czwartek, 28 czerwca 2012

Zali, jeno i snadź


Władysław St. Reymont, Wampir
Reymont W. St., „Wampir”, Książka i Wiedza, Warszawa 1986
s: 315

Powodowała mną zwykła ciekawość. Dotąd nie łączyłam Reymonta z powieścią grozy, a jak się okazało – zupełnie niesłusznie. Zresztą Wampir nie jest klasycznym reprezentantem gatunku. Można go potraktować dosłownie lub jako zobrazowanie niebezpiecznej iluzji. Interpretacja zależy od czytelnika i od jego wiary lub niewiary w świat zjawisk nadprzyrodzonych. Jednego możemy być pewni: powieść jest hołdem złożonym drugiej pasji (po pisaniu) Reymonta – spirytyzmowi.

piątek, 22 czerwca 2012

"Obrzydliwe, cielesne człowieczeństwo"


Alona Kimchi, Płacząca Zuzanna
Kimchi A., „Płacząca Zuzanna”, W.A.B, Warszawa 2006
s: 404
tłum. Leszek Kwiatkowski

Suzanna zamknęła się w skorupie. Żyje z dala od świata i ludzi. Jej całym kosmosem jest dom, pobliski sklep, ośrodek pomocy społecznej i plaża, na którą codziennie jeździ autobusem ze swoją matką i jej przyjaciółką. Suzanna ma trzydzieści trzy lata i wciąż mieszka z matką, bo sama nie poradziłaby sobie w obcym, nieprzyjaznym świecie. Jest niezrównoważona emocjonalnie i nieprzystosowana do życia w społeczeństwie; wstydzi się jeść przy drugiej osobie, a na samą myśl o załatwieniu potrzeby fizjologicznej lub dotknięciu własnego ciała robi jej się niedobrze. Żyje z boku świata. Do jej ciasnej, dusznej skorupy dostęp ma tylko matka. To ona ją rozumie, pociesza, odgaduje potrzeby i ratuje z opresji. Tworzą jeden organizm.

…poświęciła mi swoje życie i zjednoczyła się ze mną do tego stopnia, że nie było wiadomo, gdzie zaczynam się ja, a kończy ona. [s. 42]

Od początku powieści, gdy przedzierałam się przez intymne zwierzenia Suzanny, zastanawiałam się, co leży u źródła jej niepohamowanej awersji do cielesności i seksualności. Dlaczego obrzydliwe, a nie po prostu zwykłe wydaje jej się człowieczeństwo z całą swoją niedoskonałą naturą? Przez chwilę wydawało mi się, że znalazłam trop: było nakrycie rodziców uprawiających seks i był ojciec myjący już zbyt dużą córkę pod prysznicem. Ale zaraz potem Kimchi przecząco kręci głową: to nie to. Nie tylko. Na upośledzenie emocjonalne Suzanny złożyła się cała masa czynników: przedwczesna śmierć ukochanego ojca, podpięcie się na nowo pępowiną do matki, chorobliwa wrażliwość, a przede wszystkim niechęć do przywdziania maski. Bez niej Suzanna była bezbronna i wystawiona na bezpośrednie działanie… ludzi, dlatego skryła się w swojej skorupie. Na co dzień człowiek przybiera różne maski i za nimi chowa prawdziwe uczucia, strachy, pasje, fobie. Dzięki temu jest zametkowany jako normalny. Wystarczy zdjąć maskę, pokazać światu, co w nas siedzi, a zaraz zostaniemy okrzyknięci wariatami. Taka jest Suzanna. Bez maski. Wariatka.

Gdy do ich skorupy niespodziewanie wprowadza się daleki krewny, Naor, ochrzczony na stałe Gościem, robi się za ciasno. Suzanna przestaje czuć się w domu swobodnie, je tylko pod nieobecność Gościa, sika w pokoju do wazonu, by Gość nie mógł usłyszeć obrzydliwego dźwięku oddawania moczu w toalecie. Ale zmiany wiszą w powietrzu. Naor, piękny niczym grecki posąg, przebojowy, bezpośredni, emanujący zmysłową seksualnością wniesie do smętnego życia dwóch kobiet powiew świeżości. Pytanie: co ON skrywa pod swoją maską?

Powieść Alony Kimchi czasem ściska za gardło, czasem unosi brew, a czasem sprawia, że mamy ochotę przeskoczyć wzrokiem kilka linijek. Ironiczna, pierwszoosobowa narracja na szczęście nieco wygładza chropowatość doznań, ale losy Suzanny wciąż budzą zimny dreszcz na plecach. Jej niezdrowa, dławiąca relacja z matką zmusza do zastanowienia się, gdzie leży granica miłości i nadopiekuńczości. Nie mogłam opędzić się od wrażenia, że matka Suzanny była najszczęśliwsza, gdy ta, słaba, zahukana, samotna siedziała w domu, przepełniona wdzięcznością do swojej opiekunki. Źle interpretowała szczęście córki, widząc je w totalnej izolacji od problemów i zagrożeń ze strony ludzi. Nie pomyślała, że szczęście może polegać na możliwości sparzenia się i doświadczenia życia z całym jego pięknem i okrucieństwem na własnej skórze.

Płacząca Zuzanna to powieść o poszukiwaniu siebie, warta uwagi i refleksji. Ja przeczytałam ją szybko, bojąc się zarazić rozpaczą Suzanny i równie szybko odłożyłam na górną półkę. Siebie odnalazłam zupełnie gdzie indziej.

Moja ocena: 4/6

piątek, 15 czerwca 2012

Różne wizje miłości


Lew Tołstoj, Anna Karenina
Толстой Л., „Анна Каренина”, Эксмо, Москва 2011
s: 798

Kobiecie miłość potrzebna jest do życia jak woda. Bez niej usycha. Ona nadaje sens istnieniu, wzbogaca i stymuluje do działań na innych płaszczyznach. Miłość całkowita i miłość na wyłączność. Bez półśrodków. Egoistyczna. Mężczyźnie miłość potrzebna jest dla świętego spokoju, satysfakcji i poczucia spełnienia. Często do realizacji innych celów. Oznacza triumf i przyczynia się do samozadowolenia. Jest znakiem, że… czas zaznaczyć swój teren. Bo tym, czym dla kobiety jest miłość, dla mężczyzny jest niezależność. Mężczyzna, który dla miłości musi wyrzec się wolności, czuje się pokrzywdzony. Wtedy zaczynają się problemy. Jak urządzić związek, by wilk był syty i owca cała?

piątek, 8 czerwca 2012

Aż mnie rozbolały zęby


Sala samobójców, 2011
reż. Jan Komasa

Pierwsza refleksja, która mnie nawiedziła wraz z napisami końcowymi to: jak dobrze, że już nie jestem nastolatkiem. Bo chociaż zawzięcie odpycham w głąb przyszłości poczciwą starość, powieka zaczyna mi nerwowo drgać, gdy pomyślę o okresie dojrzewania. Po latach lubimy idealizować młodość, bo rzadko pamiętamy, że nieokiełznane szaleństwo doprawione było troską o uparcie wyskakujące pryszcze, brak akceptacji u rówieśników i zrozumienia u rodziców. Naszą osobowość tłamsiły ograniczenia ducha i ciała, których nie można było tak po prostu zlekceważyć. Człowiek nastoletni musi dostosować się do ogółu, musi umieć żyć w grupie. Lepiej wtopić się w tłum niż być indywidualistą. Lepiej powielać schematy niż iść swoją drogą. Brr… Cieszę się, że dziś nie zaprząta mi to głowy. Wiem, co jest dla mnie dobre i potrafię bronić swoich racji. Jestem pewna siebie, ale dotarcie do tej pewności zajęło mi parę dobrych lat. Czy dawniej też taka byłam? Czy potrafiłam się bronić? A może młodość zostawiła na mojej duszy rany, które do dziś nie mogą się zagoić?