sobota, 24 lipca 2010
Jeden z grzechów głównych
Super Size Me
(oryg. Super Size Me), 2004
reż. Morgan Spurlock
Dziś o filmie, który może i nie jest wybitnym dziełem kinematografii światowej ani też jego twórca nie wspiął się na wyżyny sztuki dziennikarskiej, ale któremu na pewno warto poświęcić chwilę uwagi. Film ten przyniósł do domu mój mąż, dla którego słowo "fast food" było dotąd synonimem tzw. nieba w gębie. Nie żeby chciał umniejszyć w ten sposób moim umiejętnościom kulinarnym, które może i też nie sięgnęły jeszcze wyżyn, ale po prostu nie zawsze potrafił odmówić uśmiechającemu się do niego serowo cheeseburgerowi… Postanowiliśmy więc obejrzeć film, który raz na zawsze miał mu obrzydzić to śmieciowe jedzenie.
Morgan Spurlock to scenarzysta, reżyser i główny bohater w jednej osobie. Pewnego pięknego dnia postanawia na samym sobie przeprowadzić eksperyment, który ma zdemaskować oddziaływanie fast foodów na organizm człowieka. Przez 30 dni żywi się tylko i wyłącznie w najpopularniejszej sieci restauracji serwujących jedzenie tego typu. Zaznaczmy, że jest człowiekiem końskiego zdrowia (przynajmniej przed przejściem na nową dietę), a swój eksperyment przeprowadza pod czujnym okiem sztabu lekarzy. Następnie robi to, co zapewne większość nastolatków uznałoby za prawdziwy raj kulinarny – dzień w dzień, przez 30 dni, pakuje w siebie hamburgery, nuggetsy, frytki i colę. Urozmaiceniem diety są sałatki z tłustymi dressingami. Je tylko to, co można kupić w McDonald’s.
Wpływ, jaki taka dieta wywarła na organizm ludzki był do przewidzenia. Spurlock przez miesiąc przytył 8 kg, a swoją wątrobę doprowadził do ruiny. Lekarze nie spodziewali się tak dramatycznych wyników. W pewnym momencie domagali się nawet przerwania eksperymentu w obawie o życie swojego pacjenta. Ale tak jak napisałam, to było do przewidzenia. Nie to mnie jednak zszokowało najbardziej. Zszokowała mnie brudna polityka korporacyjne, która ludzką zachłanność i obżarstwo przemiła w kopalnię złota.
Warto zaznaczyć, że powstanie filmu było zainspirowane autentyczną historią dwóch nastolatek, które wytoczyły McDonald’s proces, obwiniając firmę o swoją zagrażającą życiu otyłość. Sprawy nie wygrały, bo adwokaci nie potrafili dowieść, że fast foody były bezpośrednio odpowiedzialne za ich chorobę. Spurlock postanowił wziąć sprawę w swoje ręce, niestety jego dochodzeniu zabrakło obiektywizmu, przez co jego doświadczenia nie można traktować serio. Jednak świadomość, jak wielką władzę dzierżą w dłoni producenci fast foodów, przeraziła mnie nie na żarty. Cały świat żywi się tym pseudojedzeniem i nie ma prawa, które zabraniałoby rozprzestrzeniania się tej plagi. Przecież ludzie mają wolną wolę. Nie muszą jeść tego, co im szkodzi. Tak samo jak nie muszą palić papierosów czy pić alkoholu. Ale wciąż jest zbyt mało akcji przeciwko spożywaniu śmieciowego jedzenia. Co gorsza, staje się ono coraz bardziej popularne. Sam McDonald’s na promocję wydaje rocznie 1,4 mld dolarów, a producenci zdrowej żywności ŁĄCZNIE – 2 mln dolarów!
Gdy szkoły wpadły na pomysł, żeby usunąć ze swoich stołówek szkodliwe jedzenie, producenci fast foodów oburzyli się i zatrudnili dietetyków, którzy zgodnym chórem orzekli, że frytki, hamburgery itp. nie są wcale niezdrowe – wystarczy nie jeść ich częściej niż co dwa dni. A przecież nie wolno młodym Amerykanom ograniczać wolności wyboru! Dlaczego McDonald’s organizuje przyjęcia urodzinowe dla najmłodszych? Dlaczego buduje place zabaw koło swoich restauracji? Dlaczego przygotowuje zestawy dla dzieci z miniaturkami bohaterów ich ulubionych kreskówek? Wabi klienta od najmłodszych lat. Podobno małe dziecko nie pamięta marki firmy, ale gdy dorośnie, zacznie ją łączyć z dobrymi wspomnieniami z dzieciństwa (urodziny, mama i tata, koledzy, radość) i podświadomie wybierze właśnie tę markę. To jakiś obłęd! Ja mówię stop tej kontroli nad naszą pozornie wolną wolą. Mój mąż też. Mam nadzieję…
Polecam film każdemu, kto sięga po fast foody czasami, często, za często…
Moja ocena: 3,5/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W McDonald's kupuję tylko i wyłącznie lody w polewie karmelowej - pycha:) Natomiast nigdy w życiu nie jadłam hamburgera ani hot doga, ani tam, ani gdzie indziej.
OdpowiedzUsuńFilm widziałam, przeciwniczką fast foodów się po nim nie stałam, w ogóle jestem im jakoś obojętna, choć faktycznie przeraża to co mogą zrobić z naszym ciałem. Czasami jadam w MacDonaldzie czy innych tego typu miejscach, zwłaszcza podczas okienek między zajęciami, czy wtedy kiedy po prostu nie mam czasu gdzieś siąść i zjeść porządnie, ale to jest mój świadomy wybór. Czasami aż płakać mi się chce, gdy widzę tam utłuczonego pięciolatka zajądającego się hamburgerami, ale nikt mu tego jedzenia nie wmusza, nie wciska do buzi,no może poza rodzicami, którym szkoda jest czasu, żeby dziecku zrobić pełnowartościowy posiłek, więc nikt mi nie wmówi, że czyjaś otyłość jest winą MacDonaldów. One są i pewnie będą, ale to nasz wybór czy w nich jemy i co serwujemy dzieciom na niedzielne obiadki. A to, że jakaś mama zamiast upiec tort i zrobić urodziny dziecku w domu, powymyślać zabawy i zapewnić naprawdę miłe popołudnie woli je oddać w ręce MacDonalda to już chyba jej dobrowolny wybór.
OdpowiedzUsuńNależę do grona wielkich wrogów tego typu restauracji a i fast foodów nie jem wcale. Filmu nie widziałam, ale słyszałam jak opowiadała o nim siostra mojego narzeczonego. A urodziny organizowane przez rodziców dla swych pociech w tego typu lokalach.... no cóż... chyba nie wymaga to komentarza
OdpowiedzUsuńPrzez wiele lat miałam żal do rodziców, że nie zabrali mnie nigdy do McD, podczas gdy inne dzieci kolekcjonowały fajne zabawki z ich zestawów i generalnie były oczarowane tym miejscem. Dopiero gdy byłam nastolatką dziękowałam im za to, że nigdy mnie w to okropne miejsce nie zabrali...
OdpowiedzUsuńJeść tam zaczęłam jakieś 1,5 roku temu kiedy okazało się, że to jedyne miejsce z ciepłym jedzeniem otwarte do późna w okolicy mojej pracy. A że przesiadywałam tam to 1 w nocy, trzeba było pod wieczór coś ciepłego zjeść, żeby mieć siły :) Nigdy co prawda nie ruszałam niczego ponad kanapkę z kurczakiem, sałatkę lub frytki, ale i tak byłam zła na siebie, że nie znajduję żadnej alternatywy dla tego śmieciowego żarcia. W dodatku wcale nie najtańszego...
Dzisiaj nie bywam już w tym lokalu - z rzadka złapię kawę lub loda stamtąd i na tym koniec. Wolę unikać takiego jedzenia.
Film, o którym piszesz widziałam parę lat temu, ale jakoś nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia - nie było w nim nic zaskakującego. Mam jednak nadzieję, że na kogoś wywrze wpływ i ograniczy on takie szkodliwe zachowania.
Widząc tę niechęć do wyprawiania urodzin w McDoIPodobnychMuMiejscach, postanowiłam wypowiedzieć się (mimo że filmu nie znam). Moi rodzice wyprawiali mi tam urodziny pięć razy: piąte, szóste, siódme, ósme, dziewiąte. Nie dla hamburgerów, tylko z powodu braku czasu/pomysłu/ochoty na coś innego. I jakoś żyję. Nie uważam ich za rodziców złych czy niezainteresowanych moją osobą. Są fajni :)
OdpowiedzUsuńNie martwiłabym się tak o dzieci prowadzane do McDo przez rodziców/innych krewnych - w pewnym momencie każda istota ludzka nabiera świadomości pozwalającej dokonywać jej wyborów. Dlaczego miałoby się zamykać McDoICałąResztę z powodu czyjejś głupoty (głupotą nazywam tu pozew nastolatek, o których pisałaś)? Wierzę (mam nadzieję, że słusznie) w inteligencję ludzką i dlatego jestem za pozostawieniem możliwości wyboru. Poza tym, uwierz mi, wszystkie moje otyłe/grube znajome żywiące się fast foodami wiedzą o ich szkodliwości.
I dodam parę słów o sobie, dla przykładu, że nie warto myśleć stereotypowo. Moi rodzice (wykładowcy akademiccy) przez całe dzieciństwo karmili mnie śmieciowym jedzeniem, kupowali także mnóstwo, naprawdę mnóstwo słodyczy. A ja zrobiłam im psikusa i w wieku piętnastu lat zachorowałam na anoreksję. :) Z choroby w zasadzie wyszłam (nie chcę wdawać się tutaj w medyczne szczegóły), pewna niedowaga została. Teraz studiuję, jestem na diecie wegetariańskiej, jakoś się trzymam. :) Nie namawiam nikogo na siłę do zmiany stylu życia.
Więc - bez obaw. Wciąż mamy wolną wolę. Nie zajmuj nigdy jednostronnego stanowiska. :)
Uszy do góry!
Witam,
OdpowiedzUsuńTym razem postanowiłam zbiorowo odpowiedzieć na wszystkie zarzuty i refleksje i mam nadzieję, że nikogo to nie obrazi.
Przede wszystkim cieszę się bardzo, że mój post wywołał małą dyskusję, bo zawsze na to liczę, gdy poruszam jakiś problem.
Tak jak napisałam na początku i w środku - film nie jest dziełem sztuki dziennikarskiej, a jego twórcy brakuje obiektywizmu. To chyba wystarczający dowód na to, że film ukazuje jednostronny punkt widzenia, co niestety nie podnosi wartości filmu jako np. reportażu. Należy go oglądać z przymrużeniem oka, co niniejszym uczyniłam:) Osoby, które częściej zaglądają na mojego bloga, pewnie wiedzą, że lubię prowokować i że zazwyczaj przyjmuje jednostronne stanowisko, bo mam do tego pełne prawo. To opinia, a opinia kształtuje się na podstawie prywatnych doświadczeń.
Pisałam również, że to nie fizyczne zmiany, jakie spowodowała śmieciowa dieta zszokowały mnie najbardziej. Jestem wielkim przeciwnikiem korporacji i prowadzonej przez nie polityki, a swoją opinię również ukształtowałam na podstawie własnych doświadczeń. Celem każdego pracownika korporacji jest zadowolenie akcjonariuszy. Nic poza tym. Nie liczy się ani człowiek, ani samorealizacja, ani jakość dostarczanych produktów, ani klient. Liczy się ilość sprzedanych produktów, która przełoży się na pieniądze dla akcjonariuszy. Byłam kiedyś częścią tej machiny, więc wiem. Teraz wiem, że nigdy więcej do tego ręki nie przyłożę. Wiem też jak działa marketing - jakie narzędzia stosują firmy, by wpłynąć na naszą podświadomość, jak nas uzależniają od swojej marki. Nie chcę nikomu pisać, że tylko nam się wydaje, że dokonujemy świadomych wyborów, gdy tak naprawdę wcale tak nie jest. Rozzłościłabym wiele osób. Sama nie jestem wolna od reklam. Zresztą nie zawsze mi to przeszkadza i nie zawsze z tym walczę, bo po co? W Stanach wzajemne pozywanie się jest bardzo modne... i często bezsensowne, a ludzie robią to głównie dla kasy. To pewnie rodzice tych nastolatek postanowili zarobić na nieszczęściu córek. Później amerykański rząd szybciutko wprowadził ustawę, która zabraniała pozywać restaurację, oskarżając je o otyłość. I bardzo dobrze!
Podsumowując, traktujcie ten tekst jako małą prowokację. Ludzie byli, są i będą podzieleni (jak pokazały chociażby ostatnie wybory) i bardzo dobrze. Czy wszyscy ludzie dokonują w pełni świadomych wyborów? Szczerze wątpię. Nie bez kozery korporacje wydają miliardy na reklamy. I nie postuluję za obaleniem sieci McD:)) O nie, myślę, że wywołałoby to falę protestów na ulicy:) Poza tym jest to miejsce pracy wielu ludzi. Ja ich nie lubię, ot co.
PS. Nie jestem wyznawcą spiskowej teorii dziejów:)
Pozdrawiam serdecznie!
Film znam z opowiadan i recenzji, mimo, że wciąż sobie obiecuję, że to zrobię jakoś nie udało mi się jeszcze obejrzeć.
OdpowiedzUsuńW Mc Donaldzie i innych takich bywam rzadko, ale mam świadomość tego, że zaśmiecam swój organizm różnorakimi innymi spożywanymi naprędce przekąskami w rodzaju batoników, czekolad i różnych takich. Może dlatego to one przeszkadzają mi bardziej. Bo do fastfoodu dziecko zabierają rodzice. A chipsy i batoniki kuszą na codzień. Na każdym kroku.
NIe tylko dzieci, fuj :) /usunęłam komentarz wyżej bo wyszedł jakiś bez ładu i składu/
Moja córka z celiakią kształtuje mój jadłospis... żadnych takich, chociaż czasem mam ochotę...
OdpowiedzUsuńZeruyo, masz rację, pokus dookoła nie brakuje i nie tylko McD jest diabłem wcielonym;)) Kuszenie rozpoczyna się już tu, na ziemi. I czasem ciężko się oprzeć. A co będzie dalej? Strach pomyśleć:)
OdpowiedzUsuńMargo, to dobrze, że wiesz, co jest ważne. Zresztą myślę, że i tak nie zaprząta Ci to głowy zbyt często... Chyba że się mylę.
Pozdrawiam i dziękuję za głos w sprawie:)
Nie mylisz :)
OdpowiedzUsuńOglądałam go bardzo dawno, ale nie zrobił na mnie większego wrażenia. Większe wrażenie dopiero wywarło na mnie zartucie się jedzeniem w McD, do którego już ładne kilka lat nie wchodzę :) Jak sobie przypomnę tamte boleści, to aż się wzdrygam, ale z drugiej strony może i dobrze się stało, bo McD to ostatnie miejsce w jakim bym się dziś stołowała ;)
OdpowiedzUsuńOdcieniu purpury,współczuję przejść, ale gratuluję wniosków. Obyśmy wszyscy uczyli się na swoich błędach:))
OdpowiedzUsuńŚciskam
Też widziałam ten film... Wnioski oczywiste. Niestety przegrywam zbyt często... Zdrowe jedzenie (synonim dbania o siebie naprawdę) gubi mi się co i rusz w zapędzeniu i zapracowaniu. Moze nie koncze w Mak Dodziu (jak mówią moje dzieci), ale... Z uporem maniaka, co jakiś czas próbuję oczywiście od nowa. To moze od dziś znowu, po Twoim poście ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. aneta
Zygzo, no wiesz, nie można sobie wszystkiego w życiu odmawiać i za wszystko ganić. Każdy ma jakieś słabości:)) Czasem wystarczy, że widzisz problem i chcesz coś zmienić (no to trochę pomędrkowałam, a w końcu to Ty jesteś psychologiem;) Fajnie, że Cię natchnęłam!
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny...
Polecam również film "Super high me". Autorzy starali się zrobić film na poważnie. Z racji szczególnych właściwości podmiotu badanego w filmie, nie do końca im się to udało.
OdpowiedzUsuńOlo, nie słyszałam wcześniej o tym filmie, ale już sprawdziłam, o co cho. To dopiero musiała być przednia zabawa:)) Jak mi wpadnie w łapki, chętnie obejrzę.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu widziałam "Super Size Me" - fakt, film w kategorii dokumentu kiepski, bo jednostronny. Ale potraktowany jako ciekawostka antropologiczna bardzo wnioskotwórczy :) Tak jak pisałam na swoim blogu - dobrze, że w Polsce nadal "jedzenie z McDonald's-a" nie kojarzy się z "prawdziwym posiłkiem". Daleko nam do USA, co widać gołym okiem - obserwując ludzi w większych miastach nie dostrzegamy "chmary spaślaków" podróżującej od koryta do koryta... Sama zajmuję się teorią reklamy i dla mnie kwestią wątpliwą moralnie są reklamy skierowane do dzieci. Ludność USA (w tym znaczna część dzieci właśnie) nie jest w stanie odśpiewać porządnie hymnu narodowego, ale każdy jeden człek zna pioseneczkę reklamową Maka.
OdpowiedzUsuń"Podobno małe dziecko nie pamięta marki firmy, ale gdy dorośnie, zacznie ją łączyć z dobrymi wspomnieniami z dzieciństwa (urodziny, mama i tata, koledzy, radość) i wybierze nieświadomie (?) właśnie tę markę."
To prawda, reklama wytworzyła pewne zjawisko nazywane "efektem śpiocha" - ale rzecz nie tylko dotyczy dzieci. Reklama najbardziej działa na nas, gdy nasza uwaga jest rozproszona. Nazwa marki zostaje kilkukrotnie powtórzona, a my ją podświadomie zapamiętujemy. Po pół roku pamiętamy nazwę, ale nie wiemy skąd (może to była reklama, a może jakiś znajomy nam jakiś produkt polecał?). W sklepie odruchowo sięgamy po markę "już znaną" (tj. po nazwę gdzieś zasłyszaną). U dzieci zjawisko jest spotęgowane ze względu na ich łatwowierność, niestety.
Aniu, cieszę się, że wypowiedziałaś się w tym temacie. Teoria reklamy musi być niezwykle zajmującą dziedziną. Mnie czasem przeraża moc jej oddziaływania i wszelakie triki, które stosują spece od reklamy... Moim zdaniem powinno być jakieś prawo zabraniające kierowania reklamy do małoletniego odbiorcy. Tylko z której strony to ugryźć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam