środa, 15 lutego 2012

Ośnieżona wątpliwościami


Charlotte Link, Dom sióstr
Link Ch., „Dom sióstr”, Sonia Draga, Katowice 2011
tłum. Ryszard Wojnakowski
s: 635

Spieszyłam się, by przeczytać tę książkę przed wiosną. Wydawało mi się, że historię ze śnieżycą w tle najlepiej się czyta, gdy za oknem panoszy się zima. Teraz sobie myślę, że jest wręcz odwrotnie, taka książka na pewno świetnie orzeźwia w upalne dni. Niestety, przy okazji studzi również entuzjazm…


W przeddzień Bożego Narodzenia do posiadłości Westhill House położonej w malowniczym hrabstwie Yorkshire przyjeżdża Barbara i Ralph, których małżeństwo wisi na włosku. Wspólne święta mają być ostateczną próbą scalenia ich związku i wzniecenia na nowo płomienia, który stłumiły ambicje zawodowe obojga. Pomysł nader odważny, zważywszy że małżonkowie od wielu lat mijają się we własnym domu, nie rozmawiają o rzeczach istotnych, a dla wygody postanowili zamieszkać w oddzielnych sypialniach. I jakby zamknięcie na odludziu dwóch kompletnie obcych sobie osób nie było już wystarczającym kataklizmem, całą północną Anglię zasypuje śnieg, skazując naszych bohaterów na wzajemne towarzystwo bez światła, ciepła i jedzenia. Pozostaje ogrzać się sobą, ale… Barbara natyka się przypadkiem na zapiski sprzed ponad pół wieku należące do byłej właścicielki Westhill, Frances Gray. I w ten oto sposób Barbara spędza kolejne dnie, grzejąc się intymnymi wspomnieniami obcej kobiety zamiast ratować swoje małżeństwo, rąbać drewno razem z mężem czy w jakikolwiek inny sposób szukać wyjścia z dramatycznej sytuacji, w której się znalazła.

Życie Frances było niezwykle barwne, obfitowało w tragiczne wydarzenia większej (obie wojny światowe, prześladowania sufrażystek) i mniejszej rangi (brak akceptacji ojca, utrata ukochanego na rzecz siostry, pobyt w więzieniu, piętno wojny odciśnięte na duszy brata). Charlotte Link postarała się, byśmy na kartach jej powieści znaleźli wszelkie możliwe tragedie, dramaty, konflikty i dylematy. Dla każdego coś miłego. Frances została wykreowana na kobietę silną, zaradną, odważną, ceniącą bardziej własną niezależność niż melancholijny błogostan odwzajemnionej miłości. To w niej Barbara prawdopodobnie zobaczyła siebie. Jednak dla mnie Frances nie była uosobieniem siły – jej brak zdecydowania odnośnie Johna, którego nie chciała przyjąć, ale też nie potrafiła oddać innej, jej destrukcyjna nienawiść do siostry, sposób, w jaki obeszła się z niechcianym adoratorem, który wcześniej kilka razy próbował odebrać sobie życie - wszystko to czyni z niej nie tyle bohatera z krwi i kości, co bohatera negatywnego. Jej ostateczny rozrachunek z siostrą potwierdza tylko tę tezę. Ja nie znajduje dla niej usprawiedliwienia. Podobnie jak dla Barbary. Czasami życie wystawia nas na próbę, czasami wydaje nam się, że nie można postąpić inaczej, ale nie możemy być bezkarni, sami musimy wytyczyć sobie granice.

Rozumiem, że Dom sióstr może się podobać. Łatwo dać się porwać tej obszernej sadze rodzinnej, której dramaty rozgrywają się na bezkresnych równinach krainy sióstr Brontë. Czyta się ją szybko i przyjemnie, niestety później dopadła mnie refleksja, że ta książka ani nie porusza, ani nie wstrząsa. Nie pomieszka we mnie długo. Dobre czytadło i dobrą książkę dzieli wielka przepaść. Niestety.

***
A tak na marginesie, nienawidzę bezsensownych okładek. Czy tak mogła wyglądać posiadłość w Yorkshire z początku ubiegłego wieku? Niestety cały czas mnie prześladowała…

Moja ocena: 4/6

13 komentarzy:

  1. No proszę, a miałam wielki apetyt na tę książkę... Co prawda ostudziłaś mój entuzjazm, ale jednocześnie zaoszczędziłaś mi czasu:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja również dziękuję za ten wpis, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy blog :) Będę zaglądała częściej.
    Zapraszam do siebie na:
    www.pory-roku-nastolatki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. To i tak jak dla mnie najlepsza książka Link, pozostałe dawałam rady do połowy. To dopiero były czytadła - nie do przejścia. Trudno mi dlatego wydać opinię o tej pisarce, którą tak wiele osób chwali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda potwora, znajdzie swojego amatora;) A tak na poważnie, myślę, że Charlotte Link to spryciula - porusza ważne kwestie, operuje sprawdzonymi schematami, wybiera najbardziej przyciągające czytelników motywy, które zebrane w całość - niestety - nie przedstawiają żadnej wartości i szybko się o nich zapomina. Podobne, może trochę lepsze, mam zdanie o Jodi Picoult. Podobno nie powinno się wyrabiać opinii na podstawie pojedynczej książki, ale co zrobić, jeśli nie ma się ochoty sięgnąć po kolejną?

      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  5. Treść książki pominę milczeniem,do okładki muszę się krótko odnieść-irytująca.Na zakończenie chcę Ci napisać,że stosujemy podobną tzw.zimową strategię.Tylko Ty brniesz na północ,a ja..."chodzę na głowie".:) Pozdrawiam i strzelam oko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alko, nie milcz, na miłość boską;)))
      PS. Dobrze, że masz dobrą przyczepność;)

      Ściskam!

      Usuń
    2. Mówisz i masz.Nie przemawiają do mnie książki"gorzko-słodkie" i te o podobnych smakach.Pewnie masz rację,że autorka to spryciula,serwuje nam bigos kiedy my czekamy na delicje.
      Porównanie do pisarstwa Judi Picoult(w odpowiedzi na wcześniejszy wpis),tylko utwierdza mnie w przekonaniu,że to literatura nie dla mnie.Nie lubię się męczyć przy czytaniu,jak się chcę zmęczyć to np.kopię ogródek.Wiosną i jesienią-naturalnie.Zimą prowadzę osiadły tryb życia i oddaję się,oddaję się,oddaję się...czytaniu,naturalnie.
      No i widzisz,coś wyzwoliła? Gadułę wyzwoliłaś. Pa!Pa!Pa!Buźka!Pa!

      Usuń
    3. Czasami dobrze się wygadać:) Mnie najbardziej zadziwia, że ta książka tyle osób zwaliła z nóg. Zresztą moje zainteresowanie wyrosło na kanwie jej blogowej popularności. Zupełnie przeciętna literatura.

      Pozdrawiam i dziękuję za głos w sprawie:)

      Usuń
    4. Jeśli chodzi o sprawę-to nie ma sprawy.
      Wiesz,często jest mi tak nijak,kiedy mam odmienne zdanie w ocenie książki.Szczególnie o tej"zwalającej z nóg".Myślę sobie-może jestem ograniczona,może mam niewłaściwe podejście i nie odkryłam czegoś,co odkryli inni.Ale dlatego chyba warto przeczytać książkę wzbudzającą zachwyt u innych,tak dla własnej subiektywnej oceny.

      Pozdrawiam,spełniaj się i przy okazji czytaj.Pa.

      Usuń
  6. Chętnie przeczytam tą książkę, gdyż bardzo zaciekawiłaś mnie samym wstępem :)

    Ps. Zapraszamy na Naszego bloga, który opowiada o Naszym zespole :D www.details-big.blogspot.com :) Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nienawidzę bezsensownych tytułów (jak na przykład "Top modelka").

    Jakiś czas temu bardzo się zapaliłam do tej książki, ale ostatnio jakoś mi przeszło. Najpierw wszędzie zachwyty, a teraz jak piszesz - coraz częściej okazuje się, że jest zupełnie przeciętna. Ja raczej się rozczarowuję tymi najbardziej wychwalanymi książkami (Uśmiechy Bombaju według mnie 6/10, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet - 7/10...), więc na razie sięgnę po coś innego z mojego wielkiego stosu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że w dużej mierze to kwestia wygórowanych oczekiwań. Nie możemy uwierzyć, że ktoś wychwala coś, co nam nie do końca się podoba. Pamiętajmy jednak, że gusta są różne - na szczęście. Dlatego rozumiem, że ta książka może się podobać, mnie po prostu bardziej irytowała.

      Pozdrawiam i dzięki za komentarz

      Usuń