokrętny sposób jako drogę, którą sobie sama wytyczyłam już dawno, dawno temu. Można powiedzieć, że wszystkie moje kroki zmierzające do celu były niemal nieświadome i odruchowe. Nawet gdy zbaczałam z obranego kursu, mój ster szybko ustawiał się na pierwotnie obrany kierunek.
    Ale dobra, nie ma się co mazać... Życie bywa okrutne i innych NA PEWNO doświadcza bardziej. Ból egzystencjalny prawdopodobnie nie jest tym najdotkliwszym;) Powtarzam to sobie codziennie.
    Chyba zapiszę się jogę...

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli chodzi o wiersz... to jest straszliwie smutny!!!! Nie czytaj takich!!! :)

    A szukanie? Pewność? Przeznaczenie?
    Ja długo nie wiedziałam czego chcę... co jest moją pasją.... i na siłę chciałam to ustalać... Nie ma co się jednak spieszyć :) do mnie samo przyszło! I teraz już coraz bardziej precyzuję swoje marzenia i cele... oczywiście nie na wszystkich płaszczyznach... ale powoli do przodu :)

    Myślę, że im bardziej się na tym skupiasz tym gorzej... staraj się może robić to co lubisz :) rozwijaj zainteresowania :)
    Każdy czasem się załamuje... i ma gorsze dni... ale potem zaczyna świecić Słońce :)

    Bądź dzielna i uśmiechnij się :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mała Mi, smutne też czasami bywa piękne i wierz mi, to nie wiersz nastraja mnie pesymistycznie, ale pozwala mi zauważyć, że nie tylko ja "łapię doły", a jednak potrafię sobie z nimi lepiej radzić... Mimo wszystko.
    Tak się składa, że robię to, co lubię, ale to niestety nie zawsze gwarantuje pełnię szczęścia, a ja bym chciała wieczne słońce i już! Takie tam fanaberie. Dopadło mnie ostatnio uczucie, że czas mi przecieka przez palce: chciałabym zrobić to i tamto i jeszcze to, a w rezultacie ogarnia mnie niemoc. Naprawdę nie wiem, co to będzie po trzydziestce:)

    W każdym razie dzięki za słowa otuchy:*
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  5. W chwilach zwątpienia dobrze jest zadać sobie pytanie, czy to już koniec? czy masz jeszcze coś do powiedzenia, do zrobienia? jeśli tak, to nie poddawaj się - idź naprzód. Nie wywieszaj białej flagi, bo to jeszcze nie koniec.

    Może Twoje przeznaczenie wiedzie Cię w inne rejony, niż chciałaby tego Twoja nieświadomość (podświadomość)?

    Wojaczek jest depresyjny. Twój ulubiony poeta? Czy jeden z wielu?

    Pozdrawiam serdecznie^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej jeden z wielu. Mój wybór wierszy zawsze uzależniony jest od nastroju. Stanowią one dla mnie raczej swoistego rodzaju pocieszanie, nigdy nie ciągną mnie bardziej w dół - nawet Wojaczek.
    Podoba mi się to, co napisałaś: jeśli uważasz, że to koniec, nie ma sensu się męczyć - rzuć to w cholerę; a jeśli została jakaś góra do zdobycia i chcesz widzieć się na szczycie, no cóż... do roboty! Stare, najtrudniejsze prawdy;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Tragiczna puenta nachodzi człowieka, kiedy przypomni sobie jakie były okoliczności śmierci Rafała... :(

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ból istnienia którego nie można już unieść na swoich barkach... Mnie dopada taki stan z dwa razy w roku i jest powszechnie nazywany depresją jesienną/zimową. Brak słońca jest zgubny. Ale ostateczności na szczęście nie są dla mnie.

    Przesyłam uścisk:)

    OdpowiedzUsuń