piątek, 12 listopada 2010

Preria czy łąka?


To make a prairie
Emily Dickinson
(1830-1886
)

To make a prairie it takes a clover and one bee,
One clover, and a bee.
And revery.
The revery alone will do,
If bees are few.





By stworzyć prerię

By stworzyć prerię, starczy jeden zgoła
Kwiat koniczyny,
Marzenie
I pszczoła.
Jeśli pszczół nie ma ani na lekarstwo,
Same rojenia wystarczą
(tłum. Stanisław Barańczak)

By zrobić łąkę

By zrobić łąkę, starczy koniczyna
I jedna pszczoła -
Koniczyna i pszczoła.
I marzenie, co je przywoła.
Wystarczy byś marzenie snuł,
Jeśli jest mało pszczół.

(tłum. Artur Międzyrzecki)


O Emily Dickinson przypomniałam sobie zupełnie przypadkiem, zaglądając na bloga Anny. Poezja Dickinson nierozerwalnie związana jest z moimi młodzieńczymi marzeniami i ambicjami oraz upartym samodokształcaniem. Między innymi na jej wierszach uczyłam się języka angielskiego, co nie było zadaniem łatwym, ale zawsze przyjemnym i ostatecznie satysfakcjonującym. Obok Dickinson wsparciem dydaktycznym służyły mi również piosenki U2, telewizja BBC oraz proza sióstr Brontë i Brama Stokera, więc jeszcze zanim poszłam na studia, naukę pobierałam od najlepszych:) Z rzewnością wspominam czasy, kiedy ślęczałam nad tekstami, skrupulatnie wypisując słowo po słowie, sprawdzając ich znaczenie, kontekst, a później radośnie odkrywając je w kolejnym tekście. Swoimi ambicjami i maniakalnym niemal uporem jak czołg taranowałam wyrastające na mojej drodze przeszkody…

Wiersz, który wybrałam, należy do tych ulubionych. Choć krótki i pozornie banalny, sięga przesłaniem znacznie głębiej. Dzięki niemu odkryłam, że marzenia mają moc sprawczą i że to przede wszystkim ja jestem kreatorem mojego świata! Tyle mi to kiedyś dało siły i odwagi… Później co prawda musiałam nauczyć się również pokory, ale… to było później.

Dziś zwróciłam jednak uwagę na coś innego: na dwa tłumaczenia wiersza Emily Dickinson. Międzyrzecki „udomowił” prerię i zamienił ją na łąkę, co oczywiście nie ma większego znaczenia dla przesłania wiersza, ale jak dla mnie, boleśnie zmniejsza rangę marzenia, które nagle staje się bardziej pospolite. Chyba zresztą nie jestem zwolenniczką TAKIEGO dostosowywania poezji do czytelnika. Egzotyzacja czy udomowienie może być dobre w przypadku prozy, ale nigdy poezji. Wiersz w tłumaczeniu Barańczaka jest melodyjny i zabawny, bliższy przez to oryginałowi. Mnie jednak Barańczak zdecydowanie kupił „rojeniami”, którymi rozbzyczała mi się nagle cała preria. Pozostaje jednak pytanie: czy tłumacz poezji może zastosować grę słowną tam, gdzie jej nie ma w oryginale?

I co wybieracie: prerię czy łąkę?

13 komentarzy:

  1. Przy prerii stwierdziłam, że znów nie znam angielskiego. Przy łące odetchnęłam z ulgą ;] Rojenia są zdecydowanie bardziej melodyjne. Czytając tłumaczenie preriowe mam wrażenie, że pochodzi ono z innej epoki. Wiersz o łące jest współczesny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniałaś mi moje godziny spędzone nad piosenkami U2, zamiast uczyć sie do matury ślęczałam nad tłumaczeniem ;] Wtedy matura była banalnie prosta w moim odczuciu, a w tych tekstach zawierał się cały sens mojego życia. To bardzo miłe wspomnienia ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. 'By zrobić łąkę' brzmi mi jakoś problematycznie. Zrobić? To takie brzydkie słowo - 'stworzyć' brzmiało duuużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna notka! Gratuluję ciekawego pomysłu.
    Jestem stuprocentową zwolenniczką prerii! W języku angielskim istnieje słowo "łąka" (meadow) i gdyby poetka je właśnie miała na myśli, użyłaby w wierszu.
    Gra słowna Barańczaka jest super. Wydaje mi się, że pogłębiła wymiar wiersza i że Emily byłaby tym przekładem zachwycona. Wariant Międzyrzeckiego, przy całym szacunku, brzmi moim zdaniem chropawo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie od parady pan Barańczak uchodzi za kongenialnego tłumacza literatury angielskiej. Moje oko i ucho mu ufa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też wielbię Barańczaka, odkąd na studiach chodziłam na fakultet "z Szekspira" i genialny pan Jerzy Limon (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Limon) pokazywał nam róznice w tłumaczeniu Barańczaka i Paszkowskiego. Już po pierwszych zajęciach wymieniłam całego swojego Szekspira na barańczkowego właśnie - zaczęłam zauważać, że dużo bliżej jest tego "co poeta miał na myśli"...
    Tylko jedno 'ale' - strasznie, ale to strasznie nie lubię słowa "preria"... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Porcelanowo bloggerko, szczerze mówiąc, nie wiem, które tłumaczenie jest starsze, ale na pewno nie rozdziela ich wielka przepaść czasowa. Mogę Ci jednak powiedzieć, że Międzyrzecki urodził się 20 lat przed Barańczakiem, więc możliwe, że jego tłumaczenie było pierwsze!
    Co do piosenek, tłumaczenie tekstów to świetny sposób uczenia się słówek:)) Zawsze to powtarzam swoim uczniom:)

    Klaudyno, masz rację, "zrobić łąkę" mi również strasznie zgrzyta:(

    Lirael, dziękuję! Cieszę się, że moje lingwistyczno-translatoryczne wynurzenia znajdują fanów:)

    Jabłuszko, dokładnie, Barańczak zna się na tym, co robi. Dochodzę do wniosku, że dobrym tłumaczem literatury może być tylko twórca literatury...

    marpil, a skąd wiesz, co Szekspir miał na myśli?:)) Zgadzam się, przekłady Szekspira w wykonaniu Barańczaka są jedyne i niech nikt się nie waży ich aktualizować!
    A co masz do prerii? Czyżby kojarzyła Ci się z "Domkiem na prerii"?:)

    Dziękuję za poetyckie odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ "Domek na prerii" kocham!
    A preria jakoś tak mi się wydaje niepoetycka i jakaś taka sucha i raczej moje pierwsze skojarzenie to piesek preriowy, a gdzie pieskowi preriowemu do poezji... No chyba, że do jakiegoś pastiszu go wrzucić...
    A oczywiście, że nie wiem, co Szekspir miał na myśli, ale wierzę, że to, co nam tłumaczy Barańczak ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja strasznie lubię pieski preriowe chociażby za to, że... nie są podobne do piesków (tzn. psów:))
    Przekorne z natury;)

    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  10. I pomyśleć, że przez większość życia Emily nie wychodziła z domu... wyobraźnia i kreacje. Uwielbiam jej wiersze :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Margo, stąd te rojenia;) Wyobraźnia to potężna broń.

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę, że każdy rodzaj alienacji powoduje wyostrzenie pewnego rodzaju widzenie świata. Wiem, po sobie. Nie ukrywam, że pisząc uciekam... nie tylko od ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  13. Świat, który widzą poeci, zawsze wydawał mi się piękny w swojej wyjątkowości. I niedostępny. Czy do takiego widzenia świata potrzebna jest samotność, choćby taka na chwilę? To znaczy, że inni ludzie przeszkadzają i zagłuszają doznania?
    Piękno rodzi się z samotności?
    Czytałam gdzieś, że najpiękniejsze wiersze rodzą się z nieszczęścia, bo te o miłości spełnionej zawsze brzmią banalnie...

    Ściskam Margo!

    OdpowiedzUsuń