wtorek, 2 października 2012

Jak zostać królem, czyli arystokrata też człowiek



Jak zostać królem, 2010
(oryg. The King’s Speech)
reż. Tom Hooper

Najtrudniej oglądać filmy, do których zasiadamy z przekonaniem, że czeka nas arcydzieło. Film obsypany Oscarami powinien zatykać dech w piersiach. Być doskonałym w każdym calu. Przeciętność nie zadowoli i nie zaspokoi wygórowanych oczekiwań. Mile spędzone chwile nie wytłumaczą zachwytu świata.

Nad Anglią czarną chmurą zawisło widmo wojny. Potrzebny jest władca, który stawi czoło Hitlerowi i poprowadzi naród do walki. Co zrobić, gdy nie ma takiego w pobliżu? Trzeba go sobie przysposobić. Gdy Edward VIII abdykuje, by oddać się rozkoszom niegodnej korony miłości, książę Albert zmuszony jest zająć jego miejsce. Tak się składa, że nie jest to jego największym marzeniem. Od ciężaru korony woli cień prywatności. Poza tym cierpi na niedopuszczalną u króla przypadłość: jąkanie. Gdy wizja objęcia brytyjskiego tronu staje się coraz bardziej realna, Albert postanawia zapanować nad dokuczliwą wadą wymowy. Moralny przywódca narodu nie może być śmieszny.

Cała moc filmu sprowadza  się do doskonałej gry aktorskiej. Moim zdaniem prym wiedzie wcale nie uwielbiamy przeze mnie Colin Firth (też świetny), ale Geoffrey Rush, któremu przypadła rola charyzmatycznego i ekscentrycznego nauczyciela poprawnej mowy. Jako niespełniony aktor całe swoje pragnienie, by być kimś lepszym przelewa na opornego księcia Alberta. Świetnie skrojone i zagrane role: pierwotna rezerwa księcia, entuzjazm i brak skrępowania nauczyciela, a potem rozkwit wiary w siebie. Brawurowe kreacje. Reszta sprowadza się do roli tła.

Historia oryginalna, ale zbyt błaha. Mimo mojego raczej obojętnego stosunku do rodziny królewskiej jak sęp nad moją głową krążyła myśl: ci to mają problemy… chociaż może powinnam doszukiwać się paraboli o dorastaniu do korony, do odpowiedzialności, do wojny. W końcu to dramat, nie komedia. Odrobinę współczuję członkom rodziny królewskiej ciągłego bycia na świeczniku – w końcu nie zawsze jest to konsekwencją wyboru, jak to bywa w przypadku celebrytów.  Trzeba zaakceptować fakt, że świecenie tyłkiem lub inną częścią ciała od razu trafi na pierwsze strony gazet. Z drugiej strony, czy spontaniczne obnażenie się jest atrybutem szarego człowieka? Myślę, że luksusowe życie może rekompensować inne braki. Ale może się mylę.

Film wart zobaczenia, ale przereklamowany.

Moja ocena: 4,5/6

13 komentarzy:

  1. Oglądałam, ale nie zrobił na mnie większego wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzetelny, dobrze zrobiony, ale - nie porywa. W niedzielę widziałam "Jej wysokość, pani Brown" o królowej Wiktorii. Również rzetelny, lecz taki do obejrzenia raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne to. Widzę, że nie tylko mnie nie porwał... Dlaczego zatem takie filmy zgarniają tonę nagród???

      Usuń
  3. Dla mnie film trochę za krótki. A koncówka jakby urwana. Niby moment na zakończenie filmu jak najbardziej odpowiedni, a jednak zdziwenie na twarzy witają napisy końcowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie film zakończył się w dobrym miejscu. Więcej bym pewnie nie zniosła;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Filmu nie widziałam, ale dziś skończyłam słuchać audiobooka pod tym samym tytułem. Podobał mi się, bo pokazywał dość szeroko tło społeczne i polityczne Anglii lat 1930-1940.

    OdpowiedzUsuń
  5. Film wart obejrzenia, ale raczej do niego nie wrócę... Zgadzam się, że gra aktorska bardzo dobra - ratuje całość, która szczerze mówiąc mnie nie porwała, a przynajmniej nie tak jak powinna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się, film faktycznie jest wart obejrzenia.. gra aktorska jakoś mnie nie porwała. Spodziewałam się czegoś lepszego aczkolwiek nie było aż tak źle :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za opinię - zastanawiałem się czy oglądać, teraz wiem, ze szkoda czasu - tylko na nadwyżkę czasową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bler, opinia to tylko opinia, pamiętaj, że zawsze warto mieć swoją!

      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Jak dla mnie film był super! Aktorzy świetnie dobrani, grali bardzo autentycznie :) Wciągnęłam się na maksa :)
    Zapraszam na mojego bloga. Piszę o wszystkim, najnowszy post jest o tolerancji. :)
    http://littletruelifee.blogspot.ch/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zgadzam się , film jest bardzo dobry i zasługuje na otrzymane nagrody. Niestety wymaga zwrócenia uwagę na pewne niedopowiedzenia, o których my z innego kręgu kulturowego nie za bardzo mamy pojęcie.
    Królem zostaje człowiek, który nigdy nim nie zostałby, gdyby jego starszy brat nie wdał się w romans i na dodatek sympatyzował z faszyzmem. Ze względu na pojawienie się wynalazku radio musiał przemówić do narodu. Poprzedni władcy byli odgrodzeni od narodu, arystokracją, dworską etykietą. Runął mur pomiędzy królem, a jego podwładnymi. Król okazał się nagi, jeśli rozumiesz co mam na myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atlu, cieszę się z Twoich uwag. Co prawda zwróciłam uwagę na wszystkie szczegóły, o których wspominasz, bo brytyjska historia nie jest mi obca, ale może moja interpretacja była zbyt powierzchowna. Albert był królem z przypadku, musiał pokonać własną nieśmiałość i ułomność, a początek epoki radia stał się dodatkowym obciążeniem psychicznym. Mimo wszystko podtrzymuję swoją pierwotną opinię.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń