środa, 8 grudnia 2010
"American dream" w wersji dla ubogich (duchem)
Francis Scott Fitzgerald, Wielki Gatsby
Fitzgerald S.F., „Wielki Gatsby”, Książka i Wiedza, Warszawa 1985
tłum. Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
s: 238
Tytułowy Jay Gatsby to dorobkiewicz, który całe swoje życie podporządkował jednemu pragnieniu – zdobyciu kobiety o jakże słodkim imieniu, Daisy. Sukces miały mu zagwarantować pieniądze zdobyte niekoniecznie ciężką pracą. Gdy Gatsby wzniósł się już na pożądane przez siebie wyżyny społeczne, ukochana znalazła się niemal w zasięgu ręki. Należało ją tylko zwabić w swoje sidła i ziścić od lat pielęgnowane marzenie.
Jak wiele wspólnego ma marzenie ze złudzeniem? F. Scott Fitzgerald udowadnia nam, że sporo. Marzenia posiadają swoją wartość tylko wtedy, gdy są poza naszym zasięgiem. Autor nie jest również zbytnio odkrywczy w kwestii pieniędzy, które okazują się siłą potężną i zgubną. Możemy mu jednak wybaczyć ten brak oryginalności, pamiętając, że powieść powstała w 1925 r. Możliwe, że Amerykanie dopiero uczyli się rozpoznawać diabła, chociaż, obserwując dzisiejszą rzeczywistość, nie do końca jestem o tym przekonana. F. Scott Fitzgerald serwuje nam całą garść stereotypowych zachowań i sprawdzonych chwytów literackich: bohater romantyczny, nieszczęśliwa miłość, destrukcyjna siła pieniądza, zdrada, przyjaźń. A wszystko to okraszone jest stylem wątpliwej urody: słowa nabrzmiałe patosem, postacie ledwie zarysowane… Tak bardzo lubię starannie skrojonych literacko bohaterów, że wszyscy pozostali – z lichymi portretami psychologicznymi – nie mają szans na wzbudzenie we mnie sympatii. Tak więc Jay Gatsby okazał się dla mnie zupełnie przezroczysty. Mimo usilnych starań nie poczułam jego bólu. Bez wahania wybieram Martina Edena, który, podobnie jak Gatsby, próbował „dorosnąć do pięt” pustej lalce nie zasługującej nawet na połowę względów, którymi została obdarzona.
Ale nie zamierzam tylko narzekać. Zdecydowaną zaletą książki jest atmosfera lat 20-tych minionego wieku, którą otuliłam się jak kocem podczas dwóch mroźnych wieczorów: Stany Zjednoczone, przedmieścia Nowego Jorku, ekskluzywne samochody, ogromne rezydencje, przyjęcia do rana, alkohol lejący się strumieniami mimo prohibicji, jazz i rozluźnienie obyczajów. Tak… Zawibrował jazz w moich uszach i spłynął na mnie skwar upalnego lata.
Intrygujący jest również tytuł: WIELKI Gatsby. Okazuje się, że cała „wielkość” Gatsby’ego runęła jak zamek z piasku w jednej chwili. To ironia losu i przestroga zarazem: musimy uważać, na czym budujemy swoją wielkość, by na koniec nie wyjść tylko na biednego sukinsyna [s.230]. Mimo milionów na koncie.
I to chyba na tyle. Nie dałam się przekonać.
Moja ocena: 3/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cieszę się, że nie tylko mnie ta książka nie podeszła, bo się już czasami zastanawiałam, czy może nie dostrzegłam jej jakichś OCZYWISTYCH walorów. Daisy jest taka denerwująca, Gatsby taki patetyczny, a wszystko napisane stylem szkolnego wypracowania. Nic nowego, faktycznie, tam nie ma. Wydaje mi się, że inne powieści Fitzgeralda mogą być lepsze. Czytałam kiedyś, bodajże niedokończoną, "Ostatni z wielkich". Szału może nie było, ale reprezentowała lepszy poziom niż "Wielki Gatsby".
OdpowiedzUsuńpani Katarzyno:) niestety nie znam innych powieści Fitzgeralda, ale po tej - okrzykniętej najlepszym jego dziełem - jakoś nie mam ochoty sięgać po pozostałe. Zazwyczaj jest tak że, jeśli nie podchodzi mi STYL jakiegoś pisarza, nie ma szans zmienić tego kolejny utwór. Poza tym, zawsze czuję się trochę nieswojo, oceniając klasykę (bo kim ja jestem, żeby brać się za bary z mistrzami), ale na tym polega chyba wolność słowa, co nie?;))
OdpowiedzUsuńW każdym razie Fitzgeraldowi mówię stanowcze NIE!
Ale mam nadzieję, że trafi się jeszcze jakiś obronny komentarz w jego sprawie:)
Pozdrawiam ciepło!
a mi się podobała. Co prawda czytałam ją jakieś 4-5 lat temu, kiedy to bardziej byłam podatna na takie naiwne historie, ale zapadła mi w pamięc i jest nadal bliska mojemu sercu. Może jak wrócę do niej za kilka lat to moja o niej opinia się zmieni.
OdpowiedzUsuńNo cóż, zawsze tak jest z minionymi dziełami, wczucie się w epokę jest trudne. Sposób pisania - do dzisiaj zachwyca i powoduje, że trudno się od niego oderwać, ale rozumiem, że nie wszystkich. Bukowski zaczytywał się przecież, i inni... wielu wyrosło na Fitzgeraldzie. Ale nie rób sobie wyrzutów, kiedy 10 lat temu sięgałam po Bukowskiego nie mogłam strawić jego bełkotu. Dzisiaj jestem piewczynią jego talentu i łykam każdą książkę jak lekarstwo na moje lęki. A "Wielki Gatsby", "Zaczarowana góra", "Solaris", "Mistrz i Małgorzata" :) I "Nienasycenie" z którym ostatnio śpię, to dla mnie pierwsza piątka... ale trochę do tego dojrzewałam :)
OdpowiedzUsuńBoo, dobrze jest wracać do książek co jakiś czas, by weryfikować ich wartość w naszym życiu. Pewne jest jedno: dla jednych książka może być wartościowa, dla innych nie. Najwidoczniej w moim przypadku nie trafiła na podatny grunt.
OdpowiedzUsuńMargo, dziękuję za głos opozycji:) Jeśli zaglądasz do mnie czasami (a wiem, że tak), to wiesz, że uwielbiam klasykę. Poza małymi wyjątkami mało u mnie pachnących świeżością nowinek. Nie gonię za tym, co nowe, bo wiem, że jest jeszcze przede mną tyle wspaniałych książek, które powstały dawno, dawno temu... Ale na pewno nie wyznaję też zasady, że wszystko opatrzone metką "klasyka" jest godne podziwu i należy wyrzec się jakiejkolwiek krytyki. Staram się kształtować swoją opinię na podstawie tego, co już przeczytałam i wartości, które dana książka wniosła do mojego życia. "Wielki Gatsby" nie wniósł kompletnie nic. Byłam rozczarowana. Myślę, że niemały wpływ na to miała powieść Ulickiej, którą czytałam tuż przed "Gatsbym". Wywróciła ona moje życie do góry nogami i chyba nie do końca byłam "otrząśnięta", gdy brałam się za kolejną lekturę. Póki co stawianie "Wielkiego Gatsby'ego" obok "Mistrza i Małgorzaty"(!), "Czarodziejskiej góry" czy nawet "Nienasycenia" ("Solaris" nie znam) boli mnie straszną niesprawiedliwością. I o nie, nie robię sobie wyrzutów:)) Książka jest moja (kupiona za 50 gr!), więc na pewno do niej wrócę za kilka lat. Może dojrzeję do tego czasu;)
Dziękuję za ciekawe komentarze!
Zaglądam zaglądam, częściej niż Ci się wydaje :) Ależ niech Cię nie boli, to moje zestawienie jest tylko moim, każdy czyta, to, co lubi. I różnice są piękne. Najpiękniejsze :)
OdpowiedzUsuńMargo, zgadzam się w pełni i podpisuję się pod tym obiema nogami i rękami:)
OdpowiedzUsuń