Vargas Llosa M., „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”, Wydawnictwo Znak, Kraków
2007
tłum. Marzena Chrobak
s: 380
To kolejna książka o miłości, ale jakże inna, jakże niezwykła, jakże
bolesna. Nie od dziś się zastanawiam nad tym, czy lepiej mieć miłość spokojną i
ułożoną, czy żyć na krawędzi i ciągle balansować nad przepaścią pożądania i
bólu. Czy kobieta jest bardziej kobietą, gdy otacza ją ciepły powiew stabilnego
uczucia, czy gdy jest pożądana do granic obłędu, ale wciąż niepewna trwałości
uczucia? Czy można być kochaną i pożądaną stąd do wieczności?
Ricardo był grzecznym chłopcem, który chłopcem pozostał nawet w skórze mężczyzny. Pewnego dnia na drodze nastoletniego Ricardo staje Chilijeczka Lily,
która już odtąd na zawsze uczepi się życia biednego chłopca, pasożytując na jego
słabościach. Ricardo zakochał się beznadziejnie, czym skazał się na dożywotnią
rolę pocieszyciela. Lily była wyrachowana i swój cel widziała w wyrwaniu się z biedy. Szukała mężczyzn ze stanowiskiem i pieniędzmi,
wielokrotnie zmieniała imię i nazwisko, ale zawsze z podkulonym ogonem wracała
w ramiona, a właściwie do łóżka Ricarda. Przy nim lizała swoje rany, przy nim od nowa budowała swoją
wartość i pewność siebie, przy nim też przypominała sobie, że nie chce żyć w nędzy.
Uciekała, by znów zasmakować wykwintnego życia i finalnie ponieść jeszcze
większe obrażenia. A Ricardo po lekkich dąsach przyjmował ją z powrotem w pełni świadomy, że pielęgnuję ją dla innego. Tak to wyglądała miłość grzecznego
chłopczyka i niegrzecznej dziewczynki.
Ricardo był dobry do szpiku kości. I nie o miłość tu chodzi, ale o
wszystko, co robił. Był też bojaźliwy, zachowawczy, nudny. Brał to, co
przyniósł mu los i godził się na wszystkie możliwe poniżenia. I chociaż obiecywał
sobie i Lily, że to po raz ostatni, zawsze zmieniał zdanie. Jak można go było
kochać?!
Lily, pochodząca z bardzo biednej rodziny i w młodości zapewne nie raz wykorzystana przez mężczyzn, nabrała przekonania, że pieniądz daje szczęście i władzę. Przybrała
maskę wyzwolonej i zaradnej kobiety, chociaż w środku nadal pozostała mała
dziewczynką, która potrzebuje przytulania i komplementów. Ricardo świetnie się
do tego nadawał, jego uwielbienie dodawało jej skrzydeł. Niestety nie do
końca potrafiła wyzbyć się wyrzutów sumienia i litości, ale nie sądzę, by kochała go jak
kobieta mężczyznę. Prawdopodobnie nie umiała kochać. Lily źle sobie wymyśliła ten świat.
Mario Vargas Lllosa stworzył romans inny niż wszystkie i to mu się chwali,
ale czy to była historia miłosna, pozostawiam już Wam do oceny. Ja nie mogłam oprzeć
się wrażeniu, że to opowieść o dwóch zmarnowanych życiach, które rozjaśniło
kilka iskier szczęścia. Ale może dla tych iskier warto żyć?
Czytaj tego autora: "Listy do młodego pisarza"
Uwielbiam Llosę, ale tej jego książki jeszcze nie czytałam, choć spogląda na mnie z półki. A Ty piszesz o niej tak, że aż mam chęć się na nią rzucić. Czytałam wiele jej recenzji, ale nikt nie podszedł do powieści z tej strony, co Ty, jako do nie miłosnej historii, lecz do opowieści o życiowych rozbitkach. Ale mi smaka narobiłaś:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :) Odcienie miłości bywają różne, ale nie każdy toksyczny związek, nie każda szarpanina jest od razu miłością. Może nie wyczytałam jej między słowami, może zbyt dobrze się ukryła. Przekonaj się sama.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
piękna książka :)
OdpowiedzUsuńmuszę w końcu przeczytać
OdpowiedzUsuńściskam Inez
Koniecznie! :-*
UsuńPo przeczytaniu lektury Lllosy "Miasto i psy" stwierdziłam, że więcej do książek tego autora nie sięgnę. Jego pisanina jest dla mnie zbyt brudna, dramatyczna a nawet okrutna. Jednak przyznam szczerze, że Twoja recenzja do tego stopnia mnie zaintrygowała, że bardzo możliwe iż zmienię zdanie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wpływać na ludzi ;)
UsuńCzytałam tę powieść i zastanawiałam się jak Ricardo może kochać taką dziewczynę, ale z drugiej strony wiadomo, że miłość bywa ślepa. Bardzo fajny blog, będę zaglądać systematycznie, bo widzę, że wybieramy podobne książki:)
OdpowiedzUsuńUzależnił się, biedak... Był jej marionetką - ona pociągała za sznurki, z których nie potrafił się zerwać. Toksyczna miłość, której - tak jak w tytule - nikomu nie życzę. Pozdrawiam!
UsuńSłyszałam o tej książce.. i dzięki tej recenzji która jest świetna na pewno ją przeczytam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Podpisuję się pod recenzją obiema rękami. Odwieczny dylemat, ktora miłość jest tą prawdziwsza, bardziej przenikającą... Pozdrawiam czytelniczki:-)
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała!
OdpowiedzUsuńTo była pierwsza książka Llosy jaką przeczytałam i od razu się zakochałam. Pisarze z tamtego regionu świata, potrafią tak klimatycznie opisywać życie i opowiadać wszelkie historie, że aż nie czuję kiedy kończę kolejną książkę. Z "Szelmostwami..." było tak samo, a muszę przyznać, że wtedy miałam brak weny czytelniczej, ciągle mi coś nie pasowało ;)
OdpowiedzUsuńPo prostu inny klimat uczuć... Uwielbiam. Z przerwami na mroźną Rosję lub Szwecję ;) Pozdrawiam!
Usuńdopisuję do listy!
OdpowiedzUsuńwww.ilonsien.blogspot.com