środa, 29 grudnia 2010
Małe nie zawsze jest piękne
Simon Mawer, Karzeł Mendla
Mawer S., „Karzeł Mendla”, Świat Książki, Warszawa 2007
tłum. Bohdan Maliborski
s: 318
Macie czasami wrażenie, że trzymacie w ręku bardzo dobrą książkę, a jednak struny waszej duszy trwają w bezruchu? Czujecie niepewność, lekkie podszczypywanie wstydu, zażenowanie… Ja czuję się tak czasami, ale szybko tłumaczę sobie, że książka najwidoczniej nie trafiła na podatny grunt. Przecież nie każdą dobrą książkę trzeba czytać z wypiekami na twarzy. Dobra książka może znaleźć innego pasjonata. Dobra nie znaczy dla każdego.
Karzeł Mendla to historia, która biegnie dwoma ścieżkami. Podążając pierwszą z nich, poznajemy Benedicta Lamberta, naukowca, który ma nieco powyżej 120cm wzrostu. Swoje życie podporządkował dwóm pragnieniom: odkryciu genu odpowiedzialnego za achondroplazję (czyli za bycie karłem) oraz miłości - w każdym jej odcieniu. Wybierając drugą ścieżkę, poznajemy dalekiego przodka Benedicta, Gregora Mendla, którego uważa się za prekursora genetyki.
Historia Benedicta nie należy do szczęśliwych. Był inny, miał powykrzywiane ciało i mopsią twarz, wszyscy patrzyli na niego z obrzydzeniem bądź politowaniem, nazywali mutantem lub dzielnym człowiekiem. Benedict szczelnie otoczony murem cynizmu nauczył się z tym żyć. Chociaż był karłem, stał się wielki w świecie nauki. Ukojenia szukał w ramionach (choć raczej należy powiedzieć: w udach) Jean, normalnej kobiety, która tak naprawdę też padła ofiarą zawirowań genetycznych: jej źrenice miały różny kolor. Benedict był normalnym mężczyzną uwięzionym w ciele karła, miał takie same potrzeby, troski i pragnienia. Dlaczego wszyscy traktowali go jak pół-człowieka niezdolnego do odczuwania bólu? Dlaczego Jean była normalna, chociaż patrzyła na świat różnokolorowymi oczami? Niestety granice normalności ustanawiają ludzie, którzy nader troskliwie dbają o czystość swojej rasy.
Mawerowi udało się zasiać we mnie niepokój. Gdy sobie pomyślę, że tylko jeden malutki, maciupki gen może sprawić, że zamiast pięknego dziecka na świat przychodzi… no kto? Właśnie. Mutant? Czy mamy prawo tak nazywać drugiego człowieka? Czy takie dziecko nie zasługuje na miłość? Ale czy możemy ochronić je przed nienawiścią reszty świata? Czy sami tak naprawdę W ŚRODKU jesteśmy szczęśliwi? Ośnieżyłam się pytaniami.
Mądra to książka i ważna, ale chyba nie dla mnie. Za dużo tu genetyki i cynizmu, za dużo czarnych myśli. A może po prostu nie powinnam była po nią sięgać w okresie choinkowo-gwiazdkowym. Ale polecam. Myślę, że warto ją znać.
Moja ocena: 4/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dużo dobrego słyszałam o "Przestrzeni za szkłem" Mawera, która ma się ukazać lada dzień. Zaopatrzę się w nią w przyszłym tygodniu i po lekturze podzielę się wrażeniami. Mam nadzieję, że okaże się lepsza niż "Karzeł Mendla".
OdpowiedzUsuńZaintrygowala mnie ta ksiazka.
OdpowiedzUsuńLirael, "Karzeł Mendla" naprawdę wcale nie jest zły! Poczytaj sobie opinie w Internecie - jest ich niewiele, ale same przychylne. Książka nie jest zła, trafiła w złe ręce:)
OdpowiedzUsuńAle o kolejnej jego książce chętnie poczytam. Trzymam za słowo i czekam na recenzję.
Lotto, cieszę się, że udało mi się zaszczepić w Tobie ciekawość:)
Pozdrawiam i dzięki za odwiedziny!
Inez :) spóźnione... to nic :) dziękuję bardzo! :)
OdpowiedzUsuń