sobota, 18 stycznia 2014

Portret rodziny



Paweł Sanajew, Pochowajcie mnie pod podłogą
Санаев П., „Похороните меня за плинтусом”, Астрель: АСТ, Москва 2012
s: 270

Czy można stworzyć idealny, a przynajmniej dobry portret własnej rodziny odżegnując się od błędów innych? Czy można ominąć błędy popełniane przez naszych rodziców i kroczyć własną drogą światła? Wystrzegam się błędów, a popełniam je codziennie i chcę wierzyć, że ich świadomość jest wystarczającym rozgrzeszeniem. A co z tymi błędami, które kryją się za nieświadomością? Jak bardzo zaważą one na losie mojej rodziny i przyszłym życiu mojego dziecka?

Powieść Sanajewa Pochowajcie mnie pod podłogą to w Rosji powieść kultowa. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że opisuje historię rodziny sławnej, dziś powiedzielibyśmy medialnej i, jak się okazuje, dysfunkcyjnej. Wydana w atmosferze skandalu była doskonałym kąskiem dla mediów i złaknionej sensacji publiczności. Narratorem powieści jest ośmioletni Sasza, który naiwnie opowiada o swoim małym świecie. Brak tu jego własnych opinii, zewsząd słychać tylko jęki babki, jego opiekunki. Matka mieszkająca z kochankiem była według słów babci niezdolna do zajmowania się synem. Sasza jako dziecko chorowite większość czasu spędzał w domu pod ostrzałem wyzwisk i przekleństw babci - kobiety rozgoryczonej, nieszczęśliwej i rozczarowanej życiem, która cały sens swojego życia skoncentrowała na wnuku. Niestety, niezdolna do miłości, przygnieciona własną porażką zamienia życie Saszy w piekło wypełnione dziwnymi praktykami medycznymi, żalami, pretensjami i wyzwiskami pod adresem córki, matki chłopca. Babce opieka nad Saszą, którą nazywa krzyżem, zastępuje sens życia i pogrzebane aspiracje. Trzyma się go pazurami, bo Sasza tak naprawdę był jej ostatnią szansą na usprawiedliwienie własnej egzystencji.

Sasza bał się babci. Nazywał się niedobrym dzieckiem, bo czasami chcący-niechcący robił babci na złość. A babcia przecież poświęciła dla niego całe życie. Straszne to. Bo tak naprawdę to ona poświęcała życie Saszy dla siebie. Poświęcenie nie jest równoznaczne z miłością. Jeśli się pojawia to znaczy, że w złym czasie znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu. Gdy wiemy, co jest ważne, nic nie trzeba poświęcać. Proste. Może nie zabrzmi to dobrze, ale jestem dumna, że jeszcze nigdy nie poświęciłam się dla własnego dziecka i nigdy nie chciałabym, że ono kiedykolwiek poświęcało się dla mnie. Bo czy trzeba coś poświęcać, by być dobrym rodzicem-dzieckiem-małżonkiem? Ale może po prostu rozumiem miłość inaczej.

Książka denerwowała mnie. Życie Saszy było tak beznadziejne i niesprawiedliwe, że miałam ochotę krzyczeć i trząść nim, matką, babką. Jak można tak marnować dziecku życie? Jak cała rodzina może się bać jednej apodyktycznej choleryczki? Drażniła mnie niemoc, drażnił mnie naiwny obraz rodziny rysowany pierwszoosobową narracją Saszy. A wszystko to doprawione charakterystycznym rosyjskim humorem. Ale chyba najbardziej denerwowała mnie świadomość, że autor (dziś znany pisarz i reżyser) na światło dzienne wywlókł, mniej  lub bardziej dosłownie, brudy swojej rodziny. I oczywiście na tym zarobił. Może była to zemsta, może próba rozliczenia się z przeszłością, dla mnie - utrata wiarygodności. 

Podobna refleksja tu i tu

Moja ocena: 3/6