środa, 5 grudnia 2012

Znienawidzić miłość



Anna Janko, Pasja według św. Hanki
Janko A., „Pasja według św. Hanki”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
s: 364

Hanka wciągnęła mnie siłą w swój duszny świat pewnego dnia w księgarni, gdy jak zwykle rozgrzanymi do czerwoności palcami przeglądałam pierwszą z brzegu książkę, której kupić przecież nie zamierzałam, bo to nierozsądne kupować piątą książkę w tym tygodniu. Nie kupiłam. Dostałam ją później. Pomyślałam: poleży, dojrzeje, poczeka, jak inne, na swój czas. Nie wytrzymałam. Chwyciłam ją poza kolejnością i od razu rozpacz Hanki ścisnęła i mnie za gardło. Nie mogłam czytać. Nie mogłam oddychać. Ta książka dusi, krztusi i jest jak ość, której nie można wyjąć.

piątek, 23 listopada 2012

Zła się nie wyrzekniemy



Mary Reilly, 1996
(oryg. Mary Reilly)
reż. Stephen Frears

Nęka mnie ostatnio myśl, że zło przemawia przez nas niezależnie od naszych intencji. Możemy jak z klocków budować wieżę z dobrych uczynków, ale i tak ostatecznie wszystko runie. Zło jest nieodłącznym elementem człowieczeństwa i potrafi objawić się na różne sposoby. Zło jest, gdy ranimy – innych z premedytacją, ale również, siebie, obcych, nieświadomie… I to nie jest mniejsze zło. To tylko inne zło. To nie znaczy, że powinniśmy mu się poddać, ale musimy zaakceptować jego istnienie. I spróbować je uśpić jak najdłużej.

wtorek, 2 października 2012

Jak zostać królem, czyli arystokrata też człowiek



Jak zostać królem, 2010
(oryg. The King’s Speech)
reż. Tom Hooper

Najtrudniej oglądać filmy, do których zasiadamy z przekonaniem, że czeka nas arcydzieło. Film obsypany Oscarami powinien zatykać dech w piersiach. Być doskonałym w każdym calu. Przeciętność nie zadowoli i nie zaspokoi wygórowanych oczekiwań. Mile spędzone chwile nie wytłumaczą zachwytu świata.

poniedziałek, 24 września 2012

Tak umiera legenda



Carlos Ruiz Zafón, Więzień nieba
Zafón C.R., „Więzień nieba”, Muza SA, Warszawa 2012
s: 411
tłum. Katarzyna Okrasko i Carlos Marrodan Casas

Wygórowane oczekiwania są jak trucizna – i dla pisarza, i dla czytelnika. Smak rozczarowania równie boleśnie godzi w obu. Jeszcze niedawno szukałam miejsca dla Carlosa Ruiza Zafóna wśród panteonu wielkich pisarzy, dziś wydaje mi się kolejnym sztukmistrzem, któremu wyczerpały się pomysły. Dla mnie nie ma już powrotu do świata Zafóna. Kuglarstwo to nie magia.

środa, 19 września 2012

Sny zdemaskowane



Mirosław Winczewski, Wielki sennik współczesny

Winczewski M., „Wielki sennik współczesny”, Studio Astropsychologii, Białystok 2007
s: 422

Jestem człowiekiem małej wiary. Trudno mnie przekonać do istnienia zjawisk paranormalnych i nieufnym okiem spoglądam na ludzi deklarujących swoją więź z zaświatami. Życie oduczyło mnie również bezbrzeżnej wiary w ludzi i dziś zdecydowanie preferuję w tej materii zasadę ograniczonego zaufania. Ale jest coś, w co wierzę. Całą swoją dziecięcą wiarę kieruję ku umysłowi ludzkiemu. Zdumiewa mnie jego potężny mechanizm, kruchość konstrukcji i... omylność. Paradoksalnie wszystko, co niedoskonałe jest dla mnie przejawem doskonałości. Wierzę w to, że nasz umysł wysyła nam sygnały: jawne i łatwe do odczytania, które lokuje w naszej świadomości oraz te utajone i zaszyfrowane, które przejmuje nasza podświadomość. Sny są komunikatem, który podświadomość próbuje przekazać naszej ospałej świadomości. I tylko od nas zależy, czy i jak ten komunikat odczytamy.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Chropowata proza dla mężczyzn


Marek Krajewski, Śmierć w Breslau
Krajewski M., „Śmierć w Breslau”, Znak, Kraków 2010
s: 251

Debiutancki kryminał Marka Krajewskiego przywiozłam przed rokiem z Wrocławia. Wydawał się godną pamiątką. Nie wiedziałam, że to piękne miasto ukaże mi się na nowo jako mroczna mekka prostytutek, pijaków, skorumpowanych policjantów i innych mętów. Taki obraz międzywojennego Wrocławia spadł na mnie po przeczytaniu zaledwie kilku stron. I nic nie zwiastowało zmiany na lepsze.

piątek, 10 sierpnia 2012

Historia pewnego trójkąta


Vladimir Nabokov, Król, dama, walet
Набоков В., „Собрание сочинений в четырех томах: Король, дама, валет”, Издательство «Правда», Москва 1990
s: 168

Interpretację utworów Nabokova zwykło uważać się za onieśmielające wyzwanie. Właściwy labirynt znaczeń autor umieszczał zwykle głębiej, pod wierzchnią warstwą fabuły, więc nielekko dostać się tam przypadkowemu czytelnikowi. Ale ja zaczynam skłaniać się ku innemu stwierdzeniu: interpretacja jego dzieł jest nadzwyczaj łatwa, bo… właściwie każda jest poprawna. Tylko od naszej wiedzy literackiej zależy, jak głęboko zapuścimy się w ten labirynt i czy zrozumienie zakończymy na fabule, czy może uda nam się zebrać po drodze wszystkie aluzje, szarady i inne smaczki językowe.

wtorek, 31 lipca 2012

Sącząc mate w Paryżu

Julio Cortazar, Gra w klasy
Cortazar J., „Gra w klasy”, Kolekcja Gazety Wyborczej, Warszawa
s: 543
tłum. Zofia Chądzyńska

Dawno, dawno temu, gdy czytałam Grę w klasy po raz pierwszy, zazdrościłam Horaciowi i Madze ich miłości: zachłannej, destrukcyjnej, spopielającej umysł i ciało, cielesnej aż do krwi. Zakotwiczona gdzieś między naiwnie pojmowanym romantyzmem a nihilizmem, wyobrażałam sobie, że dobrze jest umrzeć z miłości toksycznej, bo nie liczy się trwanie, a chwila ekstremalnej i ogłupiającej namiętności skutkującej choćby samospaleniem. Imponowały mi obskurne hotele, spontaniczna ochota, by posiąść się całkowicie tu i teraz, czarna bielizna i nonszalancja uczuć. Kusił oniryczny Paryż lat pięćdziesiątych, poplątane uliczki, malutkie kawiarenki i kameralne sale koncertowe oraz ich bywalcy – wolne dusze do reszty oddane literaturze i filozofii, zawieszone gdzieś na granicy dwóch światów, taplające się w strzępach rzeczywistości, przelewające hektolitry wódki (i mate), wypalające tonę papierosów, żywiące się dysputami o wszystkim i o niczym. Do pierwszej krwi, do znudzenia, do rozmodlenia.

Co mi dziś zostało z ówczesnego zachwytu? Wspomnienie. Dziś wierzę w trwanie, które niestety przeczy spontaniczności. Zbudować coś z niczego jest najtrudniej, a jeszcze trudniej utrzymać taką chybotliwą konstrukcję w pionie. Horacio z Magą wyznawali sadystyczno-masochistyczną miłość, pozwalali sobie na niebezpieczną wolność, żonglowali emocjami, wystawiali się na próbę, wciąż przesuwali granicę swojej wytrzymałości. Zostawiali na swoich duszach trwałe rysy i jątrzące rany. Czy warto codziennie umierać w imię kilku chwil spazmatycznej namiętności? Nie sądzę.

To jednak nie sprawia, że kocham Grę w klasy mniej. To ona zapoczątkowała moją wielką miłość do literatury. Wtedy czytałam ją po kolei, teraz – zgodnie z kluczem, skacząc po rozdziałach jak po narysowanej kredą na chodniku tytułowej grze. Cortazar nabałaganił mi w głowie, pomieszał zmysły i związał język. W jednej książce zawarł jedną historię i milion historii, ale nie zawarł w niej najmniejszej podpowiedzi, jak interpretować jego świat. Powieść można czytać od przodu, od środka, od tyłu, a za każdym razem samoistnie pisze się inna opowieść, powstaje inny obraz. Jak w kostce Rubika czy kalejdoskopie.

Powieść Cortazara na chwilę zaspokoiła mój głód literatury idealnej będącej niekończącym się wyzwaniem dla czytelnika: lekko ironicznej, onieśmielającej, bawiącej się słowem i formą, pozostawiającej mnóstwo nieodkrytej przestrzeni na kolejne razy. Gra w klasy to definicja literatury. A mój ulubiony fragment znajdziecie tu.

piątek, 20 lipca 2012

Potwór


Jeffrey Eugenides, Middlesex
Eugenides J. „Middlesex”, Sonia Draga, Katowice 2008
s: 605
tłum. Witold Kurylak

Calliope, która imię otrzymała na cześć greckiej muzy poezji epicznej urodziła się dziewczynką. Była upragniona i wytęskniona przez swoich rodziców, bo miała wnieść delikatność i kruchość do rodziny przesyconej mężczyznami. Miała też być powierzycielką i pocieszycielką swojej matki, która nie miała kogo obciążyć swoimi smutkami. Zanim Calliope przyszła na świat, jej role w świecie zostały ściśle określone. Niestety, życie nie lubi toczyć się zgodnie z określonym scenariuszem. Wybrzydza. Szuka dziury w całym i patrzy, gdzie tu spłatać figla: zaciąga ludzi do łóżka w nieodpowiednim momencie, miesza chromosomy, do badań nad noworodkiem angażuje na wpół ślepego lekarza. Przez to inność umyka i nie zostaje zdemaskowana od razu.

wtorek, 10 lipca 2012

Opowieści podszyte samotnością


Truman Capote, Harfa traw, Drzewo nocy i inne opowiadania
Capote T., „The Grass Harp and A Tree of Night and other stories”, The New American Library, New York
s: 216

Dawno nie czytałam opowiadań, które jeszcze kilka dni po zamknięciu książki obijałyby się z takim impetem po mojej głowie. Zwykle wpadają mi jednym uchem, a wypadają drugim, nie zostawiając po sobie żadnych długotrwałych doznań. Teraz już wiem: do dziś czytałam prawdopodobnie tylko złe opowiadania. Capote szybko przekonał mnie do krótkiej formy, umiejętnie zamykając różnorodność w spójności.

piątek, 6 lipca 2012

I moja dusza się wygina...

Pyszne lato
Maria Pawlikowska Jasnorzewska

Pyszne lato, paw olbrzymi,
stojący za parku kratą,
roztoczywszy wachlarz ogona,
który się czernią i fioletem dymi,
spogląda wkoło oczyma płowymi,
wzruszając złotą i błękitną rzęsą.

czwartek, 28 czerwca 2012

Zali, jeno i snadź


Władysław St. Reymont, Wampir
Reymont W. St., „Wampir”, Książka i Wiedza, Warszawa 1986
s: 315

Powodowała mną zwykła ciekawość. Dotąd nie łączyłam Reymonta z powieścią grozy, a jak się okazało – zupełnie niesłusznie. Zresztą Wampir nie jest klasycznym reprezentantem gatunku. Można go potraktować dosłownie lub jako zobrazowanie niebezpiecznej iluzji. Interpretacja zależy od czytelnika i od jego wiary lub niewiary w świat zjawisk nadprzyrodzonych. Jednego możemy być pewni: powieść jest hołdem złożonym drugiej pasji (po pisaniu) Reymonta – spirytyzmowi.

piątek, 22 czerwca 2012

"Obrzydliwe, cielesne człowieczeństwo"


Alona Kimchi, Płacząca Zuzanna
Kimchi A., „Płacząca Zuzanna”, W.A.B, Warszawa 2006
s: 404
tłum. Leszek Kwiatkowski

Suzanna zamknęła się w skorupie. Żyje z dala od świata i ludzi. Jej całym kosmosem jest dom, pobliski sklep, ośrodek pomocy społecznej i plaża, na którą codziennie jeździ autobusem ze swoją matką i jej przyjaciółką. Suzanna ma trzydzieści trzy lata i wciąż mieszka z matką, bo sama nie poradziłaby sobie w obcym, nieprzyjaznym świecie. Jest niezrównoważona emocjonalnie i nieprzystosowana do życia w społeczeństwie; wstydzi się jeść przy drugiej osobie, a na samą myśl o załatwieniu potrzeby fizjologicznej lub dotknięciu własnego ciała robi jej się niedobrze. Żyje z boku świata. Do jej ciasnej, dusznej skorupy dostęp ma tylko matka. To ona ją rozumie, pociesza, odgaduje potrzeby i ratuje z opresji. Tworzą jeden organizm.

…poświęciła mi swoje życie i zjednoczyła się ze mną do tego stopnia, że nie było wiadomo, gdzie zaczynam się ja, a kończy ona. [s. 42]

Od początku powieści, gdy przedzierałam się przez intymne zwierzenia Suzanny, zastanawiałam się, co leży u źródła jej niepohamowanej awersji do cielesności i seksualności. Dlaczego obrzydliwe, a nie po prostu zwykłe wydaje jej się człowieczeństwo z całą swoją niedoskonałą naturą? Przez chwilę wydawało mi się, że znalazłam trop: było nakrycie rodziców uprawiających seks i był ojciec myjący już zbyt dużą córkę pod prysznicem. Ale zaraz potem Kimchi przecząco kręci głową: to nie to. Nie tylko. Na upośledzenie emocjonalne Suzanny złożyła się cała masa czynników: przedwczesna śmierć ukochanego ojca, podpięcie się na nowo pępowiną do matki, chorobliwa wrażliwość, a przede wszystkim niechęć do przywdziania maski. Bez niej Suzanna była bezbronna i wystawiona na bezpośrednie działanie… ludzi, dlatego skryła się w swojej skorupie. Na co dzień człowiek przybiera różne maski i za nimi chowa prawdziwe uczucia, strachy, pasje, fobie. Dzięki temu jest zametkowany jako normalny. Wystarczy zdjąć maskę, pokazać światu, co w nas siedzi, a zaraz zostaniemy okrzyknięci wariatami. Taka jest Suzanna. Bez maski. Wariatka.

Gdy do ich skorupy niespodziewanie wprowadza się daleki krewny, Naor, ochrzczony na stałe Gościem, robi się za ciasno. Suzanna przestaje czuć się w domu swobodnie, je tylko pod nieobecność Gościa, sika w pokoju do wazonu, by Gość nie mógł usłyszeć obrzydliwego dźwięku oddawania moczu w toalecie. Ale zmiany wiszą w powietrzu. Naor, piękny niczym grecki posąg, przebojowy, bezpośredni, emanujący zmysłową seksualnością wniesie do smętnego życia dwóch kobiet powiew świeżości. Pytanie: co ON skrywa pod swoją maską?

Powieść Alony Kimchi czasem ściska za gardło, czasem unosi brew, a czasem sprawia, że mamy ochotę przeskoczyć wzrokiem kilka linijek. Ironiczna, pierwszoosobowa narracja na szczęście nieco wygładza chropowatość doznań, ale losy Suzanny wciąż budzą zimny dreszcz na plecach. Jej niezdrowa, dławiąca relacja z matką zmusza do zastanowienia się, gdzie leży granica miłości i nadopiekuńczości. Nie mogłam opędzić się od wrażenia, że matka Suzanny była najszczęśliwsza, gdy ta, słaba, zahukana, samotna siedziała w domu, przepełniona wdzięcznością do swojej opiekunki. Źle interpretowała szczęście córki, widząc je w totalnej izolacji od problemów i zagrożeń ze strony ludzi. Nie pomyślała, że szczęście może polegać na możliwości sparzenia się i doświadczenia życia z całym jego pięknem i okrucieństwem na własnej skórze.

Płacząca Zuzanna to powieść o poszukiwaniu siebie, warta uwagi i refleksji. Ja przeczytałam ją szybko, bojąc się zarazić rozpaczą Suzanny i równie szybko odłożyłam na górną półkę. Siebie odnalazłam zupełnie gdzie indziej.

Moja ocena: 4/6

piątek, 15 czerwca 2012

Różne wizje miłości


Lew Tołstoj, Anna Karenina
Толстой Л., „Анна Каренина”, Эксмо, Москва 2011
s: 798

Kobiecie miłość potrzebna jest do życia jak woda. Bez niej usycha. Ona nadaje sens istnieniu, wzbogaca i stymuluje do działań na innych płaszczyznach. Miłość całkowita i miłość na wyłączność. Bez półśrodków. Egoistyczna. Mężczyźnie miłość potrzebna jest dla świętego spokoju, satysfakcji i poczucia spełnienia. Często do realizacji innych celów. Oznacza triumf i przyczynia się do samozadowolenia. Jest znakiem, że… czas zaznaczyć swój teren. Bo tym, czym dla kobiety jest miłość, dla mężczyzny jest niezależność. Mężczyzna, który dla miłości musi wyrzec się wolności, czuje się pokrzywdzony. Wtedy zaczynają się problemy. Jak urządzić związek, by wilk był syty i owca cała?

piątek, 8 czerwca 2012

Aż mnie rozbolały zęby


Sala samobójców, 2011
reż. Jan Komasa

Pierwsza refleksja, która mnie nawiedziła wraz z napisami końcowymi to: jak dobrze, że już nie jestem nastolatkiem. Bo chociaż zawzięcie odpycham w głąb przyszłości poczciwą starość, powieka zaczyna mi nerwowo drgać, gdy pomyślę o okresie dojrzewania. Po latach lubimy idealizować młodość, bo rzadko pamiętamy, że nieokiełznane szaleństwo doprawione było troską o uparcie wyskakujące pryszcze, brak akceptacji u rówieśników i zrozumienia u rodziców. Naszą osobowość tłamsiły ograniczenia ducha i ciała, których nie można było tak po prostu zlekceważyć. Człowiek nastoletni musi dostosować się do ogółu, musi umieć żyć w grupie. Lepiej wtopić się w tłum niż być indywidualistą. Lepiej powielać schematy niż iść swoją drogą. Brr… Cieszę się, że dziś nie zaprząta mi to głowy. Wiem, co jest dla mnie dobre i potrafię bronić swoich racji. Jestem pewna siebie, ale dotarcie do tej pewności zajęło mi parę dobrych lat. Czy dawniej też taka byłam? Czy potrafiłam się bronić? A może młodość zostawiła na mojej duszy rany, które do dziś nie mogą się zagoić?

piątek, 18 maja 2012

O kobietach i duchach (przeszłości)


Volver, 2006
(oryg. Volver)
reż. Pedro Almodovar

Gdy kiedykolwiek przyjdzie mi zwątpić w siebie, obejrzę też film jeszcze raz. Almodovar wlał we mnie tyle nadziei, że zakrztusiłam się i słowa uwięzły mi w gardle. Do sklecenia tych kilku zdań zbieram się już niemal od miesiąca, bo niby jak napisać, że kocham być kobietą i nie zabrzemieć przy tym banalnie? Dzięki Almodovarowi uwierzyłam, że przeszkody wyrastają na mojej drodze tylko po to, by uczynić mnie jeszcze silniejszą. Kobieta to wulkan mocy, który może zdrzemnąć się na chwilę, może przycichnąć i przyczaić się, ale nie zasypia na zawsze. Budzi się w najmniej oczekiwanym momencie i wtedy strzeżcie się jego gniewu! Kobiety są silne, piękne i wiedzą, co jest w życiu najważniejsze.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Czy warto uciekać?


Marlen Haushofer, Mansarda
Haushofer M., „Mansarda”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973
tłum. Maria Kłos-Gwizdalska
s: 180

Od jakiegoś czasu seria KIK stała się dla mnie synonimem uczty literackiej, a przynajmniej literatury oryginalnej, nietuzinkowej i zmuszającej do przyjrzenia się pod lupą własnemu życiu. Tym bardziej zdziwiło mnie znalezione w sieci stwierdzenie, że seria publikowała prozę (…) z reguły łatwiejszą w odbiorze. Trudno mi się z tym zgodzić. Pozostaje mi założyć, że kiedyś czytelnicy byli bardziej wymagający.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Kraina ocala od zapomnienia:)


Gdy jestem w swoich rodzinnych stronach, obowiązkowo odwiedzam tutejszą bibliotekę. I nie po to, żeby coś wypożyczyć, nie, nie (już dawno nie mam karty). Z wielką ekscytacją odwiedzam półkę książek zapomnianych i niechcianych. Dużo kiczu, sporo myśli socjalistycznej i prozy "ku pokrzepieniu serc". Ale zawsze uda mi się wyłowić z kurzu i zapomnienia książkę, której mam ochotę dać drugie życie. A każda taka książka kosztuje 50gr, które trzeba wrzucić do skarbonki z kluczykiem. Prezentowany przeze mnie zbiorek kosztowałby mnie 4,50zł, ale zawsze wrzucam trochę więcej. Na nowe książki. Myślę, że warto. Może Wy też macie takie miejsca w swojej bibliotece?

wtorek, 3 kwietnia 2012

Wyrafinowana, ale jednak nuda


Stendhal, Czerwone i czarne
Stendhal, „Czerwone i czarne”, Polskie Media Amer.com SA, Warszawa
s: 450

Powieść Stendhala to najlepszy dowód na to, że klasyka nie zawsze powala mnie na kolana, chociaż od dawna głoszę tezę, że każdy szanujący się mól książkowy powinien regularnie przeplatać swoje czytelnicze wybory dziełami klasycznymi - dla oczyszczenia i ustalenia właściwej hierarchii wartości. Czerwone i czarne to literatura do smakowania, niespiesznego przewracania kartek i obserwowania… Chyba że pojawią się nieprzewidziane trudności, ale o tym na końcu.

piątek, 23 marca 2012

Mój strach jest koloru niebieskiego


Trzy kolory: Niebieski, 1993
reż. Krzysztof Kieślowski
muz. Zbigniew Preisner
zdj. Sławomir Idziak

Film Kieślowskiego uwolnił strach, który od zawsze siedzi głęboko pod moją skórą i któremu rzadko pozwalam wyjść na powierzchnię. Bo nie wolno kusić losu. Lepiej o tym nie mówić, nie myśleć, nie pamiętać. Mimo to, czasami zdarza się najgorsze. Śmierć. Męża. Dziecka. A ktoś musi z tym żyć. Albo nie żyć. Pozostają pytania: jak i po co?

wtorek, 13 marca 2012

Toksyczne wspomnienia


Maciej Bennewicz, Wszystkie kobiety don Hułana
Bennewicz M., „Wszystkie kobiety don Hułana”, G+J, Warszawa 2012
s: 302

Co to jest prawda?
Zgodna z rzeczywistością treść słów, interpretacja faktów, przedstawienie czegoś zgodne z realiami (za słownikiem języka polskiego PWN). Zgadzam się właściwie tylko z jedną trzecią tej definicji: interpretacja faktów. Bo czy istnieje jedna prawda czy zwykle mamy do czynienia z kilkoma prawdami zależnymi od punktu widzenia zainteresowanych? Nie ma jednej, takiej samej rzeczywistości dla wszystkich. Jest ona taka, jak ją postrzegamy. Dlatego też prawda jest względna.

środa, 7 marca 2012

O cierpieniu, którego nie ma


Gaétan Soucy, Dziewczynka, która za bardzo lubiła zapałki
Soucy G., „Dziewczynka, która za bardzo lubiła zapałki”, Nor sur Blanc,Warszawa 2007
tłum. Magdalena Kamińska-Maurugeon
s: 165
Cały […] problem wynika stąd, iż cierpienia przedstawiane są zawsze jako coś, co można dostrzec – w takim samym znaczeniu, w jakim dostrzega się pudełko zapałek.*
Wydawca nie szczędzi na okładce urokliwych słów, które każą nam wierzyć, że trzymamy w rękach książkę wyjątkową: „wyrafinowany horror”, „elementy romansu, groteski, magii i suspensu”, „studium patopsychologiczne”. Aż chce się od razu wgryźć w tę ponurą historię…

środa, 29 lutego 2012

Bezsilność...


Neil Bartlett, Skin Lane
Bartlett N., „Skin Lane”, Serpent’s Tail, London 2008
s: 344

...to prawdopodobnie najgorszy stan, w jaki może zaplątać się człowiek. Pogranicze pożądania i desperacji. Niemożność ruchu, gdy tak bardzo chce się być gdzie indziej, być kimś innym. Może doprowadzić do agresji, depresji, cichego przyzwolenia. Ogłupia i zniewala. Bywa niebezpieczna. Czasami jest wyborem.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Odgrzewane wzruszenia


Matka swojej matki, 1996
reż. Robert Gliński

Dawniej wydawało mi się, że jestem skazana na niezrozumienie. Byłam ja i reszta świata. Ja i moja rozedrgana wrażliwość. Nikt nie mógł dotrzeć do mojego środka i ukoić łkania. Wewnętrzna tęsknota nie wiadomo za czym zżerała moje trzewia. Dziś cieszę się, że nie jestem już nastolatką i trochę lepiej radzę sobie z niemocą. Nie wyolbrzymiam.
Okres mojego dojrzewania stał pod znakiem wiecznego konfliktu z matką. Ciskałam się jak zranione zwierzę, kąsałam i prychałam, nie dawałam się pogłaskać, choć tego pragnęłam najbardziej. Jakież to było męczące…

środa, 15 lutego 2012

Ośnieżona wątpliwościami


Charlotte Link, Dom sióstr
Link Ch., „Dom sióstr”, Sonia Draga, Katowice 2011
tłum. Ryszard Wojnakowski
s: 635

Spieszyłam się, by przeczytać tę książkę przed wiosną. Wydawało mi się, że historię ze śnieżycą w tle najlepiej się czyta, gdy za oknem panoszy się zima. Teraz sobie myślę, że jest wręcz odwrotnie, taka książka na pewno świetnie orzeźwia w upalne dni. Niestety, przy okazji studzi również entuzjazm…

sobota, 4 lutego 2012

Poświęcenie to zły powód


Magda Szabó, Tylko sam siebie możesz ofiarować…
Szabó M., „Tylko sam siebie możesz ofiarować…”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1974
tłum. Krystyna Pisarska
s: 168

Czasami książka może być zupełnie przeciętna, ale gdy przesłaniem wpasowuje się w nasze aktualne rozważania, szybko urasta do miana arcydzieła. Stukamy się w czoło i myślimy, no tak, o to chodzi, tego się boję. Krystalizacja myśli. Werbalizacja strachów. Najlepsze książki to takie, które demaskują człowieka i wywlekają na światło dzienne jego słabości lub obawy. Książki, które wskazują, którą drogą na pewno nie powinniśmy podążać, chociaż w zamian nie wytyczają też właściwej ścieżki. To niemal jak seans na kozetce u psychologa. Tylko czy w przypadku Magdy Szabó, mistrzyni ludzkich portretów, można w ogóle mówić o przeciętności?

Budapeszt, lata 60. XX wieku. Gabi i Adam to rodzeństwo, któremu przyszło dorastać na pograniczu powojennej traumy rodziców i nihilizmu egzystencjalnego młodych. Poznajemy ich w dniu, w którym Gabi ma wyjść za mąż. Jednak nic dookoła nie przypomina radosnego dnia ślubu. W domu atmosfera jest napięta i gęsta od wzajemnych pretensji, którą powoli, słowo po słowie, Szabó pozwala nam rozgarniać palcami. Cała historia zamyka się w jednym dniu i opowiedziana jest z różnych perspektyw. To daje wrażenie obiektywizmu i pozwala nam wybrać swoją rację. Nie jedyną, nie najlepszą, ale swoją.

Szabó zagląda w najczarniejsze zakamarki dusz „przyzwoitych” ludzi, ale nie ocenia. To my sami próbujemy ich tłumaczyć, zrzucając winę na karby czasów, przeżyć, niedoświadczenia. Dlaczego? Bo cząstkę zła zawsze dostrzegamy w sobie. Szabó zawstydza. Pokazuje dzieci, które nie kochają rodziców, nie szanują starszych, nie wierzą w miłość i tych po drugiej stronie linii frontu, dorosłych, którzy sami nie umieją żyć, a chcą, by dzieci brały z nich przykład, kochają, bo muszą, zdradzają i ciągle biadolą nad swoim zmarnowanym życiem, bo gdyby nie dzieci, ich życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Lepiej. Dlaczego wydaje nam się, że dzieci muszą to znosić, że winne nam są dozgonną wdzięczność? Dlaczego rzucamy im w twarz poświęceniem i nazywamy to miłością? Kto tak naprawdę jest ofiarą – my czy dzieci? Szabó odpowiada nam na te pytania starotestamentową przypowieścią o Abrahamie i Izaaku, którą modyfikuje na własne potrzeby.

Ważna to dla mnie książka w chwili, gdy zastanawiam się, jakim będę rodzicem. I po której stronie linii frontu teraz stoję.

By wzbudzić w Was głód niepokojącej prozy Magdy Szabó, przytoczę fragment monologu wewnętrznego Gabi, który wypełnił ją podczas ceremonii ślubu. Groza.
...nie wiesz, jak starzy leżą obok siebie: dwa łóżka, dwa równoległe prostokąty w głębi pokoju, z identycznymi kołdrami i poduszkami, po obu ich stronach stoją identyczne szafki z lampami, szklankami i zegarkami, a w tych identycznych dekoracjach leży dwoje zupełnie różnych ludzi, patrząc w sufit. Są tak blisko siebie, że słyszą swój oddech, niekiedy kochają się, bo co mają robić, kiedy już muszą tak leżeć na odległość wyciągniętej ręki i nie mają ubrań, tylko piżamy i koszule, ale poza tym nic ich ze sobą nie łączy. Chcę, żebyś jeżeli zapragniesz się ze mną kochać, wstał z łóżka i przyszedł do sąsiedniego pokoju, na ten tapczan, na którym sypiam, i żebyś przychodził tylko wtedy, gdy będziesz mnie naprawdę chciał, nie dlatego że wsadzili cię do dwuosobowej trumny bez wieka, a twoje instynkty sygnalizują, że tuż obok znajduje się odmienna płeć. [s. 118]
To literatura, która zdecydowanie nie powinna obrastać kurzem.

Moja ocena: 5,5/6


Czytaj tego autora "Zamknięte drzwi"


środa, 1 lutego 2012

2.07.1923 - 1.02.2012



Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.


W.Szymborska

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Moskwa kryminalna


Aleksandra Marinina, Kolacja z zabójcą
Маринина А., „Стечение обстоятельств”, Эксмо, Москва 2011
s: 317

Z kryminałami jestem kompletnie na bakier. Uprzedzam więc uczciwie, że nie wiem, czym jest dobry kryminał. Wiem natomiast, czym jest dobra literatura i uważam, że każdy gatunek literacki może skrywać w pod swoim szyldem nieoszlifowany diament. Po Marininę sięgnęłam z nadzieją na inną Rosję: prostszą, banalniejszą, bardziej poukładaną, gdzie sprawiedliwość triumfuje, a przestępcy gniją za kratkami. Tym razem miałam nadzieję zawitać do biało-czarnego świata, który nie będzie dręczył mojej moralności, a jedynie rozrusza ospałe szare komórki. Czy otrzymałam to, na co liczyłam? Nie do końca.

wtorek, 24 stycznia 2012

Ku pamięci


Smutno
Edward Stachura


Szumią chmury, szumią drzewa,
Jesień i jesieni cicha wrzawa,
Niby sen pożółkła już trawa,
Na przedmieściu dziś wieczorem jest zabawa
Ona zjawi się tam!
Będzie tańczyć, słońce moje
Z nowym swym wybranym!
A mnie w głowie będzie się kręciło!
A mnie w piersiach mocno będzie biło!

wtorek, 17 stycznia 2012

Przepis na powieść


Mario Vargas Llosa, Listy do młodego pisarza
Vargas Llosa M., „Listy do młodego pisarza”, Znak, Kraków 2012
tłum. Marta Szafrańska-Brandt
s: 121

Jeśli wydawało Wam się, że aby napisać powieść, wystarczy mieć pomysł i ryzę papieru lub ewentualnie laptop na biurku, to byliście w wielkim błędzie. Ja wiedziałam już dużo wcześniej, że do tego niezbędny jest talent. Ale okazało się, że i ja daleka byłam od prawdy. Równie ważny jak talent jest warsztat pisarski, bo niestety pisanie dobrych powieści to nie tylko uduchowiona sztuka przelewania myśli na papier. To ciężka praca – nad własnym dziełem, ale i nad sobą i swoimi umiejętnościami. Podoba nam się to czy nie, pisarz to nie anioł, który zstąpił z nieba, a rzemieślnik.

piątek, 13 stycznia 2012

"Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach"


Joanna Łukowska, Nieznajomi z parku
Łukowska J., „Nieznajomi z parku”, E-book, RW 2010
s: 257

Teraz już wiem: nie lubię romansów. Niestety miłość nie jest wdzięcznym tematem i nietrudno otrzeć się o banał, a tym bardziej pogrążyć się w nim całkowicie. Może trzeba być niedojrzałą emocjonalnie nastolatką lub przygniecioną prozą życia kobietą udomowioną (nie obrażając żadnej z nich, bo z każdą po trosze się identyfikuję), by docenić ten rodzaj literatury. A może jednak nie każda powieść opatrzona metką „romans” musi bazować na wyświechtanym schemacie miłość-przeszkody-happy end. Zresztą nawet schemat można skutecznie zamaskować intrygującą fabułą. Niestety w przypadku Nieznajomych z parku kamuflaż nie był dobry.

czwartek, 5 stycznia 2012

Ile jest Rosji w Rosji?


Ken Kalfus, Rosyjskie fantazje
Kalfus K., „Rosyjskie fantazje”, Wyd. Sonia Draga, Katowice 2009
tłum. Ewa Penksyk-Kluczkowska
s: 357

Dotąd na Rosję patrzyłam oczami Rosjan – mniej lub bardziej genialnych pisarzy, którzy smętny obraz swojej ojczyzny zawsze doprawiali ogromną dawką miłości. Była to Rosja trudna, brutalna i nieprzyjazna, ale kochana przez swoje dzieci miłością bezgraniczną i bezinteresowną. I chociaż po przeczytaniu każdej kolejnej rosyjskiej powieści napełniam się czarnymi myślami po same brzegi, zawsze otula mnie też ciepło płynące z głębi rosyjskiej duszy. Rosjanie wytykają Rosji błędy, ale śmieją się tylko z siebie. Nigdy z ojczyzny.