Marlen Haushofer, Mansarda
Haushofer M., „Mansarda”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973
tłum. Maria Kłos-Gwizdalska
s: 180
Od jakiegoś czasu seria KIK stała się dla mnie synonimem uczty literackiej, a przynajmniej literatury oryginalnej, nietuzinkowej i zmuszającej do przyjrzenia się pod lupą własnemu życiu. Tym bardziej zdziwiło mnie znalezione w sieci stwierdzenie, że seria publikowała prozę (…) z reguły łatwiejszą w odbiorze. Trudno mi się z tym zgodzić. Pozostaje mi założyć, że kiedyś czytelnicy byli bardziej wymagający.
Podejrzewam, że Marlen Haushofer jest pisarką raczej nieznaną szerszemu kręgowi odbiorców. Trudno dotrzeć do jakichkolwiek informacji o jej twórczości i o niej samej. Tyle wiem, ile wyczytałam między słowami jej prozy: że pięknie pisze o codzienności, która w jej wydaniu nie jest nudna, ale spowita magią, że każdy szczegół stworzonego przez nią świata ma podwójne znaczenie, że granica między światem realnym a tym zmyślonym subtelnie się zaciera. Nie istnieje dla mnie większe wyzwanie czytelnicze niż zgadywanie, gdzie kończy się prawda, a zaczyna fantazja. Najmilej jest jednak po raz setny dochodzić do wniosku, że definicje nie są mi do niczego potrzebne. Wolę pławić się w słodkim niedopowiedzeniu.
Bohaterka i narratorka Mansardy to kobieta w średnim wieku, która wiedzie życie po brzegi upchane rutyną. Wszystko, co miało znaczenie, zdarzyło się wcześniej i rozgraniczyło czas na PRZED i PO. Gdy była młodsza i miała, zdawać by się mogło, wszystko (męża, dziecko, dom), nagle straciła słuch. Medycyna nie potrafiła wskazać przyczyny. Wyglądało to tak, jakby obca osoba w niej samej zamknęła się na świat i zbuntowała się przed odbieraniem bodźców z zewnątrz. Mąż odizolował ją – od siebie, dziecka i ich wspólnego świata, by mogła SAMA uporać się z tym „wariactwem”. Miała wrócić, gdy znów zachce jej się słyszeć. Po latach siłą wymazane wspomnienia wracają za sprawą listów nadsyłanych od nieznanego nadawcy. Bohaterka po kolei odkrywa przed nami karty przeszłości, dzięki którym łatwiej zrozumieć jej obecny, przepraszający stosunek do życia. Porzucona w najcięższym momencie swojego życia udaje, że nic się nie stało, że tak musiało być. Niemal z radością wyrzeka się siebie. Tłumaczy męża, lituje się nad jego poczuciem winy, wciąż próbuje mu wynagrodzić to, że kiedyś go zawiodła. Jest typem samotnika, ale zmusza się do spotkań z ludźmi, którzy nie są jej już nawet obojętni, ale po prostu nieprzyjemni. Rutyna i zadowalanie innych stało się szkieletem jej życia. I tylko w mansardzie (czy ktoś jeszcze pamięta to słowo?!) nie musi udawać. To miejsce jej wolności, gdzie może odetchnąć pełną piersią i jest sobą, czyli małą dziewczynką, która pragnie ogrzać sobie stopki i tańczyć wesoło jak wszystkie inne dzieci. Najpierw pomyślałam, że każdy powinien mieć taką mansardę. Żeby się uwolnić. Ale to przecież również synonim ucieczki. Może lepiej postarać się, żeby nie trzeba było przed niczym uciekać? A potem spojrzałam na podtytuł swojego bloga. Hmm… A więc mam swoją mansardę.
No i cóż. Po raz kolejny KIK nie rozczarowuje. A do Marlen Haushofer jeszcze wrócę, bo dyskretna ironia i narzucająca się wieloznaczność jej prozy skutecznie pobudziły mój apetyt. I tylko gęsiej skórki dostaję jak zwykle, gdy ktoś na światło wyciąga moje najczarniejsze myśli:
jestem potworem, potworem, który wolny i samotny chce bujać po lasach i nie znosi nawet muśnięcia pędu rośliny na czole. Nie byłoby to zresztą nic strasznego. Ale ten potwór od czasu do czasu pragnie być kochanym, głaskanym i skomląc przypełza z powrotem do ludzi. [s.77]
Moja ocena: 5/6
Moja mama swego czasu bardzo mocno zaczytywała się w tej serii - muszę bliżej przyjrzeć się jej biblioteczce:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Inez - myślę, że każdy potrzebuje swojej mansardy. Kwestią jest, by w porę z niej wyjść na świat, do innych, gdy będziesz w swoim Schronieniu zbyt długo, zapomnisz, jak się wymawia wszelkie zgłoski, zapomnisz, że od czasu do czasu trzeba ubrać piękna czerwoną sukienkę i zapomnisz, że istnieje słońce. W druga stronę - gdy nie masz mansardy, na zawsze możesz pozostać sztuczny, nigdy nie przestajesz wciągać brzucha i wciąż śmiejesz się tylko kącikiem ust. Mansarda w tym wypadku jest wentylem, który wypuszcza z Ciebie zbędne powietrze.
OdpowiedzUsuńA co do wyższej kultury czytania wtedy, gdy KIK wychodził - myślę, że tak. Ciągle mam w głowie fragment wywiadu z Witkowskim, który powiedział, że w obecnych czasach pisze się z myślą o konkretnej półce w EMPIKU, pisze się tak, żeby mieć jak najwięcej tzw. frontów. A sam EMPIK jest już chyba też czymś innym (może niezupełnie, ale jednak). Kiedyś pisało się po to, by coś powiedzieć. Nie mówię, że wszyscy teraz i nie mówię, ze wszyscy kiedyś, ale ogólnie - chyba obniżyliśmy loty... Dobrze, że książki nie mają terminu przydatności do spożycia, ze możesz czytać KIKa z lat 60tych.
marpil, a więc Kraina zdecydowanie jest moją mansardą. Zdecydowanie mogę tu występować bez wciągania brzucha:) I mam odwagę pisać o rzeczach, które nikną w szumie wielkiego miasta, a tu mają moc. Z kolei dwoistość mojej natury doskonale obrazuje cytat wieńczący mój tekst. Wiem, wiem, że dobrze jest czasem uciec. Dla równowagi. Dla pomyślenia. Dziękuję za piękny komentarz.
UsuńKlub Interesującej Książki,był również moim klubem.
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na Twoje pytania:tak,pamiętam słowo mansarda i wiem co to jest mansarda.
Czy warto uciekać?-tak,jeśli gra się w berka,w innej sytuacji-nie,bo i tak dopadną nas demony przeszłości.
Warto natomiast mieć,swój intymny mały świat.
Przepraszam,że tak trochę poza tematem.
Pozdrawiam,jak zawsze serdecznie.
Alko, w ogóle nie jesteś poza tematem, jak najbardziej mieścisz się w ramach:) Obawiam się, że już zawsze będę czasami uciekać i chować się przed światem. Od dawna z moją drugą połówką snujemy plany zaszycia się gdzieś na Mazurach w chatce z piernika. Ucieczka całkowita. Bez zasięgu. Obyśmy kiedyś spełnili tę groźbę. Na chwilę chociaż, bo dłużej na pewno nie dalibyśmy rady:)
UsuńIdź na całość,idź na całość,idź na całość...
UsuńZawsze przecież można wrócić...tylko czy będzie do czego?
Jak myślisz-szklanka była do połowy pełna,czy do połowy pusta?
Ja Cię chyba wkurzam,chociaż nie zamierzam.
:):):):):)(:(:(:(:(:):):):):)
No co Ty!!! Motywujesz mnie raczej. Szklanka zawsze - mimo wszystko - jest do połowy pełna;)
UsuńŚciskam!
To dobrze.
UsuńZdecydowanie,wolę tę pełną połowę szklanki,zawsze można z niej jeszcze:odlać,upić czy kogoś poczęstować.Czyż nie?
Och,życie....
Dobranoc,śnij kolorowo:)
Dziewczyny, cieszę się, że pamiętacie o KIK-u. Przejrzyjcie sobie listę wydanych w ramach serii pozycji (http://www.biblionetka.pl/bookSerie.aspx?id=1805). Przez trzydzieści lat uzbierało się tego sporo, więc jest w czym wybierać. Książki może trącą myszką, ale zdecydowanie nakierowują gusta literackie na właściwe tory:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Podobnie jak ty ja również mam słabość do tej serii, właśnie zdałam sobie sprawę jak wiele mam ich w domu. Tej chyba jeszcze nie czytałam, ale jak sądzę to tylko kwestia czasu. Wiele jest autorów i tytułów, które zagubiły się gdzieś w czasie i przestrzeni, gdyż współcześni częściej zwracają uwagę na nowości i rzucające się w oczy okładki, zamiast na treść. Sama nie wiem dlaczego, ale patrząc na te stare książki, stare wydania, czuję dziwną nostalgię, jak na przezroczystą szybę, która może mnie na chwilę oderwać/oddzielić od rozpędzonego świata.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
Okładki tej serii są niezwykłe. Proste, barwne, charakterystyczne. I trafiają w sedno, a nie kulą w płot. Zdecydowanie jestem na TAK.
UsuńOj, jak dobrze, że podałaś link z tą listą. Zaraz sobie wydrukuję. Pamiętam, jak dawniej miałam potrzebę czytania takich książek "ważnych", "mądrych" - nie wiem, jak określić, to brałam listę z encyklopedii i czytałam, co mi wpadło w oko. Przeczytałam wtedy masę dobrych powieści. Teraz będę miała inną listę - jeszcze raz wielkie dzięki. Mam potrzebę czasami oderwać się od wszystkiego, co wokół mnie i przeczytać coś starego, dobrego... ;)))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomogłam:)) Świadomy wybór literatury jest bardzo ważny. Sama zwykle dokładnie planuję, co chcę przeczytać w następnej kolejności. Gdy biorę do rąk przypadkową książkę, najczęściej żałuję. Zdarzają się miłe niespodzianki, ale raczej jestem zdania, że życie jest zbyt krótkie na przypadkowe książki;))
UsuńPozdrawiam!
Wprowadziłaś mnie swoim opowiadaniem w tak głęboki stan zadumy, że zapragnęłam natychmiast wybrać się do miejscowej biblioteki, żeby wziąć w ręce opisywaną przez ciebie książkę. Zaczarowałaś mnie!
OdpowiedzUsuńFragment na końcu jest absolutnie genialny. Zapożyczę go sobie na wstęp do jednej z moich notek <3
www.zapachy-zycia.blogspot.com
Aaa! Nie wiedziałam, że umiem czarować:) Przede wszystkim cieszę się, że udało mi się niejako wskrzesić książkę już zapomnianą.
UsuńA przy okazji życzę powodzenia i wytrwałości w prowadzeniu bloga. Zdjęcie otwierające bloga - genialne!:)
Pozdrawiam serdecznie
Uciekać nie warto, człowiek nigdy nie ucieknie od swoich problemów.
OdpowiedzUsuńTylko widzisz, nie wszystkie problemy można rozwiązać. Całego świata niestety nie uzdrowimy, a dobrze czasem odpocząć od tego syzyfowego znoju. Gdzieś. Na chwilę. Mimo wszystko uważam, że taka mała ucieczka w zapomnienie może przynieść więcej pożytku niż szkody.
UsuńPozdrawiam!
Kocham książkę "Mansarda" Marlen Haushofer i często do niej wracam, znam niemal na pamięć. Wyrażone poprzez jej bohaterkę myśli i uczucia są mi bliskie. Cieszę się, że więcej osób docenia tę twórczość.
OdpowiedzUsuńTo cudowne, że niektóre książki znalezione przypadkiem, kupione za grosze, potrafią tak odmienić życie i spojrzenie na świat. Zawsze mnie to będzie zdumiewać. Oby więcej ludzi odnalazło "Mansardę"! Pozdrawiam.
UsuńNie znam jeszcze "Mansardy", ale właśnie przeczytałam inną pozycję tej autorki, "Ścianę", także wydaną w serii KIK. Bohaterka, kobieta w średnim wieku, została nagle odgrodzona od świata przez tajemniczą ścianę. Nie widuje innych ludzi, ma do towarzystwa jedynie zwierzęta. Cała książka jest opisem jej myśli i kontaktów z przyrodą. Bardzo, bardzo mi się ta książka podobała :)
OdpowiedzUsuńA teraz biorę się za poszukiwania "Mansardy", którą tak pięknie opisałaś.
Ja właśnie o "Ścianie" słyszałam najpierw! Tylko nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Czyli motyw ucieczki i izolacja od świata jest bliskim tematem dla Haushoffer...
Usuń