czwartek, 4 listopada 2010

Łapy precz od wspomnień!


Louisa May Alcott, Małe kobietki
Alcott, L.M., „Little Women”, Penguin Classics, London 1989
s: 504

Sięgnęłam po Małe kobietki Louisy May Alcott z nadzieją, że odkrywam właśnie amerykański ekwiwalent powieści sióstr Bronte. Dawno, dawno temu oglądałam ekranizację tejże powieści. Film zapamiętałam jako ciepłą, pełną miłości opowieść o życiu czterech sióstr i ich niesfornego przyjaciela Lauriego. Film był pięknym wspomnieniem z czasów, kiedy byłam podlotkiem podekscytowanym mgliście zarysowaną przyszłością i… tam powinien był pozostać.
Ostatnio jednak nabrałam okropnego zwyczaju odświeżania swoich wspomnień z dzieciństwa i jak na razie nie wychodzi mi to na dobre. Szybsze bicie serca, chwilowe rozczulenie, niewyraźne pojękiwanie tęsknoty i… rozczarowanie. Postanowiłam więc tymczasowo zaniechać nostalgicznych podróży do czasów, które minęły bezpowrotnie. Najpiękniejsze są wspomnienia, ot co!

Powieść Louisy May Alcott zabiera nas do świata, którego już nie ma, a coraz częściej myślę, że takiego świata w ogóle nigdy nie było. Świat sióstr March to świat idealny, mimo biedy, chorób i śmierci. W tym świecie człowiek jest idealny, a przez to taaaki nudny… Każda z sióstr March to obraz wszelkich cnót, a jeśli nawet jakaś rysa skazi ten obraz, to tylko na chwilę, gdyż życiową misją wszystkich dziewczynek jest samodoskonalenie. Najstarsza z dziewczynek, Meg, jest piękna, pracowita, romantyczna; Beth – cicha, nieśmiała, rodzinna, Amy – jak mała iskierka, trochę za bardzo skupiona na sobie, co „na szczęście” udaje się jej skutecznie zwalczyć i Jo – najbarwniejsza z sióstr, chłopczyca, bezkompromisowa, szczera do bólu, aspirująca pisarka. Tak naprawdę tylko dzięki Jo udało mi się przebrnąć przez powieść do końca. Czytałam gdzieś, że Alcott maluje ludzkie charaktery barwnie i niezwykle przekonująco, ale jako miłośniczka literatury skupionej wokół ludzkiej psychiki zdecydowanie muszę przyznać, że wybieram malarza-Dostojewskiego. Moim zdaniem, portrety namalowane pędzlem Alcott są płaskie, nierealne, a przez to nudne. Powiew XIX w. również nie jest obezwładniający, chociaż emocje związane z pierwszym balem, pikniki, echo wojny domowej, z której powrócił ojciec dziewczynek, podróż Amy po Europie z bogatą ciotką niewątpliwie dodają całej opowieści uroku.

Chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do osoby Jo, która wzbudziła największą moją sympatię. Pojawiają się przypuszczenia, że Alcott wzorowała tę postać na sobie ze względu na aspiracje literackie Jo, ale również ze względu na jej wyraźną niechęć do zamążpójścia. Sama Alcott w jednym z wywiadów powiedziała:
I am more than half-persuaded that I am a man's soul, put by some freak of nature into a woman's body ... because I have fallen in love in my life with so many pretty girls and never once the least bit with any man.*
Dzięki takim stwierdzeniom zaczęto podejrzewać Louisę May Alcott o skłonności homoseksualne, jak również o to, że takimi skłonnościami obdarzyła jedną z bohaterek swojej powieści. Uważam to za nonsens, bo sam fakt wchodzenia na drzewo czy odrzucenie ręki mężczyzny, którego się nie kocha nie świadczy chyba o homoseksualizmie!

Mam jeszcze dowód na to, że niektóre zachowania zawsze pozostaną uniwersalne:
When women are the advisers, the lords of creation don’t take the advice till they have persuaded themselves that it is just what they intended to do; then they act upon it, and, if it succeeds, they give the weaker vessel half the credit of it; if it fails, they generously give her the whole. [s. 420]**
Ile w tym uszczypliwości, humoru i zmysłu obserwacji… Niektóre prawdy życiowe nigdy się nie starzeją.

Mimo wszystko cieszę się, że lektura Małych kobietek już za mną i mogę zabrać się za literaturę bardziej odpowiednią dla mojego wieku. Nie wiem na jak długo, bo wkrótce Boże Narodzenie, śnieg za oknem i spotkania z rodziną, czyli czas, który sprzyja refleksjom i powrotom do przeszłości. Ale póki co, trzymam się z dala wspomnień!

____________________________________________

*) Jestem więcej niż przekonana, że jestem duszą mężczyzny, którą jakiś szaleniec umieścił w ciele kobiety… ponieważ w swoim życiu zakochałam się w tylu ślicznych dziewczętach i nigdy przenigdy w żadnym mężczyźnie.
[by Inez]

**) Kiedy doradcą jest kobieta, pan i władca nigdy nie przyjmie rady, dopóki nie przekona sam siebie, że i tak zamierzał postąpić w ten właśnie sposób; następnie postępuje zgodnie z radą i jeśli rada była dobra, przypisuje słabej płci połowę zasługi, a jeśli rada była zła, wspaniałomyślnie obarcza ją całą winą.
[by Inez]

Moja ocena: 4/6

15 komentarzy:

  1. Nie znam książki, ale pamiętam naprawdę miły film z Winoną Ryder i Kirsten Dunst. Planowałam nawet do niego wrócić, ale teraz już wiem, że najpierw muszę zajrzeć do książki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Musze to przeczytać. Swego czasu dziwne losy panny J.E. były moja ulubiona lekturą;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się "Jestem więcej niż przekonana, że jestem duszą mężczyzny, którą jakiś szaleniec umieścił w ciele kobiety… ponieważ w swoim życiu zakochałam się w tylu ślicznych dziewczętach i nigdy przenigdy w żadnym mężczyźnie." Ani książki ani filmu nie oglądałam, więc cóż mogę napisać... Miło, że znów jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ciepłe uczucia do tej książki. Jak większość ludzi najpierw obejrzałam film a potem poleciałam po książkę. I warto było, bo to dobra literatura, nie to badziewie dla młodzieży, które obecnie zalewa rynek. Gdyby młodzi ludzie wychowywali się na takiej lit. wyrośliby na porządnych, poukładanych ludzi... No bo co może przekazać dzieciakom Rowling? Meyer? Czy Kalicińska? Chyba znowu przeczytam książkę M.L. Alcott :))

    Pozdrawiam ciepło i jak zawsze serdecznie :)) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Odnośnie Twojego dawnego wpisu o koszmarze z dzieciństwa czyli klownie-przeczytaj sobie "Księcia mgły" Zafona. Koszmar się jeszcze spotęguje :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Klaudyno, film faktycznie był uroczy i szczerze mówiąc, bardziej mi się podobał niż książka. Dłużyła mi się trochę i z niecierpliwością spoglądałam na inne książki zerkające na mnie z półki;)

    Nivejko, ale ja właśnie starałam się powiedzieć, że "Małe kobietki" NIE są podobne do Jane Eyre!!! Ale jeśli masz ochotę, czemu nie... :)

    Margo, dziękuję jak zwykle:) Ale podobała Ci się wypowiedź Alcott czy moje tłumaczenie? Nie uściśliłaś:)) Tak przy okazji, niezwykle odważne stwierdzenie jak na XIX w. ...

    Barbaro, oczywiście masz rację, chłam nas zalewa i nikt (prawie) nie czyta klasyki - szczególnie młodzież. Zaczynam się już czuć trochę prykowato, gdy mówię, że nie znoszę wampirzej literatury (ciekawe czy ukuje się taki termin?;). Czasami myślę, że dobrze, że ludzie w ogóle cokolwiek czytają, a czasami wydaje mi się, że taka literatura to jak telenowele (czyt.chłam).

    Szasto, to "Książę mgły" już jest?! Myślałam, że ukazuje się w przyszłym tygodniu... No chyba, że dostałeś egzemplarz od wydawnictwa:)
    Oczywiście, że czaję się na Zafona i mam nadzieję, że mi przejdzie z tym klaunem:))

    Pozdrawiam wszystkih ciepło!
    Wydawało mi się, ze napisałam średnio przychylną recenzję, a w tylu osobach obudziłam ciepłe uczucia... Miło:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze chciała przeczytać tę książkę, ale jakoś nigdy się nie złożyło :X

    Pozdrawiam serdecznie^^

    OdpowiedzUsuń
  8. I jedno i drugie :) Odważne, nawet jak na dzisiejsze czasy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Luizo, wiem, jak to jest mieć tyle lektur po drodze... Obawiam się, że nigdy nie przeczytamy wszystkiego:(

    Margo, uff, no to choć trochę połechtałaś moją próżność;)

    Przesyłam uściski!

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak "Książę mgły" już jest:) Nawet go zrecenzowałem.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. W mojej recenzji celowo nie odkrywałem nic związanego z treścią, bo wiem że mało osób Księcia czytało do tej pory

    OdpowiedzUsuń
  12. Postanowiłam przeczytać te książkę w jezyku angielskim, aby podkształcić ten język. Na ile to dobry wybór przekonam się po przeczytaniu kilku stronic. W tej chwili nie mam możliwości na czytanie w moim języku, gdyz przebywam za granicą.Czy warto rozpoczynać czytanie w tym celu? Proszę o radę.Chcę dodać, że pomysł na czytanie w celu doskonalenia angielskiego wzięłam od autorki "Dzikich łabędzi"-Jung Chang

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytanie w oryginale jest jedną z najskuteczniejszych metod nauki języka obcego, a na pewno najprzyjemniejszą, o ile nie będziemy frustrować się zbyt często i damy sobie trochę czasu na "wsiąknięcie". Nie wiem, na jakim jesteś poziomie i czy podołasz literaturze niezaadaptowanej do celów edukacyjnych, bo na poziomie np. A2 na pewno nie powinnaś czytać oryginałów klasyki amerykańskiej czy angielskiej, bo tylko się zniechęcisz. No chyba że jesteś bardzo zmotywowana. Moją pierwsza książką w języku angielskim był "Dracula" Stokera, którą czytałam ponad pół roku:) Była dla mnie zdecydowanie za trudna, ale była dla mnie również doskonałą motywacją:) Później mogło być już tylko łatwiej...

    Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  14. Inez,
    dziekuje za radę.Po przeczytaniu kilku recenzji tej książki doszłam jednak do wniosku, ze lepiej "odpuścić" tę pozycję do kształcenia języka. Lepiej wybiorę coś zaadaptowanego-za chwilę wyruszam do biblioteki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń