środa, 15 czerwca 2011

Studium obłędu


Thomas Bernhard, Kalkwerk
Bernhard T., „Kalkwerk”, Officyna Wydawnictwo, Łódź 2010
tłum. Ernest Dyczek, Marek Feliks Nowak
s: 238
Słowa stworzono po to, aby poniżyć myślenie […], słowa są po to, by skasować myślenie […] W każdym przypadku słowa wszystko szmacą [s. 119]
Jeszcze zanim zaczęłam czytać na dobre, ogarnął mnie strach. Czy to aby na pewno książka dla mnie? Przeraziła mnie niewinnie dołączona do książki zakładka, na której czerniły się złowieszcze słowa: …u Lannera mówi się, że Konrad uśmiercił swoją żonę dwoma strzałami, u Stieglera jednym jedynym strzałem u Gmachla trzema, a u Laski, że wieloma strzałami. Jasne, że do tej pory poza biegłymi sądowymi, jak można przypuszczać, nikt nie wie, iloma strzałami zabił Konrad swoją żonę… Nie byłam pewna czy mam ochotę przedzierać się przez szczegóły zbrodni dokonanej przez obłąkanego mężczyznę na swojej kalekiej żonie. Zbrodnia to jednak TYLKO początek i koniec powieści; przyczyna i skutek. Nie mamy do czynienia z kryminałem; od początku wiadomo, kto zabił i nawet, jeśli przez chwilę zdaje nam się, że ostatecznie poznamy motywy zbrodni, w miarę czytania pozbawiamy się złudzeń.

Tytułowy Kalkwerk to ponura posiadłość, do której wprowadzają się Konrad, aspirujący naukowiec i jego przykuta do wózka inwalidzkiego żona. W Kalkwerk Konrad szuka ciszy, spokoju i izolacji od świata zewnętrznego, by w pełni oddać się tworzeniu dzieła swojego życia – naukowego studium O słuchu. Do jego spisania przygotowywał się od niemal dwudziestu lat i dopiero Kalkwerk miało stać się jego ostoją spokoju godną spisania wiekopomnego dzieła. Niestety Konrad przeliczył się. Z zażenowaniem obserwujemy jego bezowocne próby, eksperymenty prowadzone na żonie, które spokojnie moglibyśmy nazwać nękaniem i jesteśmy świadkami narodzin szaleństwa. Konrad nie ma szansy na spisanie swojego studium, gdyż paradoksalnie myśl o tym opętała go tego stopnia, że zablokowała w nim możność dokonania czegokolwiek. Wypełniła go szczelnie, pozwalając jedynie na wykonywanie machinalnych czynności, pozbawiając tym samym ducha kreatywności. Wciąż dręczyła go jedynie pusta, biała kartka. Muszę przyznać, że nieobce jest mi to uczucie, gdy doskonale wiem, co chcę napisać, ale blokuje mnie niemożność przelania właściwych słów na papier. A gdy już się pojawią, często mam wrażenie, że to właśnie słowa wszystko szmacą… Na szczęście moje skromne aspiracje nijak się mają do tych, które zawładnęły bohaterem Bernharda, ale i tak prześladuje mnie myśl, że od szaleństwa często dzieli nas tylko jeden, mały krok.

Nie zapomnijmy, że Bernhard to również język: prosty, męczący, miejscami kaleki, z licznymi powtórzeniami, sam w sobie zdolny do doprowadzenia czytelnika do obłędu. Ale ja się w nim odnalazłam. Dla mnie był doskonałym dopełnieniem fabuły, harmonią w szaleństwie. Zdradzał człowieka zagubionego, obłąkanego, winnego. Nie pozwalał na choćby cień współczucia.

Książka choć trudna i wymagająca totalnego skupienia, jest warta uwagi. Polecam wszystkim, którzy szukają w literaturze eksperymentów. Nie zawiodą się.

Kalkwerk na deski teatru brawurowo przeniósł Krystian Lupa. Fragment do obejrzenia tu.

[Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Officyna]


Moja ocena: 5/6

12 komentarzy:

  1. Już tytuł postu zachęcił mnie do książki a Twoja recenzja zdecydowanie mi się spodobała. Będę się rozglądać za tą pozycją:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że jest jeszcze ktoś z zamiłowaniem do książek. Coraz mniej spotykam takich osób. Nie wiem czy cię zainteresuje, ale spróbuj Pamiętnik - Nicholasa Sparksa. Bardzo ładna książka. :)

    Zapraszam w razie chwili nudy ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi ciekawie, ale podejrzewam, że zbraknie mi życia na przeczytanie wszystkiego co bym chciała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasandro, jeśli interesują Cię różne oblicza szaleństwa, na pewno znajdziesz u Bernharda coś dla siebie.

    Marto, w realnym świecie faktycznie różnie to bywa, ale w tym wirtualnym aż roi się od miłośników książek. Tylko spójrz ile blogów dookoła:) A polecaną przez Ciebie książkę na pewno zbadam.

    Odcieniu purpury, na pewno:)

    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak tylko znajdę czas chętnie przeczytam, lubię trudne książki i twoja recenzja mnie zachęciła

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz racje. Jezyk powiesci idealnie wspolgra z postepujacym szalenstwem Konrada. Uzywajac krawieckiego okreslenia, pasuje jak ulal ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. bookfo, śmiem twierdzić, że bez języka nie byłoby Bernharda. No ale żeby to docenić trzeba być słowofilem;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie mam przeczytać... I się ociągałam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ultima_Thule, się lepiej nie ociągaj;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię trudne książki i ta recenzja bardzo mnie zachęciła, ale poczekam na lepszy nastrój na tą tematykę :] Dopisuję do listy.

    OdpowiedzUsuń