wtorek, 20 lipca 2010

Zacznijmy od końca


Mitch Albom, Pięć osób, które spotykamy w niebie Albom, M., „Pięć osób, które spotykamy w niebie”, Świat Książki, Warszawa 2008
tłum. Joanna Puchalska
s: 200

Wyobraźmy sobie życie, które zaczyna się od śmierci. Jeśli tylko wierzymy, że po śmierci jest COŚ, cokolwiek: miejsce, stan, fragment czasu lub świadomości. W każdym razie skłaniamy się ku przekonaniu, że śmierć to dopiero początek. Wówczas wszystko się wyjaśnia. Dowiadujemy się, jaki był cel naszego istnienia, dlaczego byliśmy tymi, którymi przyszło nam być, dlaczego robiliśmy to, co stało się naszym udziałem. Przekonujemy się, że naszym życiem NIE rządzi przypadek. Wszystko we wszechświecie ma swój cel i każdy nasz najmniejszy ruch wywołuje szereg kolejnych reakcji.
Wszechświat to ogromny mechanizm, a my jesteśmy, chcąc nie chcąc, jego trybikami. Ta teoria nie wszystkim się spodoba: funkcjonowanie jako część mechanizmu wyklucza istnienie wolnej woli, niezależności, samoświadomości, możliwości wyboru. Ale pomyślmy tylko: z drugiej strony oznacza to również, że wszyscy jesteśmy jednakowo ważni, wręcz niezbędni w planie wszechświata! Nasza obecność, choćby chwilowa, nie jest bez znaczenia, a to dobra informacja dla wszystkich pesymistów pogrążonych w przekonaniu, że nikt nawet nie zauważy, gdy ich zabraknie…

Ale nie łudźmy się, świat się nie zatrzyma po naszej śmierci. Na to nie liczmy. W końcu jesteśmy tylko małym trybikami. Coś zachrzęści, zazgrzyta, ale mechanizm nie przerwie swojego znoju.

ŚWIAT SIĘ NIE ZATRZYMA, ALE SIĘ ZMIENI!

Nie wiem czy udało mi się cały mój optymizm związany z tą myślą zmaterializować w słowa, ale mnie ta myśl naprawdę dodała otuchy. Jesteśmy ważni nie tylko w skali swojego prywatnego mikrokosmosu, ale również w skali największej z możliwych. Jeśli słyszeliście o "efekcie motyla", wiecie, o czym mówię.

Może i nie jest to bardzo odkrywcza myśl, ale ja do tej pory należałam raczej do tych ludzi, którzy najspokojniej w świecie wierzyli, że to przypadek w dużej mierze kieruje naszym życiem. Po lekturze Pięciu osób, które spotykamy w niebie swoje przekonanie o przypadku zaczęłam ponownie rozbierać na czynniki pierwsze. O czym jest książka – zdradza jej tytuł. Nie jest to żadna metafora. Głównego bohatera, Eddiego, spotykamy w ostatniej godzinie jego życia. Później jesteśmy świadkami jego śmierci i towarzyszymy mu w wędrówce po niebie. Eddie spotyka tam pięć osób, które dają mu (powiedziałbym życiowe, ale Eddie przecież nie żyje) lekcje. Książka najpierw przywołała mi na myśl Małego Księcia, potem Boską komedię. I było pięknie. Potem nawiedziło mnie mgliste wspomnienie Alchemika. I to już zasiało we mnie ziarnko irytacji. Nie lubię alegorii. Nie lubię, gdy ktoś mnie uczy rzeczy oczywistych. Nie lubię, gdy książka stara się być jedną wielką kolekcją złotych myśli. Mimo wszystko jest coś w tej książce, co każe mi myśleć: zobacz, świat jest piękny, ludzie są dobrzy, a nawet gdy zło wyszczerzy swoje zębiska, nie przejmuj się. To ma sens, to zapewnia równowagę. Ktoś ginie, żeby żyć mógł ktoś inny. Jak dla mnie, książka oferuje zbyt płaskie emocje, zbyt prosty język. Prostota bywa zaletą, ale nie wtedy, gdy ociera się o banał. Nie lubię, gdy wszystko podaje mi się na tacy. Lubię poszukać, pobłądzić, pomędrkować, pogubić się w domysłach…

Mimo wszystko książka zmusiła mnie do refleksji nad rolą (nie)przypadku w moim życiu. A to już coś, zważywszy jak trudno zmusić mnie do czegokolwiek...

A jako że książka była prezentem: dziękuję N.


Moja ocena: 4/6

8 komentarzy:

  1. Ja akurat wierzę w reinkarnację i to, że nasz żywot w pewnym sensie nigdy się nie kończy, więc tu bez zaskoczenia. Jednak na samą myśl o tym spotkaniu w niebie trochę się krzywię i nie brakuje mi sceptycyzmu, ale prawdopodobnie kiedyś sięgnę po tę książkę, bo widzę, że warto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa recenzja ;) Ja osobiście mam nadzieję, że po śmierci zabiorą mnie do nieba, gdzie będzie ogromna biblioteka z tysiącami tomów, które na ziemi nie wydano ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna recenzja :)
    Cytat wspaniały - już zapisany!
    Książka czeka na półce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Klaudyno, wieczność trochę mnie przeraża. Mój mały rozumek nie jest w stanie objąć jej rozmiarów, ale zawsze, gdy o niej myślę, oblewam się zimnym potem. Istnieć bez końca? No nie wiem... Myślę, że wieczność wymyślili ludzie, którzy bali się, że kiedyś ich po prostu nie będzie.

    Ario, dzięki, ale tym swobodnie płynącym myślom do recenzji daleko, oj daleko;) Biblioteka jako niebo? Ten pomysł popieram w 100%!

    Tucho, qurczę, obawiam się, że będziesz teraz cytować mnie, bo z książki żadnych cytatów tym razem nie zawarłam:))

    Pozdrawiam dziewczyny serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja wierzę, że tak jak narodziny są początkiem drogi na tym świecie, tak śmierć jest początkiem dalszej podróży ;) Podpiąć pod to można każdą tezę, religię, ideę.
    Piękny post, bardzo ciekawa książka.

    Pozdrawiam cię serdecznie, ściskam i całuję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Barbaro, masz rację, to dość uniwersalna myśl. Tak jak napisałam, nic odkrywczego, ale uświadomienie sobie takich truizmów czasami potrafi zmienić nasze spojrzenie na życie.

    Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy po raz pierwszy przeczytałam tą książkę, miałam mieszane uczucia. Byłam wstrząśnięta, może rozczarowana. Ale gdy wpadła w moje ręce, byłam jeszcze naprawdę niedojrzała. Później kilkakrotnie wracałam do niej myślami, przeczytałam ją ponownie. Zaczęła prześladować mnie pragnienie, by po śmierci ponownie odtworzyć swoje życie, krok po kroku, sekunda po sekundzie. Marzenie to mam do dziś. I tak jak zauważyłaś, często pociechą w życiu może być egoistyczne spojrzenie na fakt swojej śmierci - świat ucierpi, gdy znikniemy, nic już nie będzie takie samo.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Marto, ja już byłam dojrzała, gdy po nią sięgnęłam i muszę przyznać, że zawdzięczam jej refleksję nad życiem i śmiercią, z którą podzieliłam się powyżej. Niestety żadnych wrażeń artystycznych mi nie dostarczyła. Ale tak to już jest z dobrymi książkami: albo doznania estetyczne, albo treściowe. Trudno znaleźć perełkę, która łączy oba doznania.

    Pozdrawiam i fajnie, że ożywiłaś post po roku:)

    OdpowiedzUsuń