wtorek, 16 listopada 2010

Moskwo, jaka jesteś...


Moskwo, kocham Cię
(oryg. Москва, я люблю тебя!), 2010

reż. Iwan Ochłobystin, Gieorgij Natanson, Oleg Fomin, Wiera Storożewa, Rustam Ibragimbiekow, Iraklij Kwirikadze, Jekatierina Kalinina, Siergiej Bodrow, Dmitrij Troickij, Olga Stołpowskaja, Aleksandr Kasatkin, Jekatierina Dwigubskaja, Artiom Michałkow, Andriej Razienkow, Wasilij Cziginskij, Georgij Paradżanow, Ałła Surikowa, Jegor Konczałowskij

Nie będę pisała, że nie mogło mnie zabraknąć na festiwalu filmów rosyjskich „Sputnik nad Warszawą", bo szczerze mówiąc, ledwo się na niego załapałam. Jak na złość, zawsze spiętrzą się jakieś sprawy nie cierpiące zwłoki i spotkania, których nie można przełożyć. Ale udało się - ostatniego dnia festiwalu i prawie na ostatni seans w Pałacu Kultury i Nauki, w którym mieści się kino.
Festiwal gościł jeszcze w dwóch innych kinach warszawskich, ale szczerze mówiąc Pałac – dar od naszych radzieckich przyjaciół – wydawał się jedynym słusznym miejscem, by celebrować to święto kina rosyjskiego. Nie wiem czy wiecie, ale w Moskwie znajduje się kilka pierwowzorów naszego, chcąc nie chcąc, symbolu Warszawy, zwanych „siedmioma siostrami” Stalina. Na jedną z nich, Uniwersytet Moskiewski, miałam okazję się wdrapać, by choć raz spojrzeć na Moskwę z góry. Szczyt PKiN ciągle jeszcze przede mną.

Film Moskwo, kocham Cię to zbiór 18 krótkich filmików stworzonych przez 18 rosyjskich reżyserów, których zadaniem było streszczenie swojej miłości do stolicy w pięciu minutach. Jako że nie przepadam za krótkimi formami literackimi, sceptycznie odniosłam się również do tego pomysłu. Ale zwabiła mnie Moskwa i cicha tęsknota za jej wyjątkowością. Niestety okazało się, że Moskwy-miasta jest w filmie jak na lekarstwo. Komuś, kto choć trochę zna stolicę Rosji, uda się mimo wszystko nanizać na sznurek ze wspomnieniami kilka klejnocików: pomnik Żukowa przed wejściem na Plac Czerwony, kolejka do mauzoleum Lenina, GUM, „siedem sióstr” górujących nad miastem… Jednak wątpię, żeby ktoś po tym filmie zakochał się w Moskwie. Zdecydowanie jej za mało. I niby wiem, że miasto to ludzie w nim żyjący, ale ich umiejscowienie w konkretnej przestrzeni było zbyt pobieżne, niewyczuwalne i równie dobrze można by było ich umieścić na którejś z odległych planet.

Oczywiście nie wszystkie filmy były dobre. Nie jestem też pewna czy były ułożone we właściwej kolejności, ale wachlarz emocji, który im towarzyszył, był nader rozłożysty. Można się było pośmiać, popłakać, a czasem… pozastanawiać, o co chodzi. Reakcje trzeba było dostrajać co pięć minut, bo tyle trwała każda etiuda. Dla mnie zdecydowanym numerem jeden okazał się film „Skrzypek” Wiery Storożewej – niemal bez słów, mocno i dobitnie, aż wryło mnie w fotel. Poza tym uwagę przykuł również film „Job” (tak, to z ang.) Artioma Michałkowa, syna TEGO Michałkowa; oklaski należą mu się za świetną, niespodziewaną pointę (cała sala ryknęła śmiechem). Reszta obrazów rozmywa się i tylko niektóre momenty pulsują żywiej w pamięci.

Mimo wszystko oceniam film wysoko, chociaż na rosyjskich portalach recenzenci nie pozostawiają na nim suchej nitki. Dla mnie liczył się klimat: mój ukochany język, którym mogłam cieszyć uszy, mój ukochany mąż, któremu mogłam pokazywać: tu byłam, tu się wspięłam, a tu się zgubiłam i nawet ludzie obok, od których promieniowała bezkrytyczna miłość do tej całej rosyjskości. Już dawno nie widziałam tak po brzegi wypełnionej sali kinowej! Ludzie siedzieli na schodach. Coś niesamowitego!

Zwiastun filmu (po rosyjsku) możecie obejrzeć tu.

Po chwili namysłu stwierdzam, że i tak nic nie przebije Moskwa nie wierzy łzom… Jeśli nie widzieliście, polecam.

Moja ocena: 5/6

6 komentarzy:

  1. Och... zazdroszczę... mnie zawsze mijają wszelki festiwale filmowe, bo albo o nich nie wiem,... albo są za daleko... albo nie w tym terminie co trzeba... :)

    Mam nadzieję, że kiedyś gwiazdy zaczną mi sprzyjać... ;p

    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja za kinem rosyjskim nie przepadam, wolę klimaty bałkańskie. Ale obecności na festiwalu i tak zazdroszczę - lubię klimat takich imprez.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny, jedną z niezaprzeczalnych korzyści mieszkania w stolicy jest fakt, że dzieje się tu sporo... Jest w czym wybierać, ale wierzcie mi, znalezienie wolnej chwili, by korzystać z tych wszystkich dobrodziejstw, często graniczy z cudem. Tak to jest, gdy się ma wszystko pod nosem... Cieszę się więc niezmiernie, że tym razem udało mi się "zderzyć" ze "Sputnikiem":))

    Kino rosyjskie można lubić bądź nie; na pewno warto się cieszyć jego innością. Ubolewam tylko nad tym, że twórcy rosyjscy coraz intensywniej zaczynają ścigać Hollywood. Niestety.

    Dzięki za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, ja też lubię rosyjskie kino. Marzę o "Wojnie i pokoju" w moim TV, ale niestety, póki mogę oglądać ten kanał przy okazji odwiedzin u dziadka, który ma inną (lepszą) kablówkę. Język jest świetny! Uczę się go intensywnie, aczkolwiek póki co rezultaty są takie średniawe...

    OdpowiedzUsuń
  5. Lili, o tak, język rosyjski jest piękny... Nie wiem, na jakim etapie nauki jesteś, ale niezwykle ważne jest, żeby stwarzać sobie okazje do używania i/lub korzystania z języka: Internet, TV, literatura, gazety... Pamiętaj, że organ nieużywany zanika;)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń