sobota, 11 czerwca 2011

O miłości niebanalnie


Nicole Krauss, Historia miłości
Krauss N., „Historia miłości”, Świat Książki, Warszawa 2009
tłum. Katarzyna Malita
s: 320

Miłość to niebezpieczny temat. Już tyle na jej temat powiedziano, napisano i przeczytano, że trudno nie otrzeć się o banał. I o ile lubię historie miłosne trącące myszką, które wyzierają na nas nieśmiało z zakurzonych półek, o tyle zwykle unikam współczesnych romansideł. Po prostu wątpię, że można jeszcze powiedzieć coś odkrywczego w temacie miłości, co by nie było nazbyt wulgarne lub mdłe. A jednak.


Powieść Nicole Krauss sprawiła, że moje oczy i uszy otworzyły się szeroko. Okazało się, że o miłości można mówić niebanalnie, bez zbędnej egzaltacji, jednocześnie ożywiając stado mrówek biegających po kręgosłupie w górę i w dół. Autorka daje nam do zrozumienia, że miłość to niekoniecznie nagroda dla wytrwałych, którą zdobywa się po pokonaniu licznych przeszkód. Każda miłość jest inna i każda inaczej smakuje. Jedna bywa szczęściem, inna chorobą. Nie każdą potrafimy zdiagnozować.

Historia miłości
ma kilku bohaterów, ale najważniejszym z nich jest książka, która nosi tytuł… Historia miłości i choć znana tylko wąskiemu gronu czytelników, ma moc zmieniania życia. Jej autorem jest Leo Gursky, Żyd pochodzenia polskiego, którego wojna rozdzieliła z ukochaną kobietą, zanim zdążyli tak naprawdę nacieszyć się sobą, poznać bliżej, może otrząsnąć… Ich miłość zastygła na etapie idealizmu. Ona wyjechała do Stanów, on jeszcze przez pewien czas ukrywał się w Polsce. To na jej cześć napisał książkę, w której uwiecznił jej imię. Odtąd każda kobieta nosiła imię Alma. Leo myślał, że książka zaginęła, ona jednak spokojnie wędrowała przez świat, zmieniając życia.

W Historii miłości przysłuchujemy się trzem różnym opowieściom, które przenikają się wzajemnie. Wydaje nam się, że układamy jeszcze raz w całość puzzle, które ktoś niechcący potracił nogą. W pewnym momencie przychodzi nam się zastanowić, kto jest autorem, a kto bohaterem; która opowieść jest nadrzędna względem drugiej. Ale tak naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia. Ważne są emocje, które jedna po drugiej nawlekamy na nitkę. I ich odcienie. Inna jest miłość osiemdziesięciolatka do idealizowanej przez lata kobiety, inna miłość ojca do syna, inna miłość nastolatków, którzy dopiero uczą się swojego smaku. Inna jest miłość do przyjaciela, którego tak naprawdę nie ma. Przeraża również samotność, którą Krauss maluje w swojej powieści nad wyraz naturalistycznie. Nie chcemy widzieć takiej samotności, brzydzi nas, odstręcza, wywołuje grymas na twarzy. Jest przeciwieństwem miłości i synonimem starości.

Cieszę się, że są jeszcze współczesne książki, które mogą poruszyć mnie do żywego, bo powoli zaczęłam tracić nadzieję. Historia miłości zaskakuje, zmusza do myślenia i eksperymentowania. A czasami bawi, gdy nie powinna:
Nauczył się żyć z prawdą. Nie zaakceptować ją, ale z nią żyć. To tak, jakby żyć ze słoniem. Jego pokój był malutki i co rano musiał przeciskać się obok prawdy, by dojść do łazienki. Żeby wyjąć z komody bieliznę, musiał wczołgiwać się pod prawdę, modląc się, by właśnie w tej chwili nie postanowiła usiąść mu na twarzy. Nocą, kiedy zamykał oczy, czuł, że czai się nad nim. [s. 206; fragment, gdy jeden z bohaterów dowiaduje się, że jego rodzina została wymordowana przez hitlerowców].
Jako że książka była prezentem (bardzo udanym): dziękuję N.

Moja ocena: 5,5/6

11 komentarzy:

  1. Ta książka za mną chodzi od jakiegoś czasu. Na dodatek po takiej recenzji muszę koniecznie się za nią rozejrzeć:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam w bibliotece w kolejce za tą książką:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie coś dla mnie.
    Nie banalna pisana przez kogoś kto ma w końcu w tym temacie do powiedzenia coś więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłość... To dar, nie każdy jest do niej zdolny. Nie wiem ile jest jej we mnie, ale zwłaszcza w chwilach osamotnienia czuję, jak wiele mam jej dla bliskich. I jestem za to wdzięczna, to czyni mnie człowiekiem, sprawia, że mniej się boję a częściej, tak po prostu, uśmiecham :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja, bardzo mi się podoba, a do książki całkowicie mnie zachęciłaś. Z chęcią przeczytam, dodaje do listy.
    Pozdrawiam,
    Kass

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio w literaturze szerokim łukiem omijałam pozycje, w których można było natknąć się na zbyt dużo miłości, a jednak ta książka wydaje się być - na podstawie Twojej opinii, z którą dość nieoczekiwanie zaczęłam się liczyć przy wyborze lektur - idealną propozycją dla każdego, kto szuka w książkach czegoś więcej niż tylko możliwości odcięcia się od rzeczywistości. Chciałabym wczytać się w tą książkę, bo widzę, iż warto.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie odstręczał tytuł i polska okładka, ale okazało się, że to świetnie napisana powieść. Urzekła mnie wszechobecna melancholia i tak jak piszesz - pomysł na "rekwizyt przewodni". Z tego, co czytam, w najnowszej powieści Krauss będzie to biurko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję wszystkim za miłe słowa - zdecydowanie łatwiej pisze się recenzje, które wypływają z głębokiego przekonania, że książka jest dobra. Jeśli do tego dodać buzujące pod skórą emocje, sprawa jest już naprawdę prosta:))

    Poza tym wszystkich niepewnych jeszcze raz zachęcam do sięgnięcia po tę powieść. Ostrzegam również, że nie wszystkim może przypaść do gustu (znam takie przypadki). I zaznaczam, że to nie historia MIŁOSNA, ale historia MIŁOŚCI. A to duża różnica.

    Barbaro, bez miłości człowiek nigdy nie będzie szczęśliwy, nawet jeśli na początku tak mu się wydaje. Będzie "pusty jak cymbał brzmiący":))

    Marto, ja tylko takich książek szukam, które wniosą coś do mojego życia. Ale wiadomo, każdemu zdarza się zbłądzić...

    Anno, mnie również zainteresowała postać Nicole Krauss. Przede wszystkim zdziwiło mnie, że jest taka młoda... I na pewno moja przygoda z jej twórczością nie skończy się na "Historii miłości".

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za liczne komentarze
    (Alko żałuję, że usunęłaś swój, jestem niepocieszona:((

    OdpowiedzUsuń